Już jutro warsztaty o agresji. Pojawia się więc pytanie:
Jak uniknąć agresji?
A może lepiej zastanowić się, jak być z dzieckiem, jak się z nim bawić, jak uczestniczyć w jego życiu. Zamiast być przeciwko agresji, ja jestem za zabawą z dzieckiem, za uczestniczeniem w życiu dziecka.
A oto krótka relacja z pracy z dziećmi, na potwierdzenie mojej tezy o tym, że warto być z dzieckiem:
Spotkałam ostatnio pewną wesołą trzylatkę, którą wyraźnie przyciągnęłam wygłupami. Ten mój śmiech i przejaskrawianie, przeobrażanie wszystkiego w coś wesołego okazało się kluczem do sukcesu.
Tak więc znalazłam się w samym środku kilkunastoosobowej grupy maluchów, gdzie z dziesięciu to były same trzylatki. Na szczęście była ze mną jeszcze jedna dorosła osoba. Dzieciaki nas zupełnie nie znały, więc było to jak 1 wrzesień w w nowym przedszkolu. Kilkoro od razu się dobrze poczuło w tym miejscu. Inne były totalnie przerażone i chciały tylko do mamy. Inne mocno zdystansowane. No i nie ma się co dziwić, ja w nowym środowisku i wśród nowych twarzy też czuję niepewność. Co tu dużo mówić, sama byłam zaniepokojona co to będzie. I jakoś tak zupełnie naturalnie zaczęło mi coś spadać na podłogę: a to kredka, a to nożyczki no i się zaczęło:
"o uciekające nożyczki"
"a kredki to nie chcą bym je dotykała"
Dzieciaki zaczęły się śmiać. Podążałam więc tym tropem. Udawałam niezdarę. Nagle cała grupka siedzących przy stolików młodych rysowników była moimi najlepszymi kumplami. Wystarczyło tylko głośno i wyraźnie powiedzieć, że się jest fajtłapą!
Nagle pomysł, pożyczony od zaprzyjaźnionej pięciolatki. Właściwie, to ona usilnie dążyła do zaspokojenia swoje potrzeby. Chciała być królewną.
"ciociu, ciociu, zrób mi koronę"
A więc robiłam, koronowałam, nadawałam tytuły królewskie zwracając się do młodych księżniczek jak przystało per "SZANOWNA PANI"
No to też im się podobało! Tak więc było na sali kilka królowych.
Jedna wesoła dziewczynka królową jednak być nie chciała. Za to fryzjerką być by bardzo chciała i usilnie za mną z nożyczkami "ganiała" (ganiała to za dużo powiedziane, ale wyraźnie powiedziała, że obetnie mi włosy). Przeraziłam się, o mój Boże, tak długo włosy zapuszczałam, żeby teraz mi je dziecko podczas zabawy obcięło???? O nie, no i tak jakoś trochę na poważnie, a trochę z uśmiechem na twarzy powiedziałam, że absolutnie się nie zgadzam, że lubię swoje włosy i o pomoc zaczęłam krzyczeć. No tak, jak raz z siebie zrobisz "głupka" to już masz etykietkę przyklejoną. Koniec, małą wzięła to żartem, a może i nie???? Śmiałą się i stale powtarzała, że obetnie mi włosy. Pękała przy tym ze śmiechu, a razem z nią cała sala i za chwilkę okazało się, że i jej brat przyłączył się do zabawy. Z dinozaurem w ręku zaatakował moje nogi. Wzywałam więc pomocy i ratunku lekarza. Nagle mały chłopiec z atakującego, zamienił się w niosącego pomoc doktora.
Akcja powtarzała się jeszcze kilka razy, a dzieci idąc do domu czuły radość po dniu pełnym wrażeń.
A wrażeń miały mnóstwo też za sprawą mojej koleżanki, która do zabawy przyniosła im masę solną, makaron i nitkę do zrobienia korali i każdy dał radę! I był też czas rzucania piłką do celu i tańce przy muzyce.
A na koniec dnia chyba ktoś mi od tych maluchów energię wstrzyknął niespodzianie, bo po kilku godzinach pracy z dziećmi, miałam jeszcze ochotę swój dom posprzątać.
Moja teściowa powiada: "jak nie masz siły, to popatrz na dziecko" a ja dodam, to pobaw się z nim a zyskasz siłę, zadowolenie, energię i chęć do życia!
czwartek, 27 lutego 2014
wtorek, 18 lutego 2014
Warsztaty o agresji
Poprzednie spotkanie warsztatowe na temat agresji okazało się bardzo potrzebne i uczestnicy poprosili o więcej. Tak więc ogłaszam, że kolejna tura już 28 lutego. Będzie to spotkanie też dla tych osób, które na poprzednie chcieli przyjść, choć z różnych przyczyn okazało się to niemożliwe.
Będzie o różnych formach agresji, również tej słownej, o agresji poprzez odrzucenie i izolację, o agresji skierowanej do siebie samego. A wszystko to w kontekście relacji rodzinnych, biorąc pod uwagę wpływ trudnych emocji i sposób ich wyrażania na rozwój dzieci.
Zapraszam więc serdecznie:
Będzie o różnych formach agresji, również tej słownej, o agresji poprzez odrzucenie i izolację, o agresji skierowanej do siebie samego. A wszystko to w kontekście relacji rodzinnych, biorąc pod uwagę wpływ trudnych emocji i sposób ich wyrażania na rozwój dzieci.
Zapraszam więc serdecznie:
piątek, 14 lutego 2014
Przestrzeń bliskości
Odbyły się już dwa spotkania w nowym miejscu, udostępnionym przez Stowarzyszenie dla rozwoju Drogowskaz a ja jeszcze nic o tym nie wspomniałam???!!! Buuuuu
No ale lepiej późno niż wcale:
Tak więc informuję, że spełniają się marzenia mojej koleżanki Joli, która założyła latem 2013 roku Klub Rodzica. W nowym miejscu, w:
Łodygowicach przy ul. Piłsudzkiego 59, w budynku Starej Gminy (wejście z boku),
w każdy wtorek możecie spotkać mamy, opiekunki, babcie ze swoimi milusińskimi w wieku do 5 lat.
w godzinach od 10:00 do 12:00
Dzieci mają swoją przestrzeń do wspólnej zabawy z rówieśnikami, pod okiem swoich mam, a one czas na rozmowę, wymianę doświadczeń, zapytanie o radę. Oczywiście można też włączyć się w zabawę z dzieckiem.
Ten Klub to przestrzeń przyjazna dzieciom i ich opiekunom.
W każdy wtorek jest też możliwość rozmowy ze mną na temat wychowywania dzieci w oparciu o nurt RODZICIELSTWA BLISKOŚCI i POROZUMIENIA bez PRZEMOCY.
Są to swobodne kobiece rozmowy, w których stawiam na empatię i słuchanie, a dopiero na życzenie podpowiadam co robić i opowiadam o tym, jak ja sobie radzę w relacjach z dziećmi.
ZAPRASZAM w imieniu Joli i swoim.
No ale lepiej późno niż wcale:
Tak więc informuję, że spełniają się marzenia mojej koleżanki Joli, która założyła latem 2013 roku Klub Rodzica. W nowym miejscu, w:
Łodygowicach przy ul. Piłsudzkiego 59, w budynku Starej Gminy (wejście z boku),
w każdy wtorek możecie spotkać mamy, opiekunki, babcie ze swoimi milusińskimi w wieku do 5 lat.
w godzinach od 10:00 do 12:00
Dzieci mają swoją przestrzeń do wspólnej zabawy z rówieśnikami, pod okiem swoich mam, a one czas na rozmowę, wymianę doświadczeń, zapytanie o radę. Oczywiście można też włączyć się w zabawę z dzieckiem.
Ten Klub to przestrzeń przyjazna dzieciom i ich opiekunom.
W każdy wtorek jest też możliwość rozmowy ze mną na temat wychowywania dzieci w oparciu o nurt RODZICIELSTWA BLISKOŚCI i POROZUMIENIA bez PRZEMOCY.
Są to swobodne kobiece rozmowy, w których stawiam na empatię i słuchanie, a dopiero na życzenie podpowiadam co robić i opowiadam o tym, jak ja sobie radzę w relacjach z dziećmi.
ZAPRASZAM w imieniu Joli i swoim.
środa, 12 lutego 2014
Zatrzymaj się, rozglądnij się i działaj
Zatrzymaj się, rozglądnij się i działaj (Stop, look and go) czyli jak być wdzięcznym:
Najbardziej rozpaliła moje serce książka Liv Larsson "Wdzięczność. Najtańszy bilet do szczęścia". To było coś, co wlało w moje serce nadzieję na lepszy czas. Pisałam już o tym w tym poście: POST o Wdzięczności
Tak bardzo była tym zachwycona, że co chwilę słyszałam o WDZIĘCZNOŚCI, jako o sposobie na życie, na modlitwę, na budowanie relacji ze samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem.
Modlę się: zaczynam od wdzięczności.
Dzień rozpoczynam i kończę wdzięcznością
W trudnych chwilach dopatruję się wdzięczności, bo wiem, że są mi dane po to, by się rozwijać i żyć w wewnętrznym spokoju i harmonii, a więc i w szczęściu.
Często ją w sobie odnajduję i przyciągam ją do siebie.
Natrafiłam w tym przyciąganiu na pewnie kilkunastominutowy film o wdzięczności.
Sami zobaczcie, jest tu: FILM
Najbardziej rozpaliła moje serce książka Liv Larsson "Wdzięczność. Najtańszy bilet do szczęścia". To było coś, co wlało w moje serce nadzieję na lepszy czas. Pisałam już o tym w tym poście: POST o Wdzięczności
Tak bardzo była tym zachwycona, że co chwilę słyszałam o WDZIĘCZNOŚCI, jako o sposobie na życie, na modlitwę, na budowanie relacji ze samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem.
Modlę się: zaczynam od wdzięczności.
Dzień rozpoczynam i kończę wdzięcznością
W trudnych chwilach dopatruję się wdzięczności, bo wiem, że są mi dane po to, by się rozwijać i żyć w wewnętrznym spokoju i harmonii, a więc i w szczęściu.
Często ją w sobie odnajduję i przyciągam ją do siebie.
Natrafiłam w tym przyciąganiu na pewnie kilkunastominutowy film o wdzięczności.
Sami zobaczcie, jest tu: FILM
O książkach
Idąc dalej tropem zmian udostępniam wpis, który powstał jakiś czas temu w miejscu, którego dziś już na moim blogu nie ma, ale to, co zostało napisane warto pozostawić. Wkrótce pojawi się i osobna lista polecanych przeze mnie książek.
A dziś to, co już było:
"Chcę Wam polecić do przeczytania kilka książek, który wpłynęły na mój rozwój i zmieniły moje życie. Polecam tu w większości te książki, które przeczytałam i dla mnie są cenne i godne polecenia, choć to oczywiście mój osobisty odbiór.
A dziś to, co już było:
"Chcę Wam polecić do przeczytania kilka książek, który wpłynęły na mój rozwój i zmieniły moje życie. Polecam tu w większości te książki, które przeczytałam i dla mnie są cenne i godne polecenia, choć to oczywiście mój osobisty odbiór.
Niektóre z nich możecie dostać na Mamania
Zaczynałam od:
1. "Jak mówić,
żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły" Faber
Adele, Elaine Mazlish
2. "Wyzwoleni rodzice,
wyzwolone dzieci" Faber Adele, Elaine Mazlish
3. "Rodzeństwo bez
rywalizacji" Faber Adele, Elaine Mazlish
Są to książki, które otwierają się na uczucia dzieci i rodziców. Pokazują
jak nasz język czasami zamyka drogę do kontaktu. Jest w nich sporo rad,
pomysłów i narzędzi, jak zacząć mówić, by zmienić nasze relacje z dzieckiem.
Pamiętam, że było tam napisane, że zamiast krytykować dziecko za pozostawiony
na naszym łóżku mokry ręczni, mówimy do dziecka coś w stylu "mokry ręcznik
moczy moje łóżku, nie chcę spać w mokrej pościeli." Jest sporo przykładów
jak zamienić stare sformułowania na nowy język.
Kolejnym krokiem było już Porozumienie bez Przemocy i to ono zupełnie odmieniło moją świadomość. Nie jestem nową osobą, nadal
mam sporo nawyków, kieruję się czasami rutyną, choć zawsze po niej przychodzi
refleksja, moja świadomość daje mi znać, że następnym razem chcę inaczej. To
książki, które pomogły mi zamienić MUSZĘ, POWINNAM, WYPADA na CHCĘ, POTRZEBUJĘ,
WYBIERAM. To książki, dzięki którym lepiej rozumiem samą siebie i innych, a
relacje z drugim człowiekiem są dla mnie głębsze. Czuję większą
odpowiedzialność za własne życie. A co do dzieci, to książki te pomogły mi
budować z nimi bliską i trwałą więź i być świadomą w kontakcie z nimi i ze
sobą.
1. "Porozumienie bez
przemocy" Marshall B. Rosenberg
2. "Porozumienie bez
przemocy. Ćwiczenia" Holler Ingrid
3. "Wychowanie w duchu
empatii" Marshall B. Rosenberg
4. "Tańcowała żyrafa z
szakalem" Rust Serena
5. "Porozumienie bez
przemocy w związkach" Larsson Liv
6. "To, co powiesz
może zmienić świat" Marshall B. Rosenberg
7. "Wdzięczność.
Najtańszy bilet do szczęścia" Larsson Liv
8. "Dialog zamiast
kar" Żuczkowska Zofia Aleksandra
9. "Szanujący rodzice,
szanujące dzieci. Jak zmienić rodzinne konflikty we współdziałanie"
Marshall B. Rosenberg
Dla rodziców spodziewających się
pierwszego dziecka lub mających małe dziecko, choć nie tylko, bo ja niektóre z nich przeczytałam mając już starsze dzieci i też wiele z
nich wyniosłam:
5. "Więź daje siłę.
Emocjonalne bezpieczeństwo na dobry początek"
6. "W głębi
kontinuum" Liedloff Jane
7. "Dziecko z
bliska" Stein Agnieszka
8. "Księga
rodzicielstwa bliskości" William Sears, Martha Sears
9. "Księga dziecka. Od
narodzin do drugiego roku życia"
10. "Moje dziecko nie
chce jeść" (rozwiewa wiele obaw i stereotypów co do żywienia dzieci. Moim
zdaniem warto ją przeczytać!)
11. "Poradnik dla
zielonych rodziców" Reni Jusis, Magda Targosz
Dla każdego rodzica, wychowawcy, opiekuna. Oprócz tych powyżej już
wspomnianych polecam również:
1. "Rodzicielstwo
przez zabawę" Lawrence J. Cohen
2. "Siłowanki. Dzikie
harce, których potrzebuje każda rodzina" Anthony T. DeBenedet , Lawrence
J. Cohe
3. "Nie
przydeptuj małych skrzydeł" Wnęk-Joniec Katarzyna
4. "Kiedy Twoja złość
krzywdzi dziecko. Poradnik dla rodziców" opracowanie zbiorowe
Książki Duńskiego terapeuty Jespera Julla
1. "Twoja kompetentna
rodzina"
2. "Przestrzeń
dla rodziny"
3. "Uśmiechnij się
siadamy do stołu"
4. "Być mężem i ojcem.
Książka dla niego"
5. "Twoje kompetentne
dziecko"
6. <"Nie" z
miłości. Mądrzy rodzice. Silne dzieci>
7. "Życie w
rodzinie"
8. "Agresja nowe
tabu"
I jeszcze kilka dotyczących relacji z dzieckiem
1. "Wychowanie bez
porażek" Gordon Thomas
2. "Wychowanie bez
porażek w praktyce" Gordon Thomas
3. "Wychowanie bez
porażek w szkole" Gordon Thomas
4. "Dogadać się z
dzieckiem" Berend Joanna, Sendor Magdalena
5. "Wychowanie bez
nagród i kar" Kohn Alfie
Dalszy ciąg książek dotyczących dzieci, też tych, które nadal
"mieszkają" w nas. Nasze wewnętrzne dziecko:
1. "Jak kochać
dziecko. Dziecko w rodzinie." Janusz Korczak
2. "Twoje ocalone
życie" Alice Miller
3. "Zniewolone
dzieciństwo" Alice Miller
4. "Gdy runą mury
milczenia" Alice Miller
5. "Bunt ciała"
Alice Miller
6. "Dramat udanego
dziecka" Alice Miller
A mnie polecono:
1. " Dziecko wolne od stresu"
2. "10 minut uważności"
3. "Dary codzienności"
4. "Życie piękna katastrofa"
5. "Świadomą drogą przez depresję"
6. "Rozwijanie uważności na co dzień" Jakubczak
7. „Przebudzenie” Anthony de Mello
8. "Empatyczna klasa. Relacje, które pomagają w
nauce" Hart i Hodson
A dziś, początkiem października 2013 przeczytałam artykuł Agnieszki Stein,
psycholożki, promującej Rodzicielstwo Bliskości, na stronie portalu Bliżej Dziecka i tam Agnieszka poleca:
„Momo” Michaela Ende
8.10.2013
Trafiłam na kolejną książkę, która może okazać się dla mnie rozwojowa.
Poleca ją autorka bloga: Refleksje Marty Be
John Bradshaw
''Powrót do swego wewnętrznego domu. Jak odzyskać i otoczyć opieką swoje
wewnętrzne dziecko.'' Wydawnictwo Medium
WDZIĘCZNOŚĆ
To jest dawny wpis, umieszczam go dziś tutaj, bo to mój sposób na zadbanie o pewną potrzebę. Potrzebę zmiany, rozwoju.
Wpis z września 2013 (wcześniej był w miejscu, którego już tu nie ma)
WDZIĘCZNOŚĆ jako element Porozumienia bez Przemocy, bo mówi o tym co się czuje i jakich potrzeb to dotyczy. Wdzięczność wzbogaca życie i swoje i drugiego człowieka.
Wpis z września 2013 (wcześniej był w miejscu, którego już tu nie ma)
WDZIĘCZNOŚĆ jako element Porozumienia bez Przemocy, bo mówi o tym co się czuje i jakich potrzeb to dotyczy. Wdzięczność wzbogaca życie i swoje i drugiego człowieka.
"Mój dom pachnie dziś, początkiem września 2013, chlebem i
pesto.
W głowie jest pełno wspomnień, które są we
mnie żywe i dają mi radość.
Czuję wdzięczność za wiele rzeczy, które
dziś się zdarzyły:
Za poranne przytulanie z córką i śmiech i
żart, jaki mi zrobiła, ukrywając się pod kołdrą. Głównie za to, że podążałam za
nią w jej zabawie, choć była już pora wstawania.
Za poranny sprzeciw dziecka, które nie
chciało ubrać zbyt szerokich, jego zdaniem, spodni. Poczułam frustrację, no bo
tak się starałam znaleźć odpowiednie, potrzebowałam efektywności. Na szczęście
czując napływającą złość i uświadamiając ją sobie, pooddychałam, znalazłam jej
potrzebę (ona chce się dobrze czuć w tym co zakłada, no przecież ja też!),
znalazłam inny sposób na efektywność, współczułam córuchnie, wszak sama jestem
jak listewka i wszystkie, ale to wszystkie spodnie rurki są na mnie jak dzwony!
Dzięki Ci Boże za tą świadomość. Ona pozwoliła mi popatrzeć na dziecko inaczej
i na siebie też. Obdarzyłam się empatią. Czy do jasnej ciasnej nie mogliby szyć
węższych tych spodni, by ich zwężać nie trzeba było!!!??? No dobra, gdyby nie
to, nie dowiedziałabym się, że to co ważne, to nie spodnie a relacja jaka jest
między nami. Szacunek. I słyszę od dziecka, że jak nie chcę, to nie muszę ich zwężać.
Wiem.
Wdzięczna jestem za tysiąc drobnych,
codziennych spraw.
Za to, że jestem.
Że daję radę i, że czasem nie daję rady i
padam na pysk lub odbijam się od ściany, by się obudzić z rutyny działania i
zmienić coś w swoim życiu. A kiedy piszę o zmianach, to czuję wdzięczność za
obecność na ostatnich warsztatach Moniki Żyrafy, gdzie odkryłam
coś nowego, co pozwoliło mi na świeże spojrzenie na siebie samą i relacje z
innymi, i teraz jest mi łatwiej i dbam o siebie i swoje potrzeby. Gdy już
zadbałam, to napełniłam się energią, uśmiechem, otwartością na tych, przed
którymi się na chwilę zamknęłam, bo potrzebowałam być tylko z sobą. I czuję
wdzięczność, bo chciałam dać z siebie swoją radość i dałam mały uśmiech, który
wystarczył i ten mały 9-letni człowiek to poczuł i powiedział: "ciociu,
chyba masz już lepszy humor?" No mam.
I czuję wdzięczność za codzienne wieczorne
"zaganianie" moich dzieci do spania, bo dziś się nauczyłam, że to
nikomu nie służy. Choć mówię nikt nie słyszy, to znaczy słyszy, wrogość,
strach, niepokój, złość, narastającą. Nie krzyczałam, ale moje nastawienie
chciało wrzeszczeć i to moje dziecko usłyszała. A więc poprawka. SŁYSZĄ! Bo
mowa ciała jest silniejsza i choć słowa były łagodne to nie zgodne z intencją.
A intencja, oj aż wstyd się przyznać, chciała porządnie wrzasnąć "nosz
kur...de felek do spania natychmiast, bo oszaleję" Ok jeszcze nie wiem na
co to zamienię, no może wiem, na bycie z nimi, tak oczywiście, że wiem! Chcę
wieczorem wskoczyć w piżamę, usiąść w łóżku z całą trójką i poczytać im
"Piaskowego Wilka". Zakochałam się w nim!
I czuję wdzięczność za Piaskowego Wilka,
bo on mnie uspokoił, wypowiedział moje i dziecięce uczucia, rozweselił i
opowiedział o planecie, na której wszyscy się śmieją a urodziny są codziennie.
Oj, jakby mama chciała mieszkać na takiej planecie, gdzie zawsze można się
śmiać! Tak, tego teraz potrzebuję: radości, wesołości, świętowania i żartami
zaganiania do spania! A moja córa chce być Piaskowym Wilkiem. I wzięłam ją na
plecy, oj ciężko było, ja nie całe 50 a ona coś ok 25. Ale dałam radę i
usłyszałam: "Ale oni mają fajnie, ja codziennie ich tak noszę!" -
nosi, rodzeństwo. Tak rzeczywiście tak jest i kiedy to widzę, to czuję radość,
bo potrzebuję między nimi miłości, i oni ją mają!
I czuję wdzięczność, bo dom mój nadal
pachnie chlebem, a pesto na jutro się chłodzi w lodówce i choć pranie nie
poskładane i pralka z następnym już czeka, to cieszę się tym co mam:
posprzątaną łazienką, wytartymi kurzami w jednym pokoju i jutrzejszym wolnym
dniem, może znów coś ze swej listy odhaczę. A w sobotę spotkam się z rodzicami
innych dzieci i podzielę się tym, co dla mnie ważne, może ja kogoś zainspiruję,
a może ktoś będzie moją inspiracją.
Piątek, 20 września, moje urodziny:
Wdzięczność za:
Wcześniejszy powrót męża do domu.
Jesienne bukiety dzieci.
Czas spędzony z bliskimi.
Pamięć, życzenia i cieple słowa od
bliskich.
Przytulanie, wysłuchanie, empatię, zabawę
i śmiech.
Dzięki za moją uważność i świadomość.
Dzięki za dbanie o siebie!"
A oto komentarze, jakie się wówczas pojawiły:
środa, 5 lutego 2014
Dzięcięcy bunt
Co robić kiedy dziecko nie chce iść z nami do domu, bo jest mu fajnie u babci, w przedszkolu, w szkole?
My, zabierając go, mamy już zaplanowane całe popołudnie, a w dodatku jest zima i smażymy się w szatni, czekając aż dziecko się ubierze, a na dodatek młodsze rodzeństwo trzyma się nam za nogę, lub co gorsza jest tak małe, że mamy go na rękach, a w głowie huczą myśli, że się rozchoruje, bo się zgrzeje.
Jest ciężko. Jesteśmy godni, obiadu nie ma, czeka nas szybkie gotowanie, a tu nasza latorośl nie myśli popuścić i w kółko powtarza "ja zostaję". Frustracja narasta, mamy zaplanowane ważne spotkanie, chcemy więc szybko wrócić do domu, ugotować obiad, dotrzymać umowy i zdążyć na umówioną godzinę.
Co robić???
Ratunku, czuję, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Moja świadomość mi podpowiada, że jak wybuchnę, nakrzyczę, to mały się zaprze i nie pójdzie. Moja intuicja mówi, spokojnie, bo jak się dasz wywieźć w pole, to potem Ty będziesz żałować i mieć mega wyrzuty sumienia. No, ale "halo", ja też mam swoje potrzeby. Jak o nie zadbać, szanując potrzeby dziecka?
Mówię więc:
"Ok, słyszę, że chcesz jeszcze zostać. Widzę, że chyba się smucisz, a może złościsz, że przyszłam za wcześnie?"
Młody stoi niewzruszony z zadartą miną.
"Masz może jakiś pomysł?"
Miał - dla mnie nie do przyjęcia. Ok, może przyjmie mój pomysł. Proponuję, by wrócił ze szkoły z kolegą i jego mamą. Pada krótkie "NIE".
Ok, więc co dalej? Myślę więc, dobra, w takim razie ja idę sama, on zostaje i coś się wymyśli. Chcę jednak, by szedł ze mną i otwarcie mu o tym mówię:
"Wiesz widzę, że bardzo chcesz zostać. Ja chcę, żebyś szedł ze mną. Nie chcesz wracać z ciocią, a ja w tym momencie nie chcę znów po Ciebie przychodzić." Mam świadomość, że teraz nie chcę, choć być może zmienię zdanie i jednak po niego przyjdę za jakieś 1,5 godz. Chcę, żeby wiedział, że akurat teraz chcę z nim wracać. Moja intencja jest taka, że go nie zmuszam. Mam to w głowie-cały czas. Szanuję też swoje potrzeby i o nich mówię. Biorę pod uwagę potrzeby dziecka. Zakładam, że jeśli będę go pospieszać, to nic nie osiągnę. Uznaję więc, że ten czas negocjacji jest mi dany, by być z dzieckiem, by szukać kreatywnych rozwiązań z poszanowaniem rodzica i dziecka.
Nagle okazuje się, że mały idzie jednak ze mną. To, co mu dałam, to czas na rozmowę, na rozmyślanie "co tu zrobić", dialog w spokoju i szczerości o tym, czego potrzebuję ja sama. Było mi trudno, choć wierzyłam, że uda nam się znaleźć rozwiązanie.
Później był jeszcze trochę frustracji z powodu zamkniętego sklepiku, w którym dzieciak chciał sobie kupić soczek. No i powtórka z rozrywki. Znów uratowała mnie cierpliwość, skupienie się na potrzebach dziecka, potem moich i wyrzucenie z głowy zdania "co powiedzą inni". Liczył się tylko on i ja.
Znów okazało się, że poszedł. Ze smutkiem, ok, w końcu nie dostał tego, czego chciał a do najbliższego sklepu sporo pod górkę. Przyjmuję jego smutek. W głowie oczywiście szaleje chęć natychmiastowego "uchylenia nieba najukochańszemu dziecku" i pozbycie się uczucia niezadowolenia, mojego własnego, a może nawet złości, że nie umiem znaleźć w ekspresowym tempie super działającego, super środka na współdziałanie dziecka. Wiem jednak, że środek znam, że jest nim empatyczna relacja z moim synem, może zajmuje sporo czasu i energii, ale na pewno jest skuteczna! W końcu wrócił ze mną do domu i to w rewelacyjnym humorze, a ja znów poczułam, że żyję, że robię to, w co wierzę i że to działa!
Wracając napotkaliśmy jeszcze na kłopoty związane z ciężkim plecakiem. Płacz i żal. Błachy powód? Nie, myślę, że nie, że to coś więcej niż ciężar książek, to raczej ciężar nagromadzonych emocji, frustracji dziecięcych. Może trudny dzień w szkole, może nawet kilka dni, a może to efekt bomby ze spóźnionym zapłonem, czyli reakcja nie kilkudniowy brak mamy, która była w szpitalu. Może to strach i obawy przed tym co dzieje się z mamą i kiedy znowu wróci do nas do domu?
No więc idziemy i znów przeżywamy trudne emocje. Dziecko zmaga się ze swoją frustracją a mama ze swoją. Mama chce oczywiście być IDEALNA i znaleźć środek zaradczy, natychmiastowego działania, pozbyć się myśli, że znów daję plamę, bo młody człowiek płacze i jest mu ciężko, a ja matka nie wiem co robić! Uświadomienie sobie tego, że przyjmuję ten płacz, jako wyraz uczuć dziecka pomaga. Ono w tym momencie potrzebuje tylko, by drugi człowiek, najważniejszy w jego życiu, zobaczył i zaakceptował to, co się z nim dzieje. Pragnie się tylko przejrzeć w nas jak w lustrze. Ty mamo tylko zobacz i usłysz, ze jest mi ciężko i nic więcej, nie chcę Twoich rad, ani cudownych rozwiązań. Powiedz mi tylko, że widzisz i przytul mnie i chodźmy dalej. Pod sklepem zatrzymujemy się na chwilę, ciężki plecak leży na chodniku, a zmęczony podróżnik siedzi na kamykach. Dostaje od mamy małe ciastko i pojawia się na jej twarzy uśmiech. Serce rośnie i dziecka i mamy, bo udało się w duchu akceptacji i empatii przejść przez trudne emocji.
Cały czas w myślach powtarzałam sobie, że jest dobrze, że potrafię usłyszeć moje dzieci, że wiem co robić. Wyrzucałam też te stare, nawykowe myślenie tj.:
"ja już nie mogę"
"nie wiem co robić"
"zaraz stracę cierpliwość i krzyknę i rozkaże iść natychmiast do domu i to z uśmiechem na twarzy"
wyrzuciłam je na rzecz nowych:
"wiem co robić"
"jestem spokojna"
"jestem z siebie dumna, bo dogaduję się z dzieciakami, rozumiem i akceptuję"
"jestem cierpliwa i nie żałuję niczego co robię"
I to jest ta wiara i pozytywne nastawienie, o którym pisałam w dwóch poprzednich postach. Nie mówię, że jest łatwo, ale na pewno może być, jeśli tego mocno pragniemy i w to wierzymy.
Warto jednak pamiętać o tym, że to, co trudne, czyli złość, frustracja, rozczarowanie, bezsilność też potrzebuje ujścia i daje informację o potrzebach, które chcą być zaspokojone. Możemy znaleźć taki sposób, który przywróci nam spokój i zadowolenie, a nie pogrąży nas na długi czas.
Każdy ma swój sposób, może to jest:
rozmowa z przyjacielem
głębokie oddychanie
uświadamianie sobie swoich potrzeb (bez konieczności natychmiastowego ich zaspakajania)
pisanie bloga
bieganie
dbanie o siebie
bicie poduszkami
pisanie karteczek, które potem się niszczy
pisanie dziennika uczuć i świadome zgłębianie swojego JA
może jeszcze jakieś inne....
My, zabierając go, mamy już zaplanowane całe popołudnie, a w dodatku jest zima i smażymy się w szatni, czekając aż dziecko się ubierze, a na dodatek młodsze rodzeństwo trzyma się nam za nogę, lub co gorsza jest tak małe, że mamy go na rękach, a w głowie huczą myśli, że się rozchoruje, bo się zgrzeje.
Jest ciężko. Jesteśmy godni, obiadu nie ma, czeka nas szybkie gotowanie, a tu nasza latorośl nie myśli popuścić i w kółko powtarza "ja zostaję". Frustracja narasta, mamy zaplanowane ważne spotkanie, chcemy więc szybko wrócić do domu, ugotować obiad, dotrzymać umowy i zdążyć na umówioną godzinę.
Co robić???
Ratunku, czuję, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Moja świadomość mi podpowiada, że jak wybuchnę, nakrzyczę, to mały się zaprze i nie pójdzie. Moja intuicja mówi, spokojnie, bo jak się dasz wywieźć w pole, to potem Ty będziesz żałować i mieć mega wyrzuty sumienia. No, ale "halo", ja też mam swoje potrzeby. Jak o nie zadbać, szanując potrzeby dziecka?
Mówię więc:
"Ok, słyszę, że chcesz jeszcze zostać. Widzę, że chyba się smucisz, a może złościsz, że przyszłam za wcześnie?"
Młody stoi niewzruszony z zadartą miną.
"Masz może jakiś pomysł?"
Miał - dla mnie nie do przyjęcia. Ok, może przyjmie mój pomysł. Proponuję, by wrócił ze szkoły z kolegą i jego mamą. Pada krótkie "NIE".
Ok, więc co dalej? Myślę więc, dobra, w takim razie ja idę sama, on zostaje i coś się wymyśli. Chcę jednak, by szedł ze mną i otwarcie mu o tym mówię:
"Wiesz widzę, że bardzo chcesz zostać. Ja chcę, żebyś szedł ze mną. Nie chcesz wracać z ciocią, a ja w tym momencie nie chcę znów po Ciebie przychodzić." Mam świadomość, że teraz nie chcę, choć być może zmienię zdanie i jednak po niego przyjdę za jakieś 1,5 godz. Chcę, żeby wiedział, że akurat teraz chcę z nim wracać. Moja intencja jest taka, że go nie zmuszam. Mam to w głowie-cały czas. Szanuję też swoje potrzeby i o nich mówię. Biorę pod uwagę potrzeby dziecka. Zakładam, że jeśli będę go pospieszać, to nic nie osiągnę. Uznaję więc, że ten czas negocjacji jest mi dany, by być z dzieckiem, by szukać kreatywnych rozwiązań z poszanowaniem rodzica i dziecka.
Nagle okazuje się, że mały idzie jednak ze mną. To, co mu dałam, to czas na rozmowę, na rozmyślanie "co tu zrobić", dialog w spokoju i szczerości o tym, czego potrzebuję ja sama. Było mi trudno, choć wierzyłam, że uda nam się znaleźć rozwiązanie.
Później był jeszcze trochę frustracji z powodu zamkniętego sklepiku, w którym dzieciak chciał sobie kupić soczek. No i powtórka z rozrywki. Znów uratowała mnie cierpliwość, skupienie się na potrzebach dziecka, potem moich i wyrzucenie z głowy zdania "co powiedzą inni". Liczył się tylko on i ja.
Znów okazało się, że poszedł. Ze smutkiem, ok, w końcu nie dostał tego, czego chciał a do najbliższego sklepu sporo pod górkę. Przyjmuję jego smutek. W głowie oczywiście szaleje chęć natychmiastowego "uchylenia nieba najukochańszemu dziecku" i pozbycie się uczucia niezadowolenia, mojego własnego, a może nawet złości, że nie umiem znaleźć w ekspresowym tempie super działającego, super środka na współdziałanie dziecka. Wiem jednak, że środek znam, że jest nim empatyczna relacja z moim synem, może zajmuje sporo czasu i energii, ale na pewno jest skuteczna! W końcu wrócił ze mną do domu i to w rewelacyjnym humorze, a ja znów poczułam, że żyję, że robię to, w co wierzę i że to działa!
Wracając napotkaliśmy jeszcze na kłopoty związane z ciężkim plecakiem. Płacz i żal. Błachy powód? Nie, myślę, że nie, że to coś więcej niż ciężar książek, to raczej ciężar nagromadzonych emocji, frustracji dziecięcych. Może trudny dzień w szkole, może nawet kilka dni, a może to efekt bomby ze spóźnionym zapłonem, czyli reakcja nie kilkudniowy brak mamy, która była w szpitalu. Może to strach i obawy przed tym co dzieje się z mamą i kiedy znowu wróci do nas do domu?
No więc idziemy i znów przeżywamy trudne emocje. Dziecko zmaga się ze swoją frustracją a mama ze swoją. Mama chce oczywiście być IDEALNA i znaleźć środek zaradczy, natychmiastowego działania, pozbyć się myśli, że znów daję plamę, bo młody człowiek płacze i jest mu ciężko, a ja matka nie wiem co robić! Uświadomienie sobie tego, że przyjmuję ten płacz, jako wyraz uczuć dziecka pomaga. Ono w tym momencie potrzebuje tylko, by drugi człowiek, najważniejszy w jego życiu, zobaczył i zaakceptował to, co się z nim dzieje. Pragnie się tylko przejrzeć w nas jak w lustrze. Ty mamo tylko zobacz i usłysz, ze jest mi ciężko i nic więcej, nie chcę Twoich rad, ani cudownych rozwiązań. Powiedz mi tylko, że widzisz i przytul mnie i chodźmy dalej. Pod sklepem zatrzymujemy się na chwilę, ciężki plecak leży na chodniku, a zmęczony podróżnik siedzi na kamykach. Dostaje od mamy małe ciastko i pojawia się na jej twarzy uśmiech. Serce rośnie i dziecka i mamy, bo udało się w duchu akceptacji i empatii przejść przez trudne emocji.
Cały czas w myślach powtarzałam sobie, że jest dobrze, że potrafię usłyszeć moje dzieci, że wiem co robić. Wyrzucałam też te stare, nawykowe myślenie tj.:
"ja już nie mogę"
"nie wiem co robić"
"zaraz stracę cierpliwość i krzyknę i rozkaże iść natychmiast do domu i to z uśmiechem na twarzy"
wyrzuciłam je na rzecz nowych:
"wiem co robić"
"jestem spokojna"
"jestem z siebie dumna, bo dogaduję się z dzieciakami, rozumiem i akceptuję"
"jestem cierpliwa i nie żałuję niczego co robię"
I to jest ta wiara i pozytywne nastawienie, o którym pisałam w dwóch poprzednich postach. Nie mówię, że jest łatwo, ale na pewno może być, jeśli tego mocno pragniemy i w to wierzymy.
Warto jednak pamiętać o tym, że to, co trudne, czyli złość, frustracja, rozczarowanie, bezsilność też potrzebuje ujścia i daje informację o potrzebach, które chcą być zaspokojone. Możemy znaleźć taki sposób, który przywróci nam spokój i zadowolenie, a nie pogrąży nas na długi czas.
Każdy ma swój sposób, może to jest:
rozmowa z przyjacielem
głębokie oddychanie
uświadamianie sobie swoich potrzeb (bez konieczności natychmiastowego ich zaspakajania)
pisanie bloga
bieganie
dbanie o siebie
bicie poduszkami
pisanie karteczek, które potem się niszczy
pisanie dziennika uczuć i świadome zgłębianie swojego JA
może jeszcze jakieś inne....
wtorek, 4 lutego 2014
Każdy dzień jest darem
Odkąd jestem blisko uczuć i potrzeb moich dzieci staję się bardziej świadoma na to, co czują inni ludzie obok mnie.
Pierwszy krok, to być świadomym samego siebie. Akceptować i kochać siebie samego i wierzyć w siebie:
że da się radę...eeee co tam, już teraz daję radę, żyję pełną piersią, przejmuję ster życia w swoje ręce, jestem szczęśliwa, zadowolona, kocham życie, jestem odpowiedzialna i co najważniejsze potrafię się śmiać, żartować, radosną zabawą wspierać życie swoje i moich bliskich.
Z moją 91-letnią babcią, chwilowo leżącą, żartuję, i widzę uśmiech na jej twarzy i to jest bezcenne, ten jej uśmiech dodaje mi skrzydeł. I kocham siebie za to, że tak potrafię i swoją miłością wywołuję na jej twarzy uśmiech. I dziękuję Bogu za te chwile. Dziękuję Bogu za ten czas i za babcię. I nie ma tu mowy o jakimś chorym egoizmie. Chodzi o prawo miłości
"kochaj bliźniego swego, jak siebie samego"
Kochając, szanując, akceptując siebie otwierasz się na drugiego! Łatwiej Ci jest dostrzec uczucia i potrzeby, kiedy sam/a jesteś w harmonii ze sobą.
Właśnie sobie przypomniałam, że uśmiech wiele razu ratował "podbramkowe" sytuacje w moim domu, kiedy dzieciaki się między sobą, delikatnie mówiąc, kłóciły. I teraz wiem, że to jest to, co kocham i czym żyję: radością, która może nam towarzyszyć zawsze, jeśli tylko tego chcemy i o tym pamiętamy.
Bo w miłości nie ma lęku.
Kiedy nie boisz się być sobą, kiedy całym sercem czujesz, że to, czym żyjesz, kim jesteś, co robisz jest Twoją świadomą drogą, to nagle się okazuje, że inni obok Ciebie zaczynają Cię wspierać. Pojawiają się ludzie, którzy wzbogacają tą Twoją ścieżkę życiową, że dostajesz to, czego potrzebujesz i Bóg Cię wspiera i pokazuje Ci drogi, którymi możesz iść i mówi Ci co warto robić, by być szczęśliwym tu i teraz i w wieczności.
Znalazłam swoją drogę, powiedziałam ją Panu i zaufałam mu a On sam już działa.
Działa i jest ze mną w każdej chwili mojego życia. Był ze mną w czasie Bożego Narodzenia i razem ze wspomnianą już grupą teatralną odwiedziliśmy DPS w Wilkowicach. I wtedy otworzyły się moje oczy i uszy na młodych ludzi, którzy mnie zachwycili i ujęli moje serce. Dzielę się tym, co ich samych porusza:
Monika z grupy Arbat:
"Pobyt w Domu Pomocy Społecznej wiele dla mnie znaczył. Jadąc tam obawiałam się spotkania z podopiecznymi tego ośrodka, ponieważ wyobrażałam ich sobie jako smutnych ludzi, których każdy dzień jest podobny do poprzedniego. Byłam ciekawa, czy zaakceptują naszą "teatralną bandę". Lecz kiedy tylko weszłam do środka wszystkie moje obawy zniknęły. Od razu poczułam ciepłą i miłą atmosferę, która ogarnęła nas wszystkich. Podopieczni tego ośrodka są naprawdę wspaniałymi ludźmi! Wszyscy z nami żartowali, opowiadali, uśmiechali się, a na pożegnanie życzyli nam wszystkiego, co dobre. Oglądając kronikę, która upamiętniała wszystkie wydarzenia Domu, zauważyłam, że podopieczni mimo swojego wieku i chorób korzystają z życia pełnymi garściami! Myślę, a nawet WIEM, iż wiele nauczyłam się tego dnia, między innymi tego, że każdy dzień jest darem, który powinniśmy wykorzystać w 100%!"
Każdy dzień jest darem :)
Pierwszy krok, to być świadomym samego siebie. Akceptować i kochać siebie samego i wierzyć w siebie:
że da się radę...eeee co tam, już teraz daję radę, żyję pełną piersią, przejmuję ster życia w swoje ręce, jestem szczęśliwa, zadowolona, kocham życie, jestem odpowiedzialna i co najważniejsze potrafię się śmiać, żartować, radosną zabawą wspierać życie swoje i moich bliskich.
Z moją 91-letnią babcią, chwilowo leżącą, żartuję, i widzę uśmiech na jej twarzy i to jest bezcenne, ten jej uśmiech dodaje mi skrzydeł. I kocham siebie za to, że tak potrafię i swoją miłością wywołuję na jej twarzy uśmiech. I dziękuję Bogu za te chwile. Dziękuję Bogu za ten czas i za babcię. I nie ma tu mowy o jakimś chorym egoizmie. Chodzi o prawo miłości
"kochaj bliźniego swego, jak siebie samego"
Kochając, szanując, akceptując siebie otwierasz się na drugiego! Łatwiej Ci jest dostrzec uczucia i potrzeby, kiedy sam/a jesteś w harmonii ze sobą.
Właśnie sobie przypomniałam, że uśmiech wiele razu ratował "podbramkowe" sytuacje w moim domu, kiedy dzieciaki się między sobą, delikatnie mówiąc, kłóciły. I teraz wiem, że to jest to, co kocham i czym żyję: radością, która może nam towarzyszyć zawsze, jeśli tylko tego chcemy i o tym pamiętamy.
Bo w miłości nie ma lęku.
Kiedy nie boisz się być sobą, kiedy całym sercem czujesz, że to, czym żyjesz, kim jesteś, co robisz jest Twoją świadomą drogą, to nagle się okazuje, że inni obok Ciebie zaczynają Cię wspierać. Pojawiają się ludzie, którzy wzbogacają tą Twoją ścieżkę życiową, że dostajesz to, czego potrzebujesz i Bóg Cię wspiera i pokazuje Ci drogi, którymi możesz iść i mówi Ci co warto robić, by być szczęśliwym tu i teraz i w wieczności.
Znalazłam swoją drogę, powiedziałam ją Panu i zaufałam mu a On sam już działa.
Działa i jest ze mną w każdej chwili mojego życia. Był ze mną w czasie Bożego Narodzenia i razem ze wspomnianą już grupą teatralną odwiedziliśmy DPS w Wilkowicach. I wtedy otworzyły się moje oczy i uszy na młodych ludzi, którzy mnie zachwycili i ujęli moje serce. Dzielę się tym, co ich samych porusza:
Monika z grupy Arbat:
"Pobyt w Domu Pomocy Społecznej wiele dla mnie znaczył. Jadąc tam obawiałam się spotkania z podopiecznymi tego ośrodka, ponieważ wyobrażałam ich sobie jako smutnych ludzi, których każdy dzień jest podobny do poprzedniego. Byłam ciekawa, czy zaakceptują naszą "teatralną bandę". Lecz kiedy tylko weszłam do środka wszystkie moje obawy zniknęły. Od razu poczułam ciepłą i miłą atmosferę, która ogarnęła nas wszystkich. Podopieczni tego ośrodka są naprawdę wspaniałymi ludźmi! Wszyscy z nami żartowali, opowiadali, uśmiechali się, a na pożegnanie życzyli nam wszystkiego, co dobre. Oglądając kronikę, która upamiętniała wszystkie wydarzenia Domu, zauważyłam, że podopieczni mimo swojego wieku i chorób korzystają z życia pełnymi garściami! Myślę, a nawet WIEM, iż wiele nauczyłam się tego dnia, między innymi tego, że każdy dzień jest darem, który powinniśmy wykorzystać w 100%!"
Każdy dzień jest darem :)
poniedziałek, 3 lutego 2014
Dajesz radę. Jest dobrze. Cieszysz się życiem.
Miłe niedzielne popołudnie.Siedzimy w gronie znajomych, rodziny i przyjaciół. Łączy nas podobna sytuacja rodzinna, mamy dzieci w podobnym wieku i trapią nas podobne zmartwienia. Opowiadamy sobie o naszych dzieciach, o tym co już potrafią, co nas cieszy i co martwi. Padają zdania:
"On nie ma zdolności plastycznych"
"Ona ma kłopoty z matematyką"
"od początku nie szło mu z angielskim"
przypominamy sobie nasze słabości:
"Ja też nigdy nie miałem talentu plastycznego"
"Zawsze miałam trudności z matmą"
"Fizyka to był dla mnie dramat"
"Niemiecki to porażka"
A GDZIE NASZA WIARA?????
Ktoś ją po drodze zdeptał? Uwierzyliśmy tym zdaniom słyszanym w dzieciństwie i ani nam się śni, żeby spróbować poradzić sobie z tym, co WYDAJE nam się trudne - wydaje się! bo nie mamy wiary w to, że może się udać.
Może być inaczej i warto pamiętać, by takich zdań jak powyżej nie wypowiadać, nawet w myślach, ani do siebie samego, a tym bardziej do dziecka, które wierzy nam jak Bogu. Cokolwiek powiesz małej istocie, ona uwierzy i zacznie się spełniać Twoje proroctwo. Chcesz by zachowywało się jak łobuz??? Jeśli tak, to mów mu, że straszny z niego drań i łobuz, że jest niegrzeczny i nie da się z nim wytrzymać! Chcesz mieć dziecko grzeczne? Uwierz w to, że już tak jest, a podpowiedzi co robić, by być z dzieckiem w bliskiej relacji same przyjdą. Nagle poczujesz i zobaczysz, że masz grzeczne dziecko. Sama oczywiście się z tą oceną (grzeczne, łobuz) nie zgadzam. Wierzę, że dziecko wszystko co robi, robi by zaspokoić swoje potrzeby. To my możemy mu pokazać jak je zaspakajać, by szanować i siebie samego i drugiego człowieka, by brać pod uwagę każdego.
Pierwszy krok to uwierzyć w dobre intencje dziecka.
UWIERZMY, by mogły wierzyć nasze dzieci.
1. wierzę, że moje dzieci doskonale sobie ze wszystkim radzą
2. wierzę, że potrafią i chcą nas usłyszeć
3. wierzę, że ja ich rozumiem, potrafię słuchać i być z nimi
4. wierzę, że daję im taką miłość, jakiej potrzebują
5. wierzę, że jestem świadomym i najlepszym rodzicem
6. wierzę, że potrafię budować bliskie i pełne szacunku relacje z moimi dziećmi, mężem, siostrami, teściową, rodzicami, koleżankami, współpracownikami...z każdym, z kimkolwiek zapragnę
7. wierzę, że żyję pełnią życia, że mam wspaniałą rodzinę, męża, życie, pracę, zdrowie i wszystko cokolwiek zapragnę
8. uwierz w cokolwiek chcesz, a to się stanie
Ta wiara daje mi spokój i radość. Kiedy przychodzą trudne chwile, zastanawiam się w skupieniu, czego potrzebuję. Zawierzam, że na pewno Bóg wskaże mi drogę, poprzez ludzi, książki, warsztaty, spotkania.
Tak się dzieje każdego dnia. A trudności są po to, by się rozwijać, by otwierać oczy, serca i słuchać. By zmieniać to, co smuci na to, co daje radość.
Uwierzmy, bo dzieci uczą się poprzez naśladowanie. Jeśli widzą nas pełnych nadziei, wiary i miłości, patrzących na świat optymistycznie, radzących sobie z trudnościami, cieszących się życiem, to i takie życie będą mieć. A przecież o to nam chodzi.
UŚMIECHAM SIĘ
KOCHAM ŻYCIE
CZUJĘ RADOŚĆ I WDZIĘCZNOŚĆ.
Dziękuję BOGU za dar mojego życia i każdego człowieka, który jest na mojej ścieżce życia.
"On nie ma zdolności plastycznych"
"Ona ma kłopoty z matematyką"
"od początku nie szło mu z angielskim"
przypominamy sobie nasze słabości:
"Ja też nigdy nie miałem talentu plastycznego"
"Zawsze miałam trudności z matmą"
"Fizyka to był dla mnie dramat"
"Niemiecki to porażka"
A GDZIE NASZA WIARA?????
Ktoś ją po drodze zdeptał? Uwierzyliśmy tym zdaniom słyszanym w dzieciństwie i ani nam się śni, żeby spróbować poradzić sobie z tym, co WYDAJE nam się trudne - wydaje się! bo nie mamy wiary w to, że może się udać.
Może być inaczej i warto pamiętać, by takich zdań jak powyżej nie wypowiadać, nawet w myślach, ani do siebie samego, a tym bardziej do dziecka, które wierzy nam jak Bogu. Cokolwiek powiesz małej istocie, ona uwierzy i zacznie się spełniać Twoje proroctwo. Chcesz by zachowywało się jak łobuz??? Jeśli tak, to mów mu, że straszny z niego drań i łobuz, że jest niegrzeczny i nie da się z nim wytrzymać! Chcesz mieć dziecko grzeczne? Uwierz w to, że już tak jest, a podpowiedzi co robić, by być z dzieckiem w bliskiej relacji same przyjdą. Nagle poczujesz i zobaczysz, że masz grzeczne dziecko. Sama oczywiście się z tą oceną (grzeczne, łobuz) nie zgadzam. Wierzę, że dziecko wszystko co robi, robi by zaspokoić swoje potrzeby. To my możemy mu pokazać jak je zaspakajać, by szanować i siebie samego i drugiego człowieka, by brać pod uwagę każdego.
Pierwszy krok to uwierzyć w dobre intencje dziecka.
UWIERZMY, by mogły wierzyć nasze dzieci.
1. wierzę, że moje dzieci doskonale sobie ze wszystkim radzą
2. wierzę, że potrafią i chcą nas usłyszeć
3. wierzę, że ja ich rozumiem, potrafię słuchać i być z nimi
4. wierzę, że daję im taką miłość, jakiej potrzebują
5. wierzę, że jestem świadomym i najlepszym rodzicem
6. wierzę, że potrafię budować bliskie i pełne szacunku relacje z moimi dziećmi, mężem, siostrami, teściową, rodzicami, koleżankami, współpracownikami...z każdym, z kimkolwiek zapragnę
7. wierzę, że żyję pełnią życia, że mam wspaniałą rodzinę, męża, życie, pracę, zdrowie i wszystko cokolwiek zapragnę
8. uwierz w cokolwiek chcesz, a to się stanie
Ta wiara daje mi spokój i radość. Kiedy przychodzą trudne chwile, zastanawiam się w skupieniu, czego potrzebuję. Zawierzam, że na pewno Bóg wskaże mi drogę, poprzez ludzi, książki, warsztaty, spotkania.
Tak się dzieje każdego dnia. A trudności są po to, by się rozwijać, by otwierać oczy, serca i słuchać. By zmieniać to, co smuci na to, co daje radość.
Uwierzmy, bo dzieci uczą się poprzez naśladowanie. Jeśli widzą nas pełnych nadziei, wiary i miłości, patrzących na świat optymistycznie, radzących sobie z trudnościami, cieszących się życiem, to i takie życie będą mieć. A przecież o to nam chodzi.
UŚMIECHAM SIĘ
KOCHAM ŻYCIE
CZUJĘ RADOŚĆ I WDZIĘCZNOŚĆ.
Dziękuję BOGU za dar mojego życia i każdego człowieka, który jest na mojej ścieżce życia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)