piątek, 24 października 2014

Pozwolnie na płacz

Czy rolą rodzica jest za każdym razem natychmiast poradzić sobie z płaczącym dzieckiem, uspokoić je, sprawić, by jak poprzez dotknięcie zaczarowanej różdżki, płacz zniknął?
Czy będę dobrą mamą, kiedy nabędę tą umiejętność?
Czy to jest wpisane w moją rolę?

Kulturowo i społecznie akceptowane jest właśnie to, by matka/ojciec/rodzic/opiekun posiadali tą umiejętność "uciszania dziecka".

Ogólnie rzecz biorąc płacz zwyczajnie jest przez ludzi trudny do przyjęcia. Od razu chcemy pocieszyć, sprawić, by dobry nastrój powrócił. I nie ma w tym nic złego. To jest jedna z ludzkich potrzeb, by wzbogacać życie innych. To też nasze neurony lustrzane tak nami "rządzą", że kiedy ktoś płacze to i my odczuwamy dyskomfort, a kiedy ktoś się śmieje, to nas tym swoim śmiechem zaraża.

Jednocześnie chcę powiedzieć, że czasami bywa tak, że sami sobie narzucamy zadania niemożliwe do wykonania. Bywa, że płaczący nie potrzebuje pocieszenia ("no już nie płacz"), przynajmniej nie od razu.
W chwili płaczu, zwyczajnie płyną łzy, gardło się ściska i jedyne czego nasz organizm potrzebuje to zwyczajnie to z siebie wyrzucić, wypłakać. Dzieci, choć mam wrażenie, że dorośli również, do tego "wypłakania" potrzebują jeszcze "lustra" i to najlepiej w postaci bliskiej, zaufanej osoby. I oby taka znalazła się w danej chwili pod ręką.

Oby, w chwili płaczu, obok dziecka była mama, tata, ukochany opiekun, ciocia, nauczyciel, ktokolwiek z kim dziecko ma wykształconą bliską więź. Ktoś kto będzie zwyczajnie stał, siedział, słuchał płaczu, gorzkich słów, był z dzieckiem w milczeniu lub przytulał.

A czy nie macie wrażenia, że i My - Dorośli też właśnie tego potrzebujemy, tyle, że czasami głupio się przyznać, bo to wstyd, bo narażamy się na powiedzenie o sobie prawdy i tym samym boimy się zranienia i oceny???

Obyśmy zawsze mieli takie poczucie, że przed tą bliską osobą zawsze się mogę otworzyć i popłakać, bo wiem, że ona po prostu ma siłę przyjąć mój płacz, że się go nie boi, że będzie jak "żywe lustro".

Po takim płaczu wszystko wydaje się łatwiejsze. Przychodzi ulga, czasami pojawiają się nieoczekiwane rozwiązania kłopotów, a to co najważniejsze, to czujemy, że możemy być sobą, ze wszystkimi uczuciami, bo ktoś nas KOCHA tak po prostu BO JESTEŚ.

Dlatego więc moje dzieci nie chcą słuchać o rozwiązaniach problemów, kłótni, wtedy kiedy płaczą, gdy czują złość, bezsilność itp. ponieważ one potrzebują wyrzucić z siebie te emocje w bezpieczną przestrzeń - DOM.

I nie pomaga płacz w swoim pokoju, na swoim łóżku jeśli obok nie ma mamy lub taty. Nawet jeśli w ferworze emocji chowają się przed światem, to pozostaną w ukryciu tak długo, dopóki ich nie znajdziemy. Ja nie chcę ich zostawiać samych, My wybieramy bliskość. Szukamy ich, wyciągamy z ukrycia. Codziennie, na nowo. To jest praca do końca życia, dająca radość, choć trudna, czasami niosąca bezsilność, smutek, bezradność. Praca, którą chcę codziennie podejmować, bo czuję całym sercem, że warto. W nagrodę mam przytulenie, a czasami bezradny płacz, na który nie ma rady poza BYCIEM z dzieckiem i pozwoleniem mu na wypłaczenie się. Bywa, że po płaczu nawet uśmiech się nie pojawia i to jest teraz dla mnie naturalne i mam w sobie na to zgodę. Już z tym nie walczę.

Teraz już wiem i czuję całym swoim sercem, że płacz i smutek to część ludzkiego życia, na który mam w sobie pełną zgodę.

Już nie muszę starać się sprostać ideałom - stereotypom "dobrego wychowania grzecznych, cichych i zawsze uśmiechniętych dzieci" czy bycia taką zawsze uśmiechniętą, wszechwiedzącą mamą. Tak nie jest, ja codziennie robię coś, co przynosi mi refleksję po fakcie pt. "o rzesz...a może było inaczej". I bywa, że czuję smutek też i płaczę i obym zawsze pamiętała, miała to w nawyku, że nie ma co się z tym kryć.

Ah i jeszcze jedno! Warto, by i tata się łez nie wstydził. Chłopaki też płaczą, to też ludzie tacy sami jak kobiety i dzieci, mają te same uczucia. Ok różnimy się sposobem ich okazywania i właśnie dlatego mamy masę mężczyzn (kobiet zresztą też), którzy nie radzą sobie z własnymi emocjami, z ich rozpoznawaniem, nazywaniem, okazywaniem, bo kiedy byli małymi chłopcami to wmawiano im między innymi, że:
"prawdziwi mężczyźni nie płaczą", że nie wolno płakać, że są "beksami".

To najbardziej męska rzecz (w oczach kobiety) zobaczyć łzy na twarzy mężczyzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz