Jeszcze całkiem niedawno wiele rzeczy w sobie zwyczajnie nie lubiłam. Dostrzegałam je i za wszelką cenę chciałam zmienić, począwszy od swojego wyglądu zewnętrznego, aż po swój sposób zachowywania się, reagowania na pojawiające się w moim życiu emocje, traktowania bliskich i siebie samej. No i teraz mogę powiedzieć, że to moje nielubienie pchnęło mnie do zmiany, do rozwoju. Najbardziej nie lubiłam się za to, że krzyczałam na dzieci. To był motor moich zmian. Z okazji wszelakich świąt słyszałam życzenia kierowane do mnie: "życzę Ci więcej cierpliwości". O Boże! Jak ciężko było mi przyjąć te życzenia. W mojej głowie pojawiała się ocena, osąd, że jestem beznadziejną matką, której brakuje cierpliwości. Choć tak bardzo byłam tego świadoma, to w chwilach trudnych, a jak się ma troje malutkich dzieci i masę "muszę i powinnam" w głowie, to wcale nie jest to takie łatwe, by ten stan rzeczy zmienić. Próbuje się, a nie wychodzi.
W końcu jednak wyszło! Nastąpiła zmiana, rozwój i samopoznanie. Teraz potrafię się wsłuchać w to, co czuję i szukać swoich potrzeb. Dziś potrafię zobaczyć w człowieku jego uczucia i potrzeby. Wcześniej też widziałam, ale jakby za mgłą tego, co wypada, co się powinno, jak należy się zachowywać. Było trudniej dotrzeć do swojego serca, a kiedy nie wiem co jest w moim sercu, ciężko usłyszeć drugiego. Pokochałam swoje uczucia: każde! One są mi potrzebne jak woda, chleb i powietrze. Pokochałam to, czego do życia mi potrzeba. Kocham życie, a więc i siebie i innych, tak po prostu bo życie jest. ŻYCIE JEST we mnie, w Tobie, w Dzieciach.
Wszystko zawsze zależy tylko ode mnie. To jest moje życie, ja jestem za nie w 100% odpowiedzialna. Mogę choć każdego dnia znajduję przy najmniej kilka wymówek, by iść starymi utartymi i dobrze znanymi ścieżkami i nawet wiem, dokąd one mnie doprowadzą i co będę czuła na końcu tej drogi. Czasami to robię, bo zwyczajnie wybieram bezpieczeństwo i to też jest OK. Jednocześnie czuję smutek, bo kilka innych ważnych potrzeb nie jest zaspokojonych. I to też jest OK. To jest nam po prostu potrzebne, to uczucie smutku, żalu, niezadowolenia, frustracji czy złości.
Po co??? Dla mnie po to, by je dostrzec i pójść za nimi. Idę za złością w sposób konstruktywny uświadamiając ją sobie. Ok, czasami się powściekam, ponarzekam, przy okazji wysprzątam pół domu. To jednak daje mi czas do namysłu, do refleksji nad tym co się dzieje i właściwie o co mi chodzi. A tak a pro po, by zbytnio nie przynudzać, to właśnie pojawiło się w mojej głowie takie zdanie, które czasami żony słyszą od mężów: "ale o co właściwe kobieto Ci chodzi?". No dokładnie, na prawdę czasami za cholerę nie wiem o co mi chodzi! Czasami idę sobie z tą niewiedzą spać. Innym razem rozmyślam i zgaduję i wpadam na genialne odkrycia, znajduję potrzebę rozwoju i kiedy za nią biegnę, czuję radość, bo coś się dzieje, bo jest lepiej, bo w końcu potrafię samą SIEBIE POKOCHAĆ.
Czasami warto otworzyć swoje uszy i serce na to, co ma do powiedzenia drugi człowiek: mąż, dzieci, rodzice, rodzeństwo, teściowie, znajomi, przyjaciele. Nie chodzi o to, by od razu iść za nimi. Chodzi o to, by słuchać, zastanawiać się jak się to ma dla mnie, czy to mnie wzbogaci, może czasami wypróbować, albo zwyczajnie jednak iść za głosem serca.
No więc jak POKOCHAĆ SIEBIE?
Stać się świadomym tego, że:
każde UCZUCIE po prostu JEST (nie ma negatywnych czy pozytywnych). Jest nam dane po to, by życie trwało, by się rozwijało i wzbogacało człowieka i cały świat
każdy działa kierowany POTRZEBAMI, które są identyczne dla wszystkich i małych i dużych i to jest OK, bo to tak samo jak potrzeby jest zupełnie naturalny proces wspierający życie
każdy ma INNE SPOSOBY (STRATEGIE) na zaspakajanie potrzeb i nie warto ich oceniać, tylko WARTO WYBIERAĆ TAKIE, które WSPIERAJĄ ŻYCIE moje własne i ludzi obok mnie
NIE MA POCZUCIA WINY jest tylko OBECNA ŚWIADOMOŚĆ tego, że moje działanie wspiera moje życie i jest bezpieczne, konstruktywne i nie raniące, ani mnie, ani drugiego człowieka
WYRZUTY SUMIENIA???? Powiedziałabym raczej, że jest SMUTEK, ŻAL, bo odkrywam, że moje dawne działanie nie wzbogacało, nie podtrzymywało życia, było raniące dla mnie samej i moich bliskich. BYŁO, bo nie potrafiłam postępować inaczej, bo nie byłam świadoma, nie miałam takiej wiedzy i doświadczenia, jakie mam teraz. Jeśli ten smutek jest nadal, to być może POTRZEBUJĘ ODŻAŁOWAĆ to, co się stało, pogadać z kimś, zastanowić się nad tym w swoim sercu, pomyśleć, jak mogłabym coś zrobić inaczej, tak by na przyszłość już być przygotowaną. Co mogę zrobić teraz? Teraz już wiem, że mogę inaczej, wiem co wybrać i następnym razem to zrobię. Jeśli znów coś nie wyjdzie, to jestem spokojna, bo wiem, że na pewno znajdę inne rozwiązanie, bo mam ŚWIADOMOŚĆ, że jest MILION SPOSOBÓW na to, by zaspokoić swoje potrzeby, by O SIEBIE ZADBAĆ. Wiem, że dbając o siebie samą - dbam o drugiego człowieka.
Będąc odpowiedzialną za swoje uczucia i potrzeby nie mówię:
to Twoja wina
bo Ty zawsze
Ty znowu
bo przez Ciebie
Będąc odpowiedzialną za swoje uczucia i potrzeby MÓWIĘ do siebie
Czuję żal, bo ja czegoś potrzebuję. Mogę poprosić Cię o pomoc lub poszukać innego rozwiązania.
OK czasami wpadam w panikę, bo wydaje mi się, że sama sobie nie poradzę, bo potrzebuję widzieć nadzieję i mieć pewność, że się uda, że są te sposoby, że dam radę. Są chwile, kiedy robię coś sama, są chwile, kiedy proszę o pomoc.
DBAM O SIEBIE:
Obdarzam siebie samą zaufanie, pozwalam sobie na to, by drugi człowiek wszedł do mojego życia i mi pomógł, by zobaczył moje uczucia, moje serce, czasami strach, bezsilność innym razem entuzjazm i radość.
Dbam o siebie, kiedy obdarzam drugiego zaufaniem. Kiedy wierzę, że i on może zrobić coś za mnie, dla mnie, może zupełnie inaczej niż ja, a jednocześnie będzie to wzbogacające, będzie mi i jemu dzięki temu żyło się lepiej. To wymaga ode mnie zaufania do siebie samej, że dam radę zmierzyć się być może z jakimś rozczarowaniem, smutkiem, a może z ogromną radością, wdzięcznością. Mam odwagę przyjąć każde uczucie. To wymaga ode mnie zaufania do drugiego. Wydaje mi się jednak, że to zaufanie to i tak dotyczy mnie samej, czyli tego co ja zrobię z tą pomocą od drugiego, jak ta pomoc się na mnie odbije, jakie uczucia wywoła i czy ja chcę się z nim zmierzyć, czy ma siłę, czy mam do siebie zaufanie? A jeśli nie, to też OK, to być może jeszcze to nie jest ten czas.
WSZYSTKO CO ROBIĘ wynika z troski i odpowiedzialności za siebie samego. I w każdej chwili mogę wybierać co i jak chcę robić.
Zawsze mam wybór. Zawsze jest mnóstwo sposobów, czasami warto zaczekać, ochłonąć, przespać się, pomyśleć: "ok, teraz nie widzę rozwiązania i jednocześnie wierzę, że wkrótce na nie wpadnę. Może wtedy, gdy będę gotowa!"
I mam prawo:
odpocząć i bezmyślnie pogapić się w telewizor
nie chcieć dziś gotować obiadu (albo w ogóle tego nie robić)
chcieć czasami pobyć w samotności (choć 2 dni w SPA, tylko JA)
pogadać spokojnie przez telefon (nie słysząc obok "mamo, mamo")
wyjść na imprezę i świetni się bawić
spać do 10-tej
mieć nieposprzątany dom już od kilku miesięcy : D
spędzić weekend tylko z mężem
bronić swoich wartości
słuchać tylko siebie
i jednocześnie mam prawo:
pomagać innym z pełni serca
dbać o porządek w domu
codziennie gotować obiady
troszczyć się o rodzinę
słuchać rad
pomagać dzieciakom
robić kanapki do szkoły
bawić się z dziećmi
przytulać
Mam prawo wyboru. Jestem WOLNA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz