Od kilku dni jakoś sam uśmiech wskakuje mi na twarz i do serca. Żarty się mnie trzymają, co dzieci uwielbiają. Dzieci są jak lustro dla moich emocji.
Gdy chodzę smutna, moja 7-letnia córka pyta czemu się smucę, choć ja specjalnie tego nie okazuję, to ona i tak to czuje. Gdy się uśmiecham, ona też jest radosna. Gdy dzieciaki się śmieją, to i ja czasami mam ochotę się śmiać, choć nie zawsze, bo tak jakoś mnie ta moją dorosłość i poważność pochłania, że zapominam, a może i boję się uśmiechnąć.
Wspaniale, że to wiem, bo dzięki temu, dzięki tej mojej świadomości zmieniam to i coraz częściej się jednak śmieję. Choć nie tak często jakbym chciała. Dlaczego? Hmmm....strach, lenistwo? Nie wiem. Pomyślę.
Tak, radość płynąca z serca udziela się moim bliskim. Smutek też. Wolę jednak obdarzać ich radością. Czasem robić śmieszne miny, zrobić z siebie "głupka", poudawać niezdarę, zadawać pytania jak dziecko, nic nie wiedzieć tak, jak dzieci. Jakie to piękne. A jak dzieciom się to podoba!
Trafiłam kiedyś na książkę pt. "Rodzicielstwo poprzez zabawę" autorstwa Lawrence J. Cohen'a i pomyślałam, że to coś dla mnie. Nie dlatego, że uwielbiam się bawić z dziećmi ale dlatego, że czuję, że chciałabym czerpać więcej radości z zabawy z moimi pociechami. Ktoś z boku powie, że to nie prawda co piszę, że jestem magnezem, który przyciąga dzieci, że mam z nimi świetny kontakt i potrafię się z nimi bawić. Jest w tym trochę prawdy, choć mój wewnętrzny krytyk mówi: "nie, no co Ty! Ty lubisz bawić się z dziećmi? Nieeee. Raczej nie, a może tak ale na pewno nie tak dobrze jak inni". Tak więc na przekór mojemu krytykowi postanowiłam coś z tym zrobić i udowodnić, że może być inaczej. I rzeczywiście! Można czerpać wiele radości z zabawy z dziećmi. Wystarczy spróbować. A jak już się zacznie to robić, to nie zapominać o tym, co się czuło, o radości z bycia z dzieckiem, o bliskości, o byciu w świecie dziecka, o uśmiechu i wiezi jaka się tworzy między dzieckiem a opiekunem. A jak się czuje wtedy rodzic? Jeśli bawię się z chęcią a nie z przymusu, to czerpię z tej zabawy satysfakcję, radość i czuję się zrelaksowana i wypoczęta, choć czasem wysiłek fizyczny może być dość intensywny, jak np. przy zabawie w berka. Biegałam tak ostatnio wokół stołu w moim domu, bawiąc się z 9-letnią córką w berka. Śmiechu było co niemiara. Popłakałam się ze śmiechu. Dziecko miało energii na najbliższe 12 godzin, ja padłam po 10 minutach. Zrobiłysmy przerwę. Gotowość do współpracy po ofiarowaniu mojego czasu i mojej osoby córce była większa niż gdybym się z nią nie pobawiła. Wróciłam do swoich zajęć a ona się bawiła sama. Wróciłyśmy jeszcze tego dnia do tej zabawy. Czasem wystarczy kilka minut. Czasem w ciągu bycia ze sobą dziecka i dorosłego można zrobić z codziennych obowiązków zabawę. Wiosną można się pobawić w ogrodnika i razem z dzieckiem sadzić kalarepkę, zasiać marchewkę i groszek. Dzieci uwielbiają opiekować się roślinami, czasem zapominają, więc wtedy można dziecko wyręczyć i podlać kwiatka lub przypomnieć, że może warto by było zadbać o roślinkę. Można razem gotować, prać, sprzątać, prasować. To oczywiście dla dzieci starszych i z punktu widzenia mamy, choć i tata też zapewne miałby kilka pomysłów na wspólną zabawę z dzieckiem, wystarczy się otworzyć na potrzeby swoje i dziecka i znaleźć wspólnie jakieś rozwiązanie dogodne dla dziecka i dorosłego.
O tym jest ta książka. O wartości jaką ma w życiu dziecka zabawa, o wpływie na jego rozwój i o tym, że warto się bawić z dziećmi, bo korzyści są obopólne.
Zabawa może mieć charakter terapeutyczny, rozładowujący stres i frustrację. Autor książki mówi też o tym, że dziecko potrzebuje czasem ustalić swoje zasady gry i warto by rodzic na to przystał. Może to być okazja do odkrycia co dziecko trapi, z czym sobie nie radzi. Poprzez zabawę opiekun ma okazję dotrzeć do tego, czego dziecko nie potrafi z siebie wydobyć. Dlatego pozwolenie dziecku na zabawę według jego zasad jest tak potrzebne, bo to otwiera drogę do jego duszy.
To, co możemy dziecku ofiarować, to nasz czas, uwaga i otwartość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz