poniedziałek, 21 września 2015

Poszukiwania

Tak wiele się dzieje, że sił brakuje na pisanie. A może to nie brak sił, a brak gotowości? Tak, to chyba to drugie. Warto się do tego przyznać przed samą sobą. Jakoś tak czuję, że nie jestem gotowa, by doradzać, bo coraz częściej doświadczam tego, że się mylę, że nie wiem tylu rzeczy, że widzę świat i relacje ludzkie przez swój własny pryzmat doświadczeń. Nie będzie inaczej. Chyba zawsze, to co napiszę, będzie przesiane przez moje życie i to jak ja je odbieram. Tylko tym się mogę dzielić, prosząc czytających, by nie brali za pewnik tego, co piszę, ponieważ to zawsze będzie tylko z mojego punktu widzenia. Jednocześnie wydaje mi się, że właśnie na tym ktoś może skorzystać i wzbogacić swoje życie i jeśli tak jest, to chwała Bogu i właśnie Jego proszę, by uczynił mnie swoim narzędziem. To właśnie Jego szukam, czasami wydaje mi się, że już znalazłam, że jest blisko. Innym razem nie mam pewności i proszę o jakiś znak, jak we mgle, po omacku i z nadzieją, że On jest Bogiem wiernym i jeśli obiecał, że da się znaleźć to tak będzie, bo przecież powiedział:

"I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie a otworzą wam" Łk. 11, 9

Szukam go w relacjach z drugim człowiekiem. Od kilku lat intensywnie przypatrując się moim własnym relacjom z dziećmi, próbując je naprawiać, a właściwie naprawiać siebie samą, zmieniać, a właściwie rozwijać się i próbując dać się Bogu prowadzić i właśnie o to Go prosić. I to On pokazuje mi drogę, jaką jest relacja z moim mężem, nad którą pragnę pracować: troszczyć się o nią, rozwijać się, wkładać wysiłek każdego dnia, a czasem zupełnie bez wysiłku, z czystej przyjemności, z głębi serca. To właśnie ta relacja jest, zaraz po Bogu najważniejsza. Bardzo przemawiają do mnie słowa, mówiące o tym, by Bóg był na pierwszym miejscu, ja sama na drugim, mąż na trzecim, dzieci na czwartym, wszyscy bliscy na piątym itd.

ODPOWIEDZIALNA MIŁOŚĆ

Od Boga chcę się jej uczyć.
Siebie samą chcę taką odpowiedzialną miłością obdarzać.
I taką miłością chcę kochać męża, dzieci, bliskich i zupełnie nieznajomych.

Jak?

Szlachetnych wspierać, a potrzebujących pomocy "upominać". Trudne to dla mnie słowo "upominać". Wolę raczej powiedzieć: inspirować, zachęcać do zmiany, życiem i przykładem pokazywać, że można inaczej. Czasami pozwolić na bolesne konsekwencje, dzięki którym człowiek ma szansę na zmianę swojego życia i postępowania. Trudne to dla mnie jest: zgoda na bolesne konsekwencje, bo tak bardzo chcę się naszych bliskich od nich uchronić. Widzę jednocześnie, że nie jest to ani możliwe, ani korzystne dla nich, ani  dla mnie samej.

Jeszcze jakoś łatwiej upomnieć dziecko, bo wydaje mi się, że muszę, by dobrze je wychować. Czasami to upomnienie bywa, tak bardzo u mnie niechcianą i krzywdzącą krytyką, która wcale nie inspiruje do zmiany, a raczej zachęca do odwetu. Bywa, że żartem zachęcam do czegoś, co moim zdaniem jest najlepsze, choć nadal, pozostaje to tylko moje zdanie. Jednocześnie przecież nie mogę, nie chcę i nie potrafię godzić się na wszystko, bo tego wymaga odpowiedzialna miłość i świadome rodzicielstwo. Chodzi raczej o to, by to upominanie pochodziło z troski, miłości, z głębi serca i w takiej formie było przeze mnie przekazane. Łatwiej jest mi wówczas, kiedy wierzę, że drugi potrafi się zmieniać i rozwijać, jeśli tylko chce i jest już do tego gotowy. Dlatego uczę się cierpliwości - małymi kroczkami, bo sama wiem, jak ciężko jest się mi zmieniać.

Jednocześnie się nie poddaję. Coraz częściej widzę, że sama rady nie dam, że potrzebuję pomocy. Dlatego SZUKAM wsparcia na Najwyższym Szczeblu, bo wierzę, że On mi pomoże i jak będzie chciał to pośle mi odpowiednich dla mnie ludzi.

Psalm 28(27), 7
"Pan moją mocą i tarczą!
Moje serce Jemu zaufało:
Doznałem pomocy, więc moje serce się cieszy
i pieśnią moją Go sławię"