Jeszcze czuję ogromne zadowolenie, które wynika z zaspokojenia wielu moich potrzeb.
W sobotę po południu pojechałam do siostry. Sama. Wsiadłam w autobus, tak by delektować się spokojem jazdy, nie patrząc na znaki drogowe, nie słuchając nawigacji, by w ciszy i bez wysiłku dojechać do Krakowa.
Spędziłam z moją siostrą kilka godzin. Pogadałyśmy sobie, jak to przystało na kochające się rodzeństwo, pośmiałyśmy się oglądając film, zjadłyśmy pyszne i zdrowe kanapki z kiełkami (i nie tylko). Rano moja siostra zrobiła mi śniadanie. Przyznam się, że to nie nowość, bo ilekroć u niej jestem to dba o mnie. Znam to przyjemne uczucie radości na widok śniadania, również z własnego domu. Mój mąż często przygotowuje nam śniadania. Ostatnio nawet nasza 8-latka zaskoczyła nas sobotnim śniadaniem z odpowiednim przystrojeniem.
Ale wracam do tego, co wyzwoliło we mnie to błogie uczucie. Otóż, ten sobotni wieczór i niedzielny poranek u siostry to był czas tylko dla mnie i dla niej. Czas cieszenia się sobą, czas rozmowy, empatii, zabawy i śmiechu
Dla mnie jako mamy - czas pobycia w innej sferze niż rodzicielskiej. Mogłam stęsknić się za dziećmi i mężem, który został w
Sferze Taty ze swoimi dziećmi. Mogłam, chciałam i zrobiłam coś tylko dla siebie. Jest to dla mnie taki zdrowy egoizm, który mówi, że jeżeli zadbasz o siebie samego, to będziesz miał z czego dawać innym. Napełniam więc swój kubek po to, by potem z niego odlać innym.
No bo jak "(...) miłować bliźniego, jak siebie samego" skoro dla siebie tak mało się robi, tak czasami mało siebie samą darzy uznaniem, szacunkiem, prawie wcale nie zauważa, może nawet nie akceptuje, i czy w ogóle kocha?
No więc w odpowiedzi na to powyższe pytanie "jak?" odpowiadam, że ja to robię właśnie tak, że czasami jadę do siostry sama. Pomyślałam, że na co dzień warto by było dbać o siebie w drobnych sprawach. Poczytać ulubioną książkę, wyjść na spacer, zapisać się na, tak teraz modną, "zumbę" lub wodny aerobik. A może jeszcze coś zupełnie innego. Wiem jedno: dbanie o siebie pomaga i wróciłam wypoczęta.
To co mi pomogło, to również świadomość odpowiedzialności za siebie samą i zadbałam o siebie. Jadąc wiedziałam, że mój mąż sobie poradzi, że na pewno znajdzie sposób, by głodnym nie chodzić i dzieciom umrzeć z głodu nie da ;) Po prostu zdjęłam ze swoich ramion ten ciężar bycia idealną we wszystkim i odpowiedzialną za wszystko i każdego. Pomyślałam, że wcale nie muszę im wszystkiego przygotowywać, gotować obiadu na czas, kiedy mnie nie będzie, przypominać o wszystkim. Dadzą radę. I tak się też stało. Nawet po powrocie czekał na mnie rosół. Wyjeżdżając, wychodząc, "zostawiając" na chwilę tatę i dzieci daję im przestrzeń do bycia razem. Nie dzwonię by zapytać czy mają obiad, czy wiedzą gdzie są ubrania, by przypomnieć o zadaniu domowym. Dzwonię by powiedzieć, że dojechałam, że idę na warsztaty, że wracam. Dzwonię by powiedzieć, że ich kocham. To jest ta moja odpowiedzialność za siebie, która wyraża się w uwolnieniu innych ode mnie, od mojej idealności i nieomylności. Daję też sobie pozwolenie na to by inni, tata mógł zrobić to co chce, sam beze mnie.
A co oni beze mnie robili? Robili domowy makaron. Mój mąż jest w tym mistrzem. Ja nie wiem jak to się robi, choć jestem przekonana, że gdybym chciała, to bym zrobiła. No ale daję wykazać się tacie. Dzieci oczywiście mu pomagały. Uwielbiają to robić i to właściwie one o tym przypomniały. I tu mi przychodzi taka refleksja, że znam takich facetów, co to kuchni się nie boją i takie kobietki, które wolą do kuchni nie zaglądać. Chodzi chyba o to, by robić to co się chce i co wzbogaca życie danej rodziny i pasuje wszystkim jej członkom.
A co ja jeszcze dla siebie w niedzielę zrobiłam?
No bo "mój czas" nie skończył się na wizycie u siostry. Ciąg dalszy miał miejsce tu:
FIGA
Tam odbyły się warsztaty na temat samodzielności u dzieci, które poprowadził psycholog wychowawczy
Jarek Żyliński.
To był czas rozwoju, spotkania się z innymi rodzicami, bycie wśród ludzi o podobnych wartościach, czas dzielenia się tym, co dla mnie i innych ważne. Czas wspierania rodzicielstwa.
Spotkanie się z ludźmi tam obecnymi wzbogaciło moje życie i za to jestem wdzięczna i sobie, że zdecydowałam się tam być i innym, że byli i chcieli się dzielić swoimi wartościami, doświadczeniami i wiedzą.
Polecam to miejsce.
Zachęcam do dbania o siebie. Zachęcam do znalezienia swojego miejsca, czasu i przestrzeni dla siebie, by móc dawać innym.
PS. nie zawsze miałam świadomość, że warto o siebie dbać, dbać o zaspakajanie potrzeb. Raczej wpojono mi, że należy się poświęcać, co prowadzi do frustracji i stresu, który odbija się na relacji z bliskimi.
Cieszę się, że to się zmienia, że świadomość mam teraz inną, co nie znaczy, że nie dbam o bliskich.
Teraz dbanie i dawanie innym ma inny wymiar, jest to dawanie z serca, a nie z powinności.