Czasami rodzice martwią się i szukają sposobu na dziecięcy płacz, który pojawia się przy rozstaniu w przedszkolu. Nie wiedzą jak poradzić sobie z płaczem dziecka. Pytają co robić? Jak reagować? Jak pomóc dziecku przyzwyczaić się do przedszkola?
Moje dzieciaki chodzą już do podstawówki. Też przeżywają różne emocje związane ze szkołą, z relacjami szkolnymi czy z rozstaniem z mamą. Ja jestem obok, czasami codziennie w szatni, kiedy chcą to pomagam i nie myślę, że wyręczam, że taki duży, a nie umie się sam przebrać. Myślę, że to sposób na budowanie kontaktu i bliskości. Dziecko nie powie "wiesz ciężko mi, stresuję się", ale powie "ściąg mi buty." Dla mnie to okazja do bycia razem, rano jeszcze przez kilka chwil i wymyślam "śmieszne" sposoby zdejmowania tych butów. czasami odprowadzam pod salę lekcyjną choć się nie narzucam, to wychodzi od dziecka. No chyba, że i ja tego chcę, to mówię, że chcę pytam, czy dla dziecka to jest ok? No bo wiecie, może się zdarzyć, że to będzie "obciach".
O adaptacji przedszkolnej pisze Agnieszka Stein na swoim blogu, a ja pomyślałam, że być może ktoś sobie znajdzie tam coś, co go wesprze, wyjaśni pewne sprawy i może będzie inspiracją. Tak więc polecam do poczytania Agnieszka Stein
A jeszcze sobie przypomniałam! Kiedyś słyszałam, że jedna mama dała dziecku jakąś drobnostkę, która pomogła mu w adaptacji, swoją chustkę, czy coś innego. Inna dała kawę, prawdziwą i malec robił Panią przedszkolankom kawę (konkretnie to nasypywał ją do szklaneczek, nie zalewał wrzątkiem rzecz jasna), a one były zachwycone i pozwalały mu na to. A on??? Został dostrzeżony, był dla nich ważną osobą.
Dzieci potrzebują być widzialne, stale pytają nas dorosłych o zdanie i proszą o uwagę: "mamo popatrz!", "ładnie narysowałem?" itp. To tak jakby prosiły o potwierdzenie, że są. I właśnie tego dzieci potrzebują. Potwierdzenia swoich uczyć, nazwania ich "widzę, że płaczesz, jest Ci smutno, bo boisz się iść do przedszkola bez mamy?" A my dorośli się tego boimy, że jak potwierdzimy to spadnie na nas lawina płaczu. Może i tak, bo ktoś w końcu dziecku pozwoli prawdziwie czuć to co czuje i widzi go. Dzięki takiemu przyzwoleniu, proces adaptacji może się skrócić, albo my rodzice i dzieci spojrzymy na tą sytuację z innego, jaśniejszego punktu widzenia. Bo pozwolimy na prawdziwość.
A i jeszcze jedna refleksja. Gdy już na prawdę mamy tego dziecięcego płaczu dość, to może warto spróbować zadzwonić do przyjaciela i wygadać się, wyżalić, zadbać o siebie, naładować baterię. Wtedy będzie nam łatwiej pomóc dziecku...i sobie! Tak mi się wydaje, próbujcie. Trzymam kciuki!
To co działa u jednych, u drugich może nie wypalić, bo każda rodzina jest inna, wyjątkowa i niepowtarzalna! Dziś się coś uda jutro nie. To okazja do powstawania nowych pomysłów i kreatywności.
Myślę, ze trafiłaś z tym że dzieci potrzebuja byc dostrzezone-juz Maluszki przeciez krzycza i placza zeby przyciagnac uwage nas-rodzicow. Widzę to po mojej malutkiej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Takie maleństwa bez nas, dorosłych nie przeżyją. Matka natura specjalnie wyposażyła je w pewne "umiejętności", cechy by nam dorosłym przynosiło radość noszenie niemowlaków, przytulanie ich, po prostu bycie z nimi. One się do nas uśmiechają, one na nas dorosłych reagują i nas to cieszy. Wzbogacamy się wzajemnie. Dzieci dają nam radość a my im to, czego najbardziej potrzebują by żyć. Tak się to ma też w późniejszych latach, tylko zmienia się forma.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam