środa, 30 października 2013

"czasami jest tak, że czuję złość, bo..."


Zacytuję tu słowa zaczerpnięte z bloga Klub Rodzica:

„Czasami jest tak, że nasze dziecko nas złości. I krzykniemy, obrazimy, uderzymy. Czasami jest tak, że nasze dziecko się zezłości. I popchnie, ugryzie, uderzy. Czasami jest tak, że to nasze dziecko zostanie popchnięte, ugryzione, uderzone.” 

A ja dodam od siebie, że czasami jest tak, że to my dorośli, czasami niezamierzenie i nieświadomie krzywdzimy nasze dzieci i uważamy, że robimy to dla ich dobra.

Padają zdania w stylu: 

„no Ty zawsze musisz go bić, no wiesz jesteś po prostu złośliwy/a”
„no nie przesadzaj, nic się nie stało, nie bądź beksą”
„no jak zwykle, nie zrobiłeś zadania domowego. No to jest już szczyt lenistwa”

Może komuś te zdania wcale nie wydają się krzywdzące.

Może ktoś gdyby usłyszał:

„Ty matole, Ty głupku, ośle” to dopiero wtedy uznałby to za przemoc słowną.

Dla mnie taka przemoc ubrana w piękne słowa i delikatne zwroty jest jak najbardziej krzywdząca, zwłaszcza dla dziecka, które się obwinia, któremu w ten sposób zaniżamy poczucie własnej wartości, które ranimy. Dziecko bierze całą winę na siebie. 

Czy to na prawdę tak musi być, by dziecko stało się wartościowym człowiekiem, to najpierw musimy sprawić by poczuło się bezwartościowe?

Każde takie przezwisko, etykieta, ocena krzywdzi, czy to pada z ust dorosłego, czy tez dziecka.
Kiedy dziecko słyszy to od mamy, najczęściej stoi cicho i słucha lub zaczyna się bronić, bo czuje się zagrożone, bo się boi. Więc jeśli nie ma kontaktu, dziecko spuszcza wzrok, ucieka się to obrony czy ataku i mówi: „to nie tak było…”, „to on zaczął”, „będę płakać” to jest to dla nas znak, że warto poszukać innej drogi dotarcia do dziecka, do tego co ono czuje i dlaczego postąpiło tak jak postąpiło.

To są oznaki, że tracimy z dzieckiem kontakt, że relacja z nim jest krzywdząca, może i nawet my sami czujemy się podle, więc skoro jest krzywda, to jest i przemoc. Jest relacja z pozycji władzy, jest słabszy i silniejszy, a może lepiej by było, gdyby były dwie równe strony konfliktu, zrozumienie, empatia i szukanie tego, co czujemy i czego potrzebujemy i rozmowa tylko o tym.

No więc, kiedy u mnie w domu, między rodzeństwem pojawia się przemoc, mówię, a raczej pytam: 

„widzę, że strasznie Cię zezłościło to, że siostra przebiegła po Twoim łóżku??” 

Nie skupiam się na tym, by prawić mu kazania, że siostry się nie bije. Kiedyś, kiedy jego emocje opadały to mówiłam mu, że chcę by i on i jego siostry były bezpieczne, dlatego chcę by walnął poduszkę, rzucił poduszką, krzyknął.
On mówi, „tak mamo wiem, nie mów mi tego”. To jest dla mnie ok. Staram się już nie mówić, bo lepsze jest pokazać i żyć prawdziwie niż prawić morały. Szanuję to, czego on potrzebuje. Potrzebuje być zauważonym, nawet w złości, potrzebuje bym ja widziała, że jest mu ciężko, że targają nim silne emocje, z którymi sobie nie radzi. Nie potrzebuje mojego osądu i moralizowania. On wie, że ja potrzebuję bezpieczeństwa dla każdego w naszym domu, że chcę, by bezpiecznie wyrażał złość, dlatego daję mu siebie, przyjmuję jego cios, zatrzymuję jego rękę skierowaną na drugą osobę i tylko krótkim zdaniem potwierdzam, że widzę jak się zezłościł. Słucham go bez przerywania i oceniania czy napominania, że „tak nie wolno” lub po prostu siedzę obok. Potem przychodzi czas przytulenia, uścisków i powrót do zabawy.

Czasami dosłownie wkraczam między bijące się dzieci i osłaniam ataki swoim ciałem. Zdarzyło się też niedawno, że zaproponowałam synowi, by zamiast uderzyć siostrę uderzył mnie. Nie jest to mój pomysł. Zapożyczony od Moniki Żyrafy. Jeden raz zadziałało. Powiedziałam mu wtedy:
"o! ale się wściekłeś". I złość nagle mu przeszła. Innym razem nie miał na to ochoty. Schował się przede mną, więc nie napierałam, byłam obok. On chyba wtedy po prostu potrzebował chwilę pobyć sam ze sobą. Sam wybrał taką strategię. Nie był w odosobnieniu, bo ja go tam wysłałam. Czekałam obok, zresztą często to robię, kiedy widzę, że dzieciaki nie są gotowe na kontakt ze mną. Siedzę na łóżku, na którym oni leżą. Idę obok do kuchni i mówię, że jakby co to jestem obok. 

Po chwili mnie wołają, przytulają się i życie toczy się dalej.

Przy tej okazji polecam książki duńskiego terapeuty, Jespera Julla:


2 komentarze:

  1. Dziękuję za te słowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że dla kogoś te słowa są pomocne, ważne. Fajnie, że są osoby, które to czytają, więc i ja dziękuję

    OdpowiedzUsuń