czwartek, 26 lutego 2015

Jak dbać o siebie....i o złość

"Życzę Ci dni bez łez i bez złości" trafiłam wczoraj na takie oto zdanie, życzenia składane przez bliskie sobie osoby.

A ja sobie życzę, by czasami umieć pokazać łzy i złości, zwłaszcza przed bliskimi. By być prawdziwą i autentyczną, łez się nie wstydzić, a złością nie przerażać.

Łzy wypływają ze smutku, żalu, bólu, bezsilności, bezradności.

Złość to uczucie, które wypływa z jakiej ważnej i aktualnej potrzeby, której nie udaje się zaspokoić. Podobnie zresztą jest ze smutkiem, żalem, bólem, bezradności i bezsilnością. One też mówią mi o tym, że czegoś bardzo potrzebuję, właśnie tu i teraz, kiedy to czuję. Dzieci też tak mają. Każdy człowiek tak funkcjonuje, że coś czuje, kiedy ma jakąś potrzebę.

Wtedy, gdy czuję radość, zadowolenie, spokój to wiem, że mam te potrzeby zaspokojone.

Kiedy czuję właśnie np. złość, to wiem, że nie drugi człowiek jest tego przyczyną, tylko MOJA NIEZASPOKOJONA POTRZEBA! A pojawiające się uczucie jest tego naturalną konsekwencją.

Kiedy więc moje/Twoje dziecko krzyczy:

"jestem teraz złaaaaa!!!!!"
"jesteś głupia"
"nie lubię Cię"
"ona kłamie"
"nie będę jej słuchać"

albo wpada w furię, tupie nogami, kładzie się w supermarkecie na podłodze, piszczy, upiera się przy swoim NIE

to "na chwilę" zapominam, odkładam, nie zwracam uwagi na to zachowanie, tylko mówię:

"widzę, że się wściekłaś!", "aha, widzę, że bardzo się rozzłościłeś!", "hmm czujesz teraz ogromną złość?"

albo

stoję i patrzę, nic nie mówię - pozwalam się pozłościć, potupać nogami, rzucić poduszką (czymś bezpiecznym)
przytulam

KAŻDY (DZIECKO TEŻ) człowiek potrzebuje 100% AKCEPTACJI nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy czuje ZŁOŚĆ.

SIŁA OCHRONNA

Są sytuacje, w których nie ma na co czekać, stać i patrzeć, aż pod wpływem złości, dojdzie do zranienia, do krzywdy.

Kiedy widzę, że ręka jednego dziecka podnosi się w górę i jest skierowana w drugiego? NIE CZEKAM aż się "pozabijają". Wkraczam i zatrzymuję tą rękę. Staję między nimi, jednego z nich (tego w silniejszych emocjach) przytulam, obejmuję, przyjmuję jego uczucie (mogę przyjąć to na poduszkę, którą mam przy sobie, by chronić też siebie)



A co mówię, to jest napisane wyżej. Generalnie nie oceniam. A jeśli już chcę coś powiedzieć to czekam aż emocje opadną, aż zostaną w 100% wylane, wypowiedziane, wyskakane. Bez tego ani rusz. Mam 100% gwarancję, że do osoby "zalanej" uczuciem złości, NIC nie dotrze, ona NIC nie zapamięta, i NICZEGO się nie nauczy.No chyba, że chcę ja nauczyć, pokazać, powiedzieć, że jej złość mnie nie obchodzi, czyli to co się z nią dzieje, co czuje i czego potrzebuje, jest dla mnie bezwartościowe, bo bardziej się liczy zasada, albo ja sama. Tak, ja wiem, że to jest trudne. W takich chwilach i ja sama mam już "po korek". Kiedyś dałam radę: nic nie mówiłam, słuchałam, zatrzymałam rękę, powiedziałam: "widzę, że się strasznie zdenerwowałeś", innym razem nic nie powiedziałam. Później patrzyłam na to zdarzenie jak na sukces, mój własny - dałam radę! Powstrzymałam się od moralizowania. Poskutkowało i w tej trudnej sytuacji złapałam z dziećmi kontakt. Kiedy sytuacje konfliktowe się powtarzają, staram się robić właśnie to, co buduje relację, czyli:

jestem z uczuciami
zastanawiam się o co chodzi (jaka jest za tym zachowaniem potrzeba)
mówię co widzę 
daję empatię
czekam, aż uczucia się wybrzmią

Dopiero potem mówię, że kiedy widzę jedną rękę zaciśnięte na ramieniu drugiej osoby, to czuję przerażenie, bo potrzebuję dla Was obu bezpieczeństwa, chcę się o Was zatroszczyć. Dlatego proszę weź poduszkę, paczkę chusteczek i uderz nią o podłogę. Chcę byście złość wyrażali w taki sposób, by wszyscy byli bezpieczni.

ZŁOŚĆ nie jest ani dobra, ani zła. Ona po prostu JEST zupełnie neutralna. To co robimy pod jej wpływem bywa raniące dla nas lub innych. Zawsze jednak robimy to, by zaspokoić nasze potrzeby. Pytanie, czy rzeczywiście wybierając taką czy inną strategię udało nam się zaspokoić tę potrzebę. Jeśli nie, to warto potraktować to jako próbę i poszukać innego lepszego sposobu.

Nasze dzieci się tego dopiero uczą - doświadczając. Jeśli mówią "głupia jesteś" to nie dlatego, że chcą nas zranić, tylko dlatego, że nie znają innego lepszego sposoby na wyrażenie swoich uczuć i potrzeb, bo ich zasób wiedzy jest jeszcze niepełny, a pod wpływem emocji ich mózg zwyczajnie nie myśli logicznie. 
Zresztą ja też tak mam, że kiedy się złoszczę to "wychodzę" z siebie, gadam rzeczy, które mnie potem dziwią i zastanawiam się co mi się stało. No rozumowe, logiczne i myślowe klapki mózgu mi odpadły i zostały tylko gadzie, instynktowne emocje. I dobrze, bo one mnie mają chronić. Złość pełni funkcję ochronną i informacyjną. To uczucie mi wykrzykuje:

"zajmij się sobą, już czas, już masz po korek, bardzo, ale to bardzo potrzebujesz:

odpoczynku
spokoju
współpracy
troski
uznania
akceptacji

i czego tam jeszcze chcecie"

W złości nie chodzi o drugiego człowieka, tylko O MNIE SAMĄ, to ja jestem na tyle ważna, że moje emocje mi krzyczą "WEŹ SIĘ ZA SIEBIE", pomyśl, czego potrzebujesz i poszukaj sposobu, by to dostać. Poproś o pomoc, znajdź kilka strategii, szukaj, kop, aż znajdziesz. SPRAWDZAJ co Ci służy, co wzbogaca Ciebie i Twoich bliźnich.

Jesteś jak sklep porządnie wyposażony, no taki SUPERMARKET w największym mieście świata czynny 24h na dobę. Znajdziesz tam dosłownie wszystko, czego dusz zapragnie! Ty to rozdajesz ludziom za darmo, zwłaszcza bliskim, tym na których Ci zależy. Jak się wszyscy dowiedzą, że jest 100% przecena na cały asortyment, no to się od ludzi nie odgonisz i sama zauważasz, że do tygodnia czasu sklep masz pusty! Nie miałaś czasu, by zajechać po towar, nawet, by go przez neta zmówić. Żaden przedstawiciel handlowy, zasobów w Twoim sklepie nie uzupełnił! Cały czas trwała wyprzedaż, co tam rozdawnictwo totalne i teraz TRACH! Ludzie się już nauczyli, przychodzą do Ciebie, a u Ciebie PUSTKA! Chcesz znów mieć swój sklep pełny? Zamknij go na chwilę, zajedź po towar, uzupełnij braki. Nikt tego za Ciebie nie zrobi. Upadniesz, będziesz musiała zamknąć swój sklep, swoje serce.


piątek, 20 lutego 2015

DOBRY PORÓD


W imieniu Stowarzyszenia Niezależna Inicjatywa Rodziców i Położnych „Dobrze Urodzeni” 
polecam i ZAMIESZCZAM, specjalnie dla zainteresowanych tematem mam, osób, położnych, doul

informację dotyczącą projektu „Dobry poród na ekranie”. Jest to cykl bezpłatnych pokazów filmowych z zakresu tematyki okołoporodowej, trwający przez siedem miesięcy.

            Pokazy prowadzone są przez położne zrzeszone w Stowarzyszeniu „Dobrze Urodzeni”. Już 28 lutego o godz. 13.00  odbędzie się projekcja filmu „Poród w ekstazie”. Miejsce seansu to Mój Wymiar. Braffiting ul. 11 Listopada 70 w Bielsku-Białej. Inicjatywa skierowana jest do wszystkich osób zainteresowanych tematyką okołoporodową. Szczególnie zapraszamy do udziału kobiety planujące ciążę, kobiety w ciąży lub już te, które stały się mamami.  W projekcie uczestniczyć może również personel medyczny, doule oraz wszystkie osoby, dla których poród jest ważnym tematem. Może w dzięki informacji zamieszczonej na Pani blogu znajdą się osoby chętne do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Celem projektu jest zmiana opieki okołoporodowej w Polsce. Pokazy organizowane są przy współpracy Stowarzyszenia Doula w Polsce, Fundacji Rodzić po Ludzku, Polskiej Szkoły Masażu Shantala oraz Katedry Zdrowia Kobiety SUM w Katowicach.

            Wszelkie informacje dotyczące projektu „Dobry poród na ekranie” zamieszczone są na stronie www.dobrzeurodzeni.pl oraz na Facebooku

środa, 18 lutego 2015

Od serducha...na walentynki, właśnie dziś

Doświadczyła dziś bardzo nieoczekiwanej radości, ofiarowanej prosto od serca syna mego, już jutro 8-letniego! No i chcę się tą radością dzielić z Wami, świętować, wydłużyć to co czuję.

Pyta mnie rano syn:

"Mamo, a mogłem sobie zabrać złotówkę?"
Zabrał wczoraj a pyta, rzecz jasna, po fakcie, co akurat wcale mną nie wzruszyło. Mamy takie pudełko na drobniaczki, z którego w razie potrzeby można coś zabrać i dzieciaki zawsze pytają, czy mogą, choć, jak widać, czasami z opóźnieniem. No ale nie o tym chcę pisać.

Odpowiadam więc synowi:

"Jasne, że mogłeś. A chciałeś sobie coś kupić?"
Syn: "no tak, bo wiesz, kupiłem sobie coś na Walentynki" Ja wiem, że one były kilka dni temu, ale to nic, kupiłem dzisiaj"
Ja: "aha" ps. (ja usłyszałam, że on sobie coś kupił na Walentynki, a on powiedział "Tobie")
Syn: "a Ty lubisz lizaki"
Ja: "nie, nie bardzo"
Syn: "aha, no tak, to ja idę dać tego lizaka do Twojej szufladki, tam już masz jednego od taty"

I tu nastąpiło OLŚNIENIE "mało uważnej" matki ;)Przecież ten lizak jest DLA MNIE

Mówię więc:
"czekaj, czy Ty tego lizaka kupiłeś dla mnie?"
"Tak"

"aha, a to chodź tu do mnie, bo to jest dla mnie ważne, doceniam to i widzę, że to dla Ciebie też jest ważne! Ależ się wzruszyłam, aż łzy mi do oczy napłynęły. Dziękuję Ci bardzo! Ach, dając mi tego lizaka, chcesz, żebym wiedziała, że jestem dla Ciebie ważna?"

"Tak" i pojawił się na jego buzi taki błogi uśmiech.

"Wiesz, cieszę się, że mi go dałeś, bo on przypomina mi moje dzieciństwo. Kiedy ja byłam dzieckiem w sklepach były właśnie takie lizaki. Bardzo się wzruszyłam."

I były uściski, przytulaki i w ogóle milaśnie!!!


piątek, 13 lutego 2015

Zamień etykiety i oceny na żywy kontakt

Dziś wpis krótki z linkiem do artykułu, który napisałam dla http://beskidzkamama.pl/

o ocenach,etykietach, uczuciach

Na życzenie jednej z czytelniczek tego portalu.

Bardzo chętnie napiszę coś na Wasze życzenie. Piszcie w komentarzach lub na Facebooku albo bezpośrednio do mnie na:

kasia@czarnota.eu

CO WAS INTERESUJE?

a oto link do artykułu:

ZAMIEŃ OCENY I ETYKIETY NA ŻYWY KONTAKT

środa, 11 lutego 2015

Skaczę z radości

Czuję dziś radość, bo moja potrzeba kontaktu z rodziną jest zaspokojona. To niewiele mówi, a że mam jeszcze niezaspokojoną potrzebę świętowania i dzielenia się tą radością, to opowiem coś więcej, bo to właśnie z Wami chcę się podzielić.

Otóż odkąd są ferie, to w naszym domu są zmiany. Takie zwykłe, naturalne: dzieci są w domu, a więc jest i głośniej, jest wrzawa, więcej zabawek, rzeczy, garów, szklane, talerzyków, mokrych ubrań po śniegu, suchych i brudnych też sporo i takie tam - życie w rozgardiaszu. A!!! I zapomniałabym o kłótniach, których co dziennie z mężem słuchamy (nawet jak słuchać nie chcemy), czasami o bójkach i takie tam - tam, gdzie dzieci więcej niż jedno, to tak to bywa. No więc było nam trudno, mi i mężowi. No bo nasza potrzeba ciszy, efektywnej pracy i sprawczości nie zaspokojona (tak - oboje pracujemy w domu). Na dokładkę potrzeba troski o kłócące się dzieci, bycia usłyszanym, brania ich i nas pod uwagę - no cóż, ciężko. Coś z tym trzeba zrobić! Tylko CO???

Otóż 4 kroki Porozumienia bez Przemocy

przykład:

Dzieci wychodzą z domu. Dwoje i tata już gotowe. Trzecie siedzi, gra, nie ubrane i wcale nie zamierza skończyć grać. Siostra mówi, eeee co tam, krzyczy:

"hej kończ już to WYCHODZIMY!!!"

Brat zero reakcji. Ja siedzę przy komputerze i słyszę. Domyślam się jak to się skończy. Siostra będzie coraz bardziej krzyczeć, a brat nie będzie słuchał. Może będzie płacz (bezsilność) może agresja (za którą kryje się potrzeba ochrony własnych granic). Ja chcę widzieć, że oni się szanują i biorą się pod uwagę. Potrzebuję, by zostało to załatwione efektywnie i sensownie. Dziś akurat im pomogę.

"Kiedy tak mówisz do brata, to chcesz się zatroszczyć o niego i o resztę, chcesz zdążyć na czas?"
"Tak"
"Ja też tego chcę, pomóc Ci"
"Tak"
"OK. Jest 15:04, a zaczynacie zajęcia o 15:15. Widzę, że grasz, chcesz dokończyć, ja jednocześnie chcę, żebyście zdążyli. Tata i siostry już wyszło. Jak Ci pomóc, żebyś już wyszedł?"
"ok, to ja już kończę. Podasz mi kurtkę?" I wyszedł. Mam nadzieję, że dotarli na czas.

A ja mam w sobie wdzięczność i uznanie dla siebie samej, bo podjęłam wysiłek zauważenia potrzeb moich dzieci i swoich własnych też. Znalazłam sposób, by się o nas wszystkich zatroszczyć i on się dziś sprawdził.

Dziś już wiem, że jak coś nie działa to poszukam innej drogi i SPRAWDZĘ jak się z tym będę miała ja i ludzie obok mnie. Teraz mam w sobie zaufanie, że cokolwiek, by się nie działo, to sobie poradzę.

Wieczorem, kładąc się spać w domu, który wyglądał jakby przez niego przeszło tornado, pomyślałam:

"jak ja chcę sobie poradzić z tym bałaganem, czego ja potrzebuję, jak ja chcę ich prosić o pomoc?"

Przyszła odpowiedź:

"Z zaufaniem, że oni chcą pomagać, współpracować, sprawiać, że bierzemy się pod uwagę i jesteśmy dla siebie ważni"

Rano wstałam i też tą myśl miałam. Moje prośby kierowane do domowników były słyszane i brane pod uwagę. Ja skupiłam się na pracy i zaufałam, że oni dadzą radę w drobnostkach tj: zrobienie sobie kanapki, pozbieranie swoich ubrań, umycie umazanego farbami stołu, obranie jajek itp. I co się okazało?
Nie tyle zrobili o co prosiłam, ale nawet więcej - w kuchni na stole czekał na mnie i męża talerz z zupą. Jasne, dzieci mają już 8, 9 i pół i ponad 11 lat, zupę ugotowałam ja, ale jajka to już wysiłek córki, a współpraca w nalewaniu? Syn stoi i podaje talerz, pierworodna nalewa, młodsza podaje na stół. I łyżki też były. Tylko krzesła trzeba było sobie znaleźć i przytaszczyć do kuchni, bo się po domu rozpierzchły.

No radość w sercu, a wystarczyło tylko w nim pogrzebać, doszukać się swoich uczuć, potrzeb, pomyśleć o zaufaniu i wiary w to, że I JA I ONI DADZĄ RADĘ. Tyle, albo aż tyle. I nie myślcie, że to przyszło od tak. Nie to jest ciężka praca, moja własne zmiana i rozwój. I nadal się uczę, dosłownie: czytam, chodzę na szkolenia, sama prowadzę warsztaty, do których się solidnie przygotowuję i tym samym się uczę. Robię coś i widzę, że czasami nie tędy droga, czasami płaczę,chcę tym rzucić, dostaję wsparcie i empatię, czasami kopa w cztery litery i znów się zbieram w sobie, łapię energię i znów szukam lepszych strategii. To nie jest łatwa praca. Nie widzę jednak innej drogi jak poprzez własną zmianę. A żeby nie brzmiało to tak strasznie, to ten post jest właśnie po to, by cieszyć się sukcesami. I ich też jest mnóstwo, maleńkich i tych większych. I dziś chcę się cieszyć i to robię. Dlatego piszę, że serce mi radość wypełnia. Aż chce się skakać!




środa, 4 lutego 2015

Róbmy to, co kochamy

Mam taką refleksję, by skupię się na tym, co przynosi mi radość. Żadne w sumie odkrycie, już wcześniej takie się zdarzały, choć czasami w ferworze codzienności skupiam się dogłębnie na marudzeniu. To narzekanie potrafi wciągnąć jak trąba powietrzna i przynosi tylko zniszczenia. Oby wyrwać się z jej objęć jak najszybciej i choć krajobraz wydaje się zdewastowany, to małymi kroczkami zabieram się do porządkowania.

Pierwsze co przychodzi mi do głowy, to właśnie zrobić to, co daje zadowolenie, przynosi radość i wdzięczność. I tak się tego trzymać, robiąc tych rzeczy jak najwięcej.

Zdjęcie pochodzi z https:www.facebook.com/naturologia.blog

Teraz już wiem, że nie każdy jest gotowy na zmianę. Czasami bardzo chcę ludziom pokazać, że można spróbować inaczej, na przykład w relacjach z dziećmi, czy ze sobą samym. I widzę, że oni może nie chcą tego usłyszeć, może właśnie nie są gotowi. Kiedyś było mi smutno, bo bardzo chciałam zmieniać świat, mój własny (to akurat się udaje), moich znajomych, rodziny, przyjaciół, świat szkolny, kościelny, w sumie ten, w którym się obracam. Często słyszałam i sama sobie powtarzałam:

"świata nie zmienisz ale możesz zmienić swoje podejście, siebie samą"

no i tak też robię. Nieustannie, codziennie, po troszku, przyjmując chociażby konstruktywną krytykę, czy nawet tą, której niezbyt miło mi się słucha. Dziś nastawiam się na rozwój i z każdego słowa czerpię naukę, nawet z tego bolesnego. Słucham siebie, patrzę na uczucia, na to co się ze mną dzieje i odkrywam w tym dużo prawdy, widzę siebie. Pozwalam sobie też na to, by się do wielu rzeczy przyznać, by po prostu stanąć obok i popatrzeć na siebie z boku, w prawdzie i dystansie. To się udaje i to daje mi przestrzeń do szukania innych, nowych, niewypróbowanych jeszcze sposobów na lepsze dziś. No łatwo nie jest, al nie o to chodzi by było. Po prostu widzę, że warto, bo co dzień jest lepiej.

Dziś odkrywam sercem, że zgadzam się na to, by ludzie żyli po swojemu. Już nie chcę walczyć, pokazywać, zachęcać, motywować, zmieniać. Chcę być tam i dla tych, którzy tego chcą, są gotowi coś innego zobaczyć, spróbować, zmienić. Są zdecydowani podjąć wyzwanie własnej zmiany i rozwoju. Bo to zawsze jest praca nad sobą. Nie zmienię innych - mogę zmienić tylko siebie i swoje zachowanie. A jeśli ktoś chce czerpać inspirację to zapraszam. Wtedy taka relacja jest i inspiracją do rozwoju dla mnie samej. To jest też tak, że inne relacje tez mogą mnie prowadzić do zmiany, jeśli tylko chce to dostrzec.

Tak więc, po prostu robię swoje i tyle. I w tej rzeczywistości zdarzy się, że ktoś powie, że to, co ja mówię i robię jest mu bliskie i on też tak chce, a może nawet tak robi i chce byśmy coś robili razem. I wtedy ok, niech tak będzie, idziemy razem, robimy coś, co sprawia, że czuję radość.