Ma 6 lat i siedzi na schodach ze spuszczoną głową, woła głośno: "mamo!!!". Idę.
"Widzę, że jesteś smutny". Mówi mama.
"Tak". Odpowiada chłopczyk, a po jego delikatnych policzkach spływają łzy.
"O, jesteś bardzo smutny", chcesz się przytulić?"
"Tak".
Zabieram syna na ręce i wchodzimy do pokoju, by w ciszy się poprzytulać i porozmawiać, przynajmniej tam mi się wydawało, myślałam, że syn chciał się wygadać. Ale nie, on chciał tylko się przytulić i usłyszeć ode mnie, że widzę, że jest smutny, że to jego uczucie jest w nim żywe i że może go wyrażać.
Jak tylko poczuł, że dla mnie to uczucie jest do zaakceptowania, zszedł z kolan i pobiegł się bawić.
Nie chiał przeprosin od osoby, która weszła z nim w relacje.
Nie był zły.
Był smutny. Otrzymał wsparcie i akceptacje i poczuł się lepiej.
A ja? Poczułam, że rodzicielstwo bliskości i komunikacja empatyczna ma ogromną moc, że to naturalne podejście się sprawdza.
Jesetm sobie sama wdzięczna, że idę tą drogą, że, choć czasem samotnie, to jednak warto.
Cieszę, się, że nie kazałam przestać płakać, że nie udawałam, że nie ma problemu, że nie mówiłam, iż nie ma o co płakać. Bo jeśli jest płacz i smutek, to jest potrzeba go wyrazić.
Kiedyś moja przyjaciółka dała mojej córce "Świerszczyk" i to był dla mnie ważny prezent. Było w nim o wyrażaniu smutku. Przydał się nam już nie raz. Kiedy byłyśmy w szpitalu ze złamaną ręką i kiedy na co dzień w domu zdarza się nam smucić. A było tam takie hasło, by "smuteczki wysmucić". I kiedy czasem, któremuś z nas jest smutno, a drugi "biegnie" by nas pocieszać, wtedy pada hasło: nich płacze, pozwólmy mu smuteczki wysmucić.
Jestem wdzięczna sobie samej za chęć poszukiwania, bo dzięki temu poznałam metodę porozumienia bez przemocy, która akceptuje każde uczucie.
Jestem wdzięczna Marschallowi B. Rosenbergowi, że zechciał się podzielić ze światem swoją metodą i że tak wielu ludzi ją szerzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz