sobota, 31 sierpnia 2013

Tańce z mamą.

Wczoraj wyjątkowo spędziłam dzień nie poświęcając szczególnie uwagi swoim dzieciom. Tylko praca, obowiązki, szklarnia, aż wieczorem poczułam, że mi ich mocno brakuje, że chętnie bym się poprzytulała, pogadała, pobawiła się z nimi. Oczywiście dopadły mnie też wyrzuty sumienia, że przez cały dzień nie znalazłam dla nich czasu i że oni też pewno to czują.

No normalnie telepatia:

Moja córka:
"Mamo,  Ty cały dzień w szklarni siedziałaś?"
Mama:
"Nieeee....tylko wieczorem". Jeszcze się mama nie zorientowała, że dziecko czuje brak, że czegoś potrzebuje, że nie zna odpowiednich słów, by to wyrazić. "Wcześniej pracowałam w domu." Nadal mama nie słyszy, że córka chce powiedzieć "tęsknię, czuję, jakby Cię dziś cały dzień nie było."

Wracają do domu...

Córka (8 lat)

"Mamo, potrzebuję się z Tobą pobawić, bo bawiłam się z Krzysiem, ale z Tobą nie." Po czym łapie mamę za rękę i nucąc piosenkę porywa ją do tańca. A mama, w ciężkim szoku, że to dziecko potrafi powiedzieć słowami dorosłego, czego potrzebuje, nagle czuje, że faktycznie, to o to chodzi, że tego sama też potrzebuje: zabawy, uśmiechu, ruchu, bliskości. I tańczą tak chwilę śmiejąc się radośnie.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Mama - babcia.

Czasami wydarzy się coś takiego co zmieni nasze plany na dziś.

I dobrze, bo to była okazja, by zobaczyć drugiego człowieka, którym jest 91-letnia babcia i jej córka, która się nią opiekuje i wnuczka, która razem z mężem jest z nią i jak tylko ma możliwość pomaga i po prostu jest i wspiera.

I tu też ma zastosowanie NVC (Porozumienie Bez Przemocy) i ono mi dziś pomogło zobaczyć potrzeby tych osób. Usłyszeć... być...zobaczyć...

Usłyszeć:
Nie potrzeba RAD! Jeśli się o nie nie prosi.
Nie potrzeba krytyki i wskazówek o tym, co innym przeszkadza.

Potrzeba:
cierpliwości, empatii, wsparcia, zrozumienia, odpoczynku i zwyczajnego oderwania się na chwilę od codzienności.

Być:
przywitać się, zapytać "jak zdrówko", "co słychać", "może wpadniesz do mnie na kawę?"

Zobaczyć:
"pracę wkładaną w opiekę nad swoją mamą i babcią, która stała się bezbronną, słabą osobą, ale to nie znaczy, że nieświadomą".

Słyszę i widzę:

"Szacunek dla człowieka, dorosłego, doświadczonego życiem i problemami, który mimo pewnych kłopotów wynikających z wieku, jest nadal świadomy i pragnie być szanowanym i godnym swego człowieczeństwa". Ten szacunek dostaje od osób, z którymi ma najsilniejszą i najbliższą więź, ze swoją córką, która jest z nią każdej minuty swojego życia, w dzień i w nocy oraz od wnuczki z którą mieszka, którą zna i jest jej bliska. To jest jak rodzicielstwo bliskości. Akceptacja, choć czasem w trudnych chwilach i podążanie za byciem tu i teraz. Nic na siłę nie zmieniać, być z tą osobą w jej świecie i nie wyprowadzać jej poza bezpieczną strefę. Dać jej poczucie bezpieczeństwa.
Co jest potrzebne? Intuicja i szacunek potrzeb drugiego człowieka oraz świadomość swoich. Dbać o potrzeby osoby starszej i nie zapominać o swoich. Gdy czujesz się zmęczona i pochłonięta codziennością poszukaj przestrzeni do odpoczynku a poczujesz, że za godzinę znów masz chęć wzbogacać życie drugiego człowieka, swojej mamy czy babci.

Ja słyszę, że córka i wnuczka podążają za potrzebami babci, że ją znają, że wiedzą jak z nią rozmawiać, by czuła się bezpiecznie. Ufam, że wiedzą, czego jej potrzeba, bo to one z nią są na co dzień. Ufam, ze wybierają taką drogę, która szanuje i osobę starszą i tych, którzy się nią opiekują.
To droga akceptacji. Bez przymusu, bez zbędnych leków, bez przemocy, bez zniewolenia, bez "pacyfikacji farmakologicznej". Nikt nie idzie na łatwiznę, nikt nikogo nie "ogłupia" nie udaje, że tak musi być, że tak jest lepiej dla wszystkich.Po prostu, choć czasem nie jest to proste i lekkie życie, to jednak wartościowe. Jednym słowem szacunek.

Słyszę:

Dla babci najważniejsi są jej rodzice, którzy już przecież dawno nie żyją, ale w jej pamięci żyją, są obecni jakby byli tu i teraz. Ona ich ma w sercu i to jest piękne, to mnie przekonuje o tym, że choć życie doświadcza, to wracamy do tego, co pierwotne, to tego, co dobre i bliskie. To mówi mi, by pamiętać, by kochać, by być świadomym rodzicem, bo my jako rodzice mamy moc, która jest żywa nawet w umyśle 91-letniej babci.

Z kim babcia ma bliską więź?
Z córką i wnuczką, które się nią opiekują.
Z rodzicami, których ma w sercu, choć sama ma już 91 lat!

Rodzicielska więź-więź na całe życie!




sobota, 24 sierpnia 2013

Nudzi mi się

Mamo "nudzi mi się". To zdanie było inspiracją do napisania tego posta, choć nie tylko o nudzie będzie.

Czasem chyba każdy rodzic czy opiekun to słyszy.

A co za tym się kryje?

No cóż, może na przykład być to prośba o bliskość, o chęć zabawy z rodzicem. Może dziecko potrzebuje kontaktu z dorosłym, a może z rówieśnikiem. Zwykle, jeśli ma do wyboru rodzica, wujka, ukochaną ciocię czy kolegę to bardzo możliwe, że wybierze dorosłego. Oczywiście nie zawsze!

A najważniejsze, o czym czasami zapominam! Warto by dziecko się zwyczajnie ponudziło i coś ciekawego wymyśliło. By miało czas, by jego grafik nie był wypełniony po brzegi, bo taka moda, bo trzeba pędzić w wyścigu szczurów, gdzie na starcie stoją nasze dzieci.

Zabawa z rodzicami lekiem na nudę

Zabawa z dorosłym to zupełnie coś innego, niż z innym dzieckiem. Każda z nich jest wyjątkowa i niepowtarzalna i warto, by każdej w życiu dziecka było choć trochę. No i nie zapominajmy o swobodnej zabawie, czyli nie ma nas w pobliżu (przynajmniej dziecko nas nie widzi), jest samo lub z rodzeństwem, kolegami i ma okazję do bycia kreatywnym, do ustalania swoich zasad i negocjowania ich, jednym słowem do nauki. Mojego pokolenia nikt nie pilnował, od podstawówki pamiętam, że chodziłam do koleżanek sama i nikt wcześniej nawet do ich rodziców nie dzwonił, by zapytać czy mogę tam iść. Szłam i pytałam: "cześć, idziesz się pobawić?" To też jest dzieciom potrzebne. Swoboda.

Dziecko bawi się właściwie cały czas. Z nami dorosłymi czasami, bo wiadomo, mamy pracę, obowiązki i takie tam...Czasami jednak warto stać się dzieckiem choć na chwilę. Pożartować, z siebie samego, nie z dziecka, poudawać, że się czegoś nie wie, nie potrafi odgadnąć dziecięcej zagadki. Tak jak pisze o tym Cohen w Siłowankach:


 No to udajemy:

Ostatnio dostałam od syna instrukcję:

"mamo, kiedy Madzia zanurkuje, zapytaj gdzie ona jest, a potem powiedz: nie wiem, a jak się wynurzy to powiedz: o tu jest".

Banał? Przecież ją widzę, wiem, że nurkuje, mam udawać? I synowi to pasuje? No tak, skoro to wymyślił i chce się tak bawić i siostra się zgadza. OK, czemu nie?

Uwaga pomyliłam swoją rolę. Poprawił mnie i poprosił o dokładne powtórzenie. OK! To też zabawa, taka krótka, szybka, ze scenariusza dziecka. Jeśli tego potrzebuje a ja jestem to się cieszę. Nie fiksujmy się jednak na konieczności i obowiązku zabawy z naszymi dziećmi. Cieszmy się tym szczerze i dajmy im to z serca. Oni i tak znajdą sposób na zaspokojenie swojej potrzeby. Jeśli nie z nami, bo my mamy swoje obowiązki, to z rówieśnikami lub z samym sobą i to tez jest ok. Najważniejsza jest chęć i równowaga.

Zabawa z innymi dziećmi też lekiem na nudę

Czasami, kiedy znajome dzieci nie widzą się 2, 3 tygodnie, kiedy zdążyli się za sobą stęsknić, bawią się jakby ich nie było. Gdy mają siebie na co dzień też się bawią...czasami w ustalanie reguł, czyli my słyszymy kłótnie, sprzeczki, czasem krzyki i bitkę. Taka kłótnia to pewien rodzaj zabawy, poprzez którą uczą się negocjować, może mediować, rozwiązywać spory, odnajdywać równowagę między autonomią a współpracą, rezygnacją z siebie a dbaniem o swoje. Pozwólmy im na to choć ogarnia nas strach. Dzieję się tak bo my dorośli potrzebujemy, by między dziećmi panowała zgoda i spokój. Nie dajemy im szansy na dialog, na ustalanie zasad gry. Boimy się, by komuś nie stała się krzywda. Wkraczamy do akcji i.... "masz babo placek". Ktoś się cieszy, a ktoś płacze, bo mama stanęła po stronie brata a nie mojej.

Myślimy sobie: "czy oni nie mogą się dogadać sami? Czy ja zawsze muszę ich godzić?"

Nie, nie musimy. Ja wybieram zupełnie coś innego.

Czasami czekam na rozwój wypadków, czasami wchodzę (jeśli chcę i jeśli mam czas, bo jak mleko skipi to nie idę) i mówię:

Ty chcesz oglądać "Smerfy", a Ty "Zaczarowany ołówek". Czy macie jakiś pomysł jak to załatwić, tak by każdy był zadowolony?

Zdarza się, że nie dochodzą do żadnego rozwiązania, ale mają okazję porozmawiać, negocjować i uczyć się być ze sobą.

Czasami ktoś czuje smutek i wtedy możemy być z nim. Posiedzieć, pozwolić się wygadać, wysłuchać dziecko, bez radzenia, bez tłumaczenia (a zwłaszcza bez usprawiedliwiania drugiej strony konfliktu). Po prostu być i słuchać. Dać empatię, nawet jeśli ta empatia to tylko być, bo ktoś nie chce mówić.

Czuję wdzięczność, kiedy o tym pamiętam i daję to dzieciom. Empatię.

piątek, 23 sierpnia 2013

Wyjątkowy dzień

Dziś jest dla mnie jakiś wyjątkowy dzień!

Moje uszy i serce jest otwarte.

Chcę pamiętać:

To co możemy dać dziecku najcenniejszego, to nasz czas, bycie z nim, zauważanie go, słuchanie, kiedy mówi "popatrz", przyjmowanie prezentów takich jak polne kwiatki, kamyczki zebrane po drodze, ulepione niespodzianki z plasteliny, wszystko to czym dziecko chce się z nami dzielić.

Wymarzony prezent na urodziny.

Usłyszałam:

"Zamiast prezentu i przyjęcia urodzinowego chcę u Ciebie być od piątku do niedzieli, spać u Was i pójść z Wami do Kościoła. Ciociu, czy możesz powiedzieć o tym mojej mamie, poprosić ją by się zgodziła?"


Jesteś najwspanialszą mamą

Czasami, kiedy idę spać po 22-iej dopada mnie wilczy apetyt. Albo szybko zasnę albo wstaję, choć zwykle przeraźliwie się mi nie chce podnieść zmęczonego ciała. Marzę wtedy o tym, by ktoś przyszedł i podał mi dziecięcą kaszkę z mlekiem, tak by szybko wypić, bo nawet gryźć mi się nie chce.

A dziś prze 22-gą poprosiła mnie o to moja córka.

Pierwsza myśl: kurde, przecież jadła kolację. No tak, ale przecież to prawie standard, że po kolacji a przed zaśnięciem córuchna czasem zdąży zgłodnieć. Przecież tak się może zdarzyć. Ale ja chcę w końcu posprzątać kuchnię, schować jedzenie do lodówki i iść się kąpać i spać. Ale nic nie mówię. Idę do kuchni sprzątać i olśnienie!

Druga myśl: Przypomniał mi się Rosenberg jak pisał, że płaczące w nocy dziecko samo się nie nakarmi! Ok, ale moje ma już 8 lat! Dobra, ale jest mega zmęczone, ja zresztą już trochę też, ale w tym momencie...

Trzecia myśl: aha, ja też tak czasami mam. Też burczy mi w brzuchu, a zmęczenie przykuwa mnie do łóżka. Chyba wiem, co ona czuje. Chce zjeść, ale nie ma siły wstać. Pomogę jej i przygotuję kaszkę.

Zaniosłam jej kaszkę, a ona z uśmiechem na twarzy mnie uściskała i podziękowała.

Potem powiedziała, że chce się jej jeszcze pić, ale nie muszę jej przynosić jak nie chcę.

Chciałam.

Zaniosłam.

Mamo-powiedziała-jesteś najwspanialszą mamą na świecie!

Zasnęła.

Zabawa czy pomaganie



Dziś miałam wenę do pisania i trochę tego sporo.

Miałam napisać o zabawie, a wyszło jeszcze o zaspokajaniu potrzeb, o dawaniu i braniu, bo właściwie to wszystko się łączy, bo takie jest życie: pełne niespodzianek, barwne i wielorakie. Tu niby się bawisz, a tu właściwie pomagasz. Ty, jako dziecko widzisz, że to zabawa, a my dorośli cieszymy się, bo pomagasz. Tak więc dłuższy post o zabawie i pomaganiu w jednym.

Dziś zabawowo. Dziewczynka prawie 8 lat stanęła w drzwiach i mówi swojej mamie, że jej nie przepuści. Mama w pierwszej chwili chciała powiedzieć "puść mnie, niosę zakupy i jest mi ciężko." Na szczęście przypomniała sobie, że ta dziewczynka uwielbia takie żarty, a mamie zależy na budowaniu relacji z dzieckiem i mama wie, że po ciężkim dniu w szkole, dziecko potrzebuje zabawy by się pozbyć frustracji. Mama bawi się z córką. Obie się śmieją i w zabawie wychodzą z piwnicy na pierwsze piętro. Zakupy okazują się lekkie a frustracja mija.

UWIELBIAM, KIEDY TAK ZUPEŁNIE NIEOCZEKIWANIE POJAWIAJĄ SIĘ W JEJ GŁOWIE POMYSŁY NA ŻARTY I ZABAWĘ

Znam kilka osób, które uwielbiają się bawić z dziećmi, przynajmniej mój odbiór jest taki. Widzę, że w różnych okolicznościach łapią kontakt z dzieckiem bawiąc się z nim, czasem coś do dziecka powiedzą, podejdą, zaczepią, dadzą delikatnego "kuksańca" pod żebra, połaskoczą i od tak subtelnego wstępu przechodzą, zupełnie naturalnie do poważniejszych zabaw siłowych z dzieckiem. Zawsze ich darzyłam wielkim uznaniem i lekką zazdrością myślałam sobie: "Jak oni to robią? Z taką lekkością i radością. Tyle frajdy czerpią z zabawy, zarówno dorośli jak i dzieci. Też bym tak chciała...znaleźć czas i chęć w natłoku codziennych spraw złapać oddech, zatrzymać się i zwyczajnie dobrze się bawić."

Dlatego pomyślałam, że warto kupić książkę bostońskiego doktora psychologii, specjalizującego się w terapii przez zabawę, Lawrenca J. Cohen'a "Rodzicielstwo przez zabawę". Po jej przeczytaniu utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że to jest to, co daje dorosłemu najbliższy kontakt z dzieckiem. Okazuje się, że jest to sposób na zaspokojenie wielu potrzeb dziecka i dorosłego. Jedną z nich jest potrzeba wzbogacania życia dziecka, czyli każdy rodzic chce, by jego dziecko miało zapewnione to, czego potrzebuje, by było szczęśliwe, uśmiechnięte, radosne i zadowolone.

O dawaniu i braniu.

Chcemy dzieciom dać nasz czas, uwagę, być blisko nich, bawić się z nimi, bo jak pisze Marshall B. Rosenberg: „dawanie sprawia radość większości ludzi”.

Czasami oczywiście chcemy też, by i nasze dziecko dało nam coś od siebie i co ciekawe, one też tego chcą. Chcą się przyczyniać do naszego szczęścia, a gdy widzą na naszych twarzach smutek, boją się, może czasami pytają: „Mamusiu, jesteś smutna?”, a nawet obwiniają się i myślą, że to ich wina, kiedy my się złościmy.

Dlatego warto rozmawiać z dziećmi i w chwilach frustracji wyjaśnić, że to może kłopoty w pracy, a może zmęczenie. Dzieci świetnie nas wyczuwają i są empatyczne. Jeśli damy im szansę do wzrastania w duchu empatii i posługujemy się językiem opartym na empatii, szacunku do siebie i drugiego, jednym słowem na Porozumieniu bez Przemocy to mamy gwarancję, że usłyszymy np. takie zdanie: „Mamo/tato, widzę, że się smucisz, chcesz ze mną porozmawiać, a może chcesz, żebym Cię przytulił albo z Tobą posiedział?”


Byłam kiedyś mocno sfrustrowana porozrzucanymi rzeczami w pokojach, talerzami zostawionymi po śniadaniu, obiedzie i kolacji i do tego jeszcze kilkoma szklankami tu i tam. No i wspomnę jeszcze o zabawkach na podłodze, łóżku, biurku, ławie, fotelach, ręcznikach i brudnych ubrań na podłodze. No to chyba już wiecie, co mam na myśli, jednym słowem bałagan wszędzie a ja zmęczona, przeładowana pracą i obowiązkami i planami, bo jeszcze pralkę warto załadować brudami i wyprać kilka rzeczy, bo zwyczajnie zaczyna brakować ciuchów, bo ogórki na zimę czekają na zaprawianie, bo jarzyny schną niepodlane od dawna.
To wszystko sprawiło, że zaczęłam syczeć, burczeć a nawet szczekać dość wrogo, chyba. Ponarzekałam na bałagan i nadmiar obowiązków i gdzieś między moimi lamentami usłyszałam taką oto rozmowę:

M. „Mama jest smutna?”
O. „Chyba zła, bo zrobiliśmy bałagan”

I oto się ocknęłam.

O nie, halo, nie jestem zła na Was. Jestem sfrustrowana, bo kilka moich potrzeb jest niezaspokojonych. To nie Wy jesteście odpowiedzialni za moje uczucia. Nikt nie musi zaspakajać moich potrzeb.
Ach tak! Wybrałam strategię, która jest nieskuteczna.
Zamiast powiedzieć, że potrzebuję pomocy, marudziłam coś od rzeczy.
Poprosić, to znaczy być gotowym usłyszeć NIE i uszanować to, nawet jeśli nadal będę sfrustrowana. A może uznam, że może warto najpierw odpocząć, albo znajdę inne rozwiązanie, bo kiedy ktoś mówi NIE, to zaprasza nas do dialogu, mówi TAK dla siebie. To tak może być zaproszeniem, do wspólnej zabawy, do odpoczynku przy herbacie, do wielu innych rzeczy.
Ok, jeśli moja najsilniejsze potrzeba w tej chwili, to porządek, zadbanie o dom? Mogę to zrobić sama. Może poczułam, że właściwie to chcę być sama, potrzebuję ciszy i spokoju i w takich warunkach posprzątam z przyjemnością? Może to chodzi o coś innego, ale nie wiem o co. Zaczynam sprzątać, może to nie potrzeba a strategia na rozładowanie napięcia. Chyba tak, po chwili napięcie powoli opada. Wchodzi córka i mówi, że chce być ze mną, że pomoże. I ot w ten sposób odkryłam, że tak naprawdę potrzebowałam współpracy i współodpowiedzialności za dom. Świadomość nakazuje mi, by prosić o pomoc dorosłych, bo dzieci nie mogą być naszą strategią na zaspakajanie dorosłych potrzeb, to inny dorosły może nam pomóc i też tylko wtedy, kiedy sam tego chce. Nie mogę zmuszać do sprzątania dzieci, bo to nie ich potrzeba dania o dom, tylko moja. Nie zrzucam na nie odpowiedzialności za dom. Proszę dzieci o pomoc, właściwie pytam, czy posprzątamy razem i mówię że to ja im pomogę. Jeśli chcą ok, jeśli nie też ok. Ja chcę więc robię swoje bez względu na innych, bez wyrzutów. Moje wewnętrzne nastawienie jest spokojne, realizuję swoją potrzebę. Ktoś przychodzi z pomocą, to się cieszę i mówię, że szybciej nam to sprzątanie poszło. Nie chwalę. Ten kto to robi, chce ze mną być, chce pomóc i to jest zaspokojenie jego potrzeb i to wystarcz. Oboje czerpiemy z tej relacji. Oboje dostajemy i bierzemy.

O pomaganiu, a może o zabawie.

To co nam się wydaje pomaganiem, dla dziecka może być po prostu zabawą z nami, byciem z nami, obok nas, współuczestniczeniem w naszym życiu.

Dziś 8-letnia córka mówi, że chce ze mną zrobić kotlety, że chce je dawać do bułki tartej. Opanowuje mnie jakiś utarty stereotyp, że będzie wszędzie rozsypana ta bułka. Obawy narastały, bo już 14-sta, wszyscy głodni a obiadu jeszcze nie ma. Byłam spokojna, choć lekko napięta i to podświadomie. Zdałam sobie z tego sprawę w chwili, kiedy zobaczyłam uśmiech córki. Wysypało się trochę bułki, a ona się uśmiechnęła. Ta moja podświadoma frustracja sprawiła, że nawet powiedziałam, żeby nie machała rękami i nagle! Stop! Uśmiechnęłam się z wzajemnością i mówię, że i tak się sypię, że potem posprzątam, żeby się tym nie martwiła.

Pomyślałam, na szczęście, że bycie z nią i jej uśmiech to jest to, czego potrzebuję teraz najbardziej i moje ciało się rozluźniło.

Robimy, jesteśmy razem, rozmawiamy. Ona pyta co jeszcze mogłaby zrobić. Mówię, co jeszcze jest do zrobienia. Ona wybiera co chce zrobić. Przygotowuje talerze, sztućce, kładzie na stół sałatkę. Jest bardzo głodna.

Przyszła pomóc bez pytania. Czy czuła, że kiedy pomoże będzie szybciej, czy chciała po prostu jeszcze się pobawić przed obiadem, ze mną w gotowanie i to takie prawdziwe. Nie wiem, nie pytałam. Cieszyłam się w duchu, tym, że jest. Uśmiechałam się, kiedy ona do mnie słała uśmiechy. Było nam razem dobrze.


czwartek, 22 sierpnia 2013

Przewracanie, boksowanie, siłowanie się.

Przewracanie, boksowanie, siłowanie się każde dziecko lubi to robić a najbardziej z rodzicami, wujkami, jednym słowem z dorosłymi. Osobiście wielokrotnie miałam okazję widzieć, jak wielką frajdę dzieci z tego czerpią.

Ostatnio na wakacjach zauważyłam, że moja 10-letnia córka uwielbiała, jak wujek podcinał jej nogi i nie pozwalał jej upaść, podtrzymywał ją i kład na ziemi, tak by bezpiecznie "wylądowała". Widziałam, że szukała okazji do tej zabawy, a za nią cała reszta a było chętnych pięcioro.

Wszystkie będące z nami dzieci lubiły też zabawę w rekina. Wskakiwały na materac a wujek i tata udawali rekiny. Ciągli ich na tym materacu, woda była wzburzona, dziecięce buzie uśmiechnięte, pełne pisku i wrzasku z radości. Odrobina strachu, choć cały czas asekurowanego przez dorosłych, dawka adrenaliny dostarczana w miarę potrzeb i cały czas pod czujnym okiem dorosłych, którzy wiedzą o zagrożeniach i dbają o bezpieczeństwo i swoje i dzieci.

Była też taka sytuacja, kiedy podczas meczu piłki nożnej to dzieci były lepsze od dorosłych. Trochę pomogły mi w tym zamiarze bycia gorszą moje klapki, które nie pozwalały na szybkie bieganie. I dobrze się stało, bo byłam chyba bardzo prawdziwa w dawaniu "forów" dzieciakom. Chwilami, kiedy zabawa mnie poniosła, porwał mnie entuzjazm i swoboda, miałam ochotę pobiec szybciej, trafić do bramki, wygrać, ale udało się tylko może raz, może dwa. Nawet usłyszałam:"ciocia, jesteś w tym dobra". No tak, będąc dzieckiem grałam czasami z kuzynem w piłkę.

Ostatecznie cieszę, się, że byłam dobra też w tym, by pamiętać, że dając wygrać, dajemy dziecku przestrzeń, gdzie może czuć się bezpiecznie, bez rywalizacji, takiej jak na podwórku czy szkolnym boisku, gdzie rówieśnicy nie popuszczą.

Życie i tak im pokaże, że nie zawsze będą wygrywać, a ja nie chcę im tego mówić, chcę by w moich relacjach i zabawach ze mną to oni czuli, że mogą wygrać, że mogą ustalać zasady, że mogą być górą!

Daję im przestrzeń do realizacji potrzeby bezpieczeństwa, akceptacji i bliskości.




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Gdzie dwóch się bije...kłóci

Gdzie dwóch się bije...kłóci, tam trzeci, dorosły próbuje im pomóc rozwiązać problem.

Jak???

Oboje chcą ten sam samochód. Stoi sobie taki samochodzik na podwórku, takie jeździdło, którym bawi się jedno dziecko. Na moment z niego zeszło. Wtem wkracza do akcji drugie dziecko, siada i odjeżdża.

"Nie zabieraj, ja się tym bawię!"

"Było wolne, więc sobie zabrałem"

"Oddaj"

"Nie"

To co zwykle chcemy zrobić to dać dzieciom gotowe rozwiązanie, pomysł, bo mamy taką potrzebę by dzieci bawiły się zgodnie, by żadne nie było pokrzywdzone, by potrzeby obu zaspokoić. Ktoś biegnie już z drugim podobnym albo takim samym autkiem. Udało się załagodzić? Może tak, a może nie. Na jak długo? Wypłynie coś jutro?

Zauważyłam, że w momencie kłótni warto powiedzieć:

"Oboje chcecie tą samą zabawkę, ona jest jedna a was jest dwóch."

Wtedy dzieci zaczynają mówić.
Każde ma swoją wersję.
Każda wersja jest prawdziwa, jest ok, bo jest ich.

To co ja robię, to parafrazuję, powtarzam po nich, albo zwyczajnie tylko słucham. Czasami tylko tego właśnie potrzebują. Nawet jeśli nie znajdą rozwiązania to to czego potrzebują to być wysłuchanym.

Słyszę, jak jedno mówi, że jest mu smutno, czuje złość, bo ktoś mu zabrał zabawkę.
Słyszę, że chce się bawić tym samym samochodem.
Słyszę, że chce się bawić w to, co wymyślił i chce do tego zachęcić rówieśników.
Druga strona na to się nie zgadza.
Słyszę jak druga strona chce czegoś innego:
chce się bawić tym samy samochodem, bo wpadł akurat teraz na pomysł i tak bardzo go pragnie zrealizować, albo zabawa kolegi bardzo mu się spodobała. Nie chce ustąpić, tylko dlatego, że jest starszy, czy tak wypada. Nie ono potrzebuje teraz zabawy. Usłysz mnie mamo. Nie rozkazuj mi się dzielić. tylko usłysz, nawet jeśli kolega nie odda mi autka, to trudno, będę smutny a Ty mamusiu to zobacz, nic więcej, nawet jeśli proszę o pomoc a Ty nie chcesz się zgodzić, to ok, bylebyś mi nie kazała, bylebyś zobaczyła, że jest mi smutno.

Zdarza się, że to wystarczy, że to już zaspokoi moją potrzebę, kiedy o niej powiem, kiedy Ty mi pomożesz to zrozumieć.

Chce zabawy w zupełnie coś innego, z kimś innym, na swoich zasadach, choć chce też współpracy z rówieśnikami.

Jeśli nagle mówię, że nie potrafię czegoś zrobić, to może chcę Ci mamo/tato powiedzieć, że jest mi trudno, że to co wczoraj było łatwe dziś jest jak wejście na Everest. Wczoraj miałam siłę, dziś nagromadziło się sporo niezaspokojonych potrzeb. Dziś chcę byś mnie usłyszał/a. Zatrzymaj się, zastanów co mnie trapi, pomóż mi wyjść z wierzy izolacji. Ja nie udaję, nie staję się nagle niemowlakiem, ja czuję się zmęczony/a, nie wiem co mnie trapi, nie umiem wydostać na zewnątrz sowich uczuć, emocji. Potrzebuję byś mnie akceptował, nawet wtedy, kiedy nagle nie potrafię zrobić tego, co jeszcze wczoraj było dla mnie łatwe. Może ja już nie chcę być najlepszy/a, najgrzeczniejszy/a, jestem zmęczony/a, chcę być sobą.

To co robią nasze dzieci, robią po to, by coś nam powiedzieć,a nie by robić nam na złość.

Jestem czujna.

Zdarza się, że czujność przychodzi po pewnej refleksji. OK, to znaczy, że i ja czegoś potrzebuję i to moje niezaspokojone potrzeby przysłaniają moje oczy i serce. Nie widzę od razu. Oddycham, myślę, szukam, znajduję odpowiedź i cieszę się, że jestem uważna na potrzeby swoje i ludzi obok, w tym dzieci.

środa, 14 sierpnia 2013

Jak bycie prawdziwą pomaga mi w moich relacjach z dziećmi.

Zdarza mi się, że mówię do dzieci lub męża:
"Jestem bardzo zmęczona, potrzebuję odpocząć"
Po czym chodzę po domu, krzątam się, coś tam włożę do zmywarki, coś do pralki, a tu jeszcze jedzenie do lodówki, to podniosę, tamto schowam i tak czasem mija godzina lub dwie.

Odkładam swoją potrzebę odpoczynku na potem.
Na kiedy? Na niedzielę? Może...


  • Ostatnio jednak zupełnie nieoczekiwanie zdarzyło mi się, że padłam na twarz, dosłownie, choć niezbyt nisko, bo tylko na stół kuchenny. Oparłam moją głowę, w której nieustannie się coś kłębi, na ramieniu i nie mogłam się ruszyć.


Dzieci były w szoku.
"Mamo, jesteś zmęczona?"

Ja: "bardzo"

Nagle zaczęły jak ja, coś sprzątać, chować, poszły się same umyć i jeden do drugiego mówił: "cicho, mama potrzebuje odpocząć".

Usłyszały mnie, zobaczyły. Prawdziwą, zmęczoną, bez lukru, bez ściemy. No bo niby taka zmęczona a nadal sprząta zamiast odpocząć.

Innym razem położyłam się na łóżku w ubraniu. Pora była już późna i groziło zaśnięcie w opakowaniu, nie byłam w stanie nawet palcem kiwnąć.

Córka, 8-latka pyta:

"Mamo, co jesteś taka blada"

Ja: "a jestem zmęczona, a zjadłabym jeszcze kolację, tylko, że pomidory są w szklarni".

Po chwili pomidory były już w kuchni i czekała na mnie opowieść o tym, że w drodze powrotnej ze szklarni, razem z siostrą posprzątały na podwórku wszystkie rzeczy, które mogłyby od deszczu zamoknąć. Zrobiły to same od siebie. Nikt ich nie prosił. Za to często widzą, że robię to ja. Zdarza się, że proszę o pomoc i czasami ją dostaję a czasami nie i to też jest dla mnie ok. Bo nikt nie ma obowiązku nam pomagać zaspakajać nasze potrzeby a zwłaszcza dzieci. Jeśli drugi człowiek chce i robi to bo i jemu to sprawia przyjemność i zaspakaja jakieś jego potrzeb, to wówczas taka pomoc jest dla mnie do przyjęcia. Nie chcę pomocy na siłę. Szanuję to, że ktoś zamiast mi pomagać może potrzebować odpocząć, dokończyć swoją pracę, zabawę.

I jeszcze jeden wyraz autentyczności.

Dziś w moim sercu frustracja.
Mąż pyta: czemu jesteś zła, choć ani słowa nie zdążyłam powiedzieć. Starsza córka, pyta swojej młodszej siostry o co mama jest smutna. Oni czują, że coś jest nie tak. Ja też. Nikt nie wie co. Może warto się zastanowić, pomyśleć czego potrzebuję?

Powiedziałam, że potrzebuję posprzątać i będzie mi łatwiej to zrobić jeśli pobawią się na poddaszu. Poszli. Nagle wraca syn i mnie przytula. Poczułam więc, że potrzebuję bliskości i bycia zauważoną. Potem córka i mówi:
"mamo, wiem, że chcesz być sama, a ja chcę Ci pomóc. Mogę?"

Zgodziłam się, ucieszyłam, bo potrzebowałam współpracy i jednocześnie chciałam szanować to, że nie koniecznie muszą mi pomagać.

Potrzebowałam też pobyć sama i pomyśleć w ciszy a oni chcieli się bawić i śmiać. Zgodzili się pójść na górę. Potem poczuli potrzebę bycia ze mną, nawet w trudnej chwili.
sprzątanie poszło nam razem szybciej.

środa, 7 sierpnia 2013

O tym jak ważna jest empatia.

Każdy człowiek potrzebuje empatii, chce powiedzieć co czuje, jak mu z czymś źle lub jak wspaniale się czuje, chce świętować lub opłakiwać straty. Jeśli uda się mu być wysłuchanym bez ocen, rad, osądzania, bez wtrącania swoich opowieści typu "no wiesz, jak ja...." lub licytowania się komu lepiej czy gorzej wówczas jest szansa, że nabierze energii, siły do działania i sam znajdzie najlepszy sposób na swoje życie.

Bycie empatycznym czasem bywa trudne, zwłaszcza wtedy, kiedy sami mamy wiele swoich niezaspokojonych potrzeb.Warto więc zadbać najpierw o siebie, zaspokoić swoje potrzeby by móc się otworzyć na drugiego człowieka.

Otworzyć się i słuchać, być obecnym, może tylko przytakiwać, gdy ktoś mówi, może ktoś milczy i wówczas dać empatię poprzez bycie tuż obok, siedząc w milczeniu, może obejmując, za każdym razem sprawdzając, pytając, wyczuwając, czy można objąć, czy też zapytać np. dziecko: "jest Ci smutno, bo ...?". Nie wiemy co czuje drugi człowiek, ani czego potrzebuje, możemy jedynie zgadywać, być uważnym, mieć oczy szeroko otwarte i nie ignorować swojej intuicji, uczuć.

To trudna sztuka odstawić na tor boczny swoje potrzeby i uczucia by wsłuchać się w drugiego człowieka, być przy nim i dać mu empatię.

Jak to zrobić?

Stale ćwicząc i się rozwijając. Nigdy nie mam pewności, czy to co już osiągnęłam jest już szczytem rozwoju, bo każdy z nas zmienia się codziennie, dlatego warto dbać o swój rozwój każdego dnia.

Chyba najtrudniej jest dać empatię wówczas, kiedy sami jej potrzebujemy, kiedy nasze potrzeby są niezaspokojone, kiedy czujemy zmęczenie, frustrację, złość. Czasami mamy już wszystkiego dość, chcemy uciec, zamknąć oczy i obudzić się, jak problemy znikną. Praca, obowiązki domowe, potrzeby męża, dzieci, rodziców, bliskich no i oczywiście moje własne doprowadzają do rozładowania baterii. Na słabych bateriach działamy na zwolnionych obrotach. Na wyczerpanych padamy. Dlatego warto je czasami naładować lub nawet codziennie o nie zdać. Jeśli nie da się codziennie, to taki restart co jakiś czas byłby pomocny. Dla mnie jest. Czasami jadę do mojej siostry, zostawiam dzieci, męża, dom i obowiązki i spędzam z nią weekend. Ładuję baterie na maksa i wracam pełna energii!

czwartek, 1 sierpnia 2013

Wczasy, urlop, odpoczynek nad polskim morzem - Rewal. Warsztaty, trening dla rodziców.

Pisałam już tutaj Wakacyjne warsztaty dla rodziców o warsztatach dla rodziców, w których można uczestniczyć, będąc z rodziną na wakacjach, na urlopie. Wielokrotnie słyszałam od rodziców, że chętnie by przyszli na takie warsztaty, ale zawsze im czasu brakuje, bo praca, bo obowiązki w domu itd. To zupełnie zrozumiałe, że czasem trudno wygospodarować trochę czasu na coś poza obowiązki. Pomyślałam więc, że przypomnę tym, którzy szukają czegoś na wakacje, jeszcze nigdzie nie byli a chcą gdzieś wyjechać i odpocząć a jednocześnie myślą o tym, by w ten wolny czas zrobić coś więcej, zadbać o swój rozwój i nauczyć się budować bliskie relacje w rodzinie.

Zapraszam więc serdecznie nad polskie morze, do Rewala, do domu wczasowego U Tediego.

17-26 sierpień

Będzie tam Marzena, trenerka skutecznej komunikacji i mama 5-letniej dziewczynki. Brałam udział w wielu jej warsztatach i za każdym razem wynoszę z nich coś nowego, co mnie rozwija i wpływa na budowanie takich relacji w rodzinie i ogólnie w kontaktach z ludźmi, o jakich właśnie zawsze marzyłam. Dzięki tym warsztatom jest mi po prostu łatwiej być z innymi.

POLECAM GORĄCO.

UWAŻAM, ŻE WARTO!!!

Więcej informacji znajdziecie na: Fabryka Szczęśliwości