Ostatnio piszę sporadycznie, ponieważ moje zdrowie troszkę szwankowało. Kiedy dochodziłam do siebie, próbowałam wyprowadzić dom na prostą, a że wiosna mnie goniła, to i ogród i rabatka warzywna też domagała się ogarnięcia. Tak więc pośród różnych czynności wybierałam to co było w danym momencie dla mnie ważna, pilne itp. tak więc na pisanie już przestrzeni zostawało niewiele.
Dziś jednak wydarzyło się coś wyjątkowego, co wywołało u mnie sporo refleksji, którą się chcę podzielić, bo może komuś się to przyda. A chodzi o to co robić, a właściwie co ja staram się robić, kiedy trafiam z dzieckiem do szpitala.
Nie udaję, że nic się nie stało.
Nie namawiam, by dziecko było dzielne, by wytrzymało, by nie płakało.
PRZYTULAM
i
SŁUCHAM, pozwalam się wyżalić, wypłakać, jęczeć, choćby mi to w jeździe samochodem przeszkadzało. Całe 25 minut do szpitala. Mówię cierpliwie ile czasu jeszcze pojedziemy i tak co minutę.
Przytakuję i mówię:
"słyszę, że Cię boli, że się boisz, że nie wiesz jak to będzie, że się martwisz"
Zapewniam, że będę z dzieckiem, że nawet jeśli zostaniemy na noc, to ja zostanę z nim, na całą noc. Mówię, że nie wiem co będzie, co powie lekarz, ale ja będę z nim.
W międzyczasie i w chwilach wyciszenia, pytam jak to się stało. Rozmawiamy przez chwilkę o czymś innym, po czym znów wracamy do gwoździa programu: płacz, wycie, ból. Dojeżdżamy.
Efektem takiej postawy był spokój dziecka na izbie przyjęć i ani jednej łzy, nawet gdy lekarz dotykał bolącego ciała.
Jasne, że dzieci są różne i być może z innym dzieckiem nie byłoby tak łatwo, pomimo okazania mu wcześniejszej empatii. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby dziecko wrzeszczało w niebo głosy jeszcze w szpitalu. Jak doświadczę, to się podzielę. Chcę pamiętać, że to, co dzieje się z dzieckiem jest ważne i jeśliby płakało w gabinecie, to chciałabym umieć mu okazać zrozumienie, co być może pomogłoby w nawiązaniu z nim kontaktu.
Jeśli ja usłyszę dziecko, to jemu łatwiej będzie usłyszeć mnie samą.
Niestety, szpitale nie zawsze są przyjazne pacjentowi. Czasami trzeba uważać, gdzie się idzie.
OdpowiedzUsuńTam, gdzie się idzie, czy to do szpitala, czy do szkoły, sklepu, urzędu tam zawsze są ludzie, są relacje, w które wchodzimy. Ostatecznie zawsze pozostaje mi wybór. Mój własny wewnętrzny wybór, który mogę podjąć, jak w daną relacje chcę wejść, czy w ogóle w nią wejdę.
OdpowiedzUsuń