środa, 5 lutego 2014

Dzięcięcy bunt

Co robić kiedy dziecko nie chce iść z nami do domu, bo jest mu fajnie u babci, w przedszkolu, w szkole?
My, zabierając go, mamy już zaplanowane całe popołudnie, a w dodatku jest zima i smażymy się w szatni, czekając aż dziecko się ubierze, a na dodatek młodsze rodzeństwo trzyma się nam za nogę, lub co gorsza jest tak małe, że mamy go na rękach, a w głowie huczą myśli, że się rozchoruje, bo się zgrzeje.

Jest ciężko. Jesteśmy godni, obiadu nie ma, czeka nas szybkie gotowanie, a tu nasza latorośl nie myśli popuścić i w kółko powtarza "ja zostaję". Frustracja narasta, mamy zaplanowane ważne spotkanie, chcemy więc szybko wrócić do domu, ugotować obiad, dotrzymać umowy i zdążyć na umówioną godzinę.

Co robić???

Ratunku, czuję, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Moja świadomość mi podpowiada, że jak wybuchnę, nakrzyczę, to mały się zaprze i nie pójdzie. Moja intuicja mówi, spokojnie, bo jak się dasz wywieźć w pole, to potem Ty będziesz żałować i mieć mega wyrzuty sumienia. No, ale "halo", ja też mam swoje potrzeby. Jak o nie zadbać, szanując potrzeby dziecka?

Mówię więc:

"Ok, słyszę, że chcesz jeszcze zostać. Widzę, że chyba się smucisz, a może złościsz, że przyszłam za wcześnie?"

Młody stoi niewzruszony z zadartą miną.

"Masz może jakiś pomysł?"

Miał - dla mnie nie do przyjęcia. Ok, może przyjmie mój pomysł. Proponuję, by wrócił ze szkoły z kolegą i jego mamą. Pada krótkie "NIE".

Ok, więc co dalej? Myślę więc, dobra, w takim razie ja idę sama, on zostaje i coś się wymyśli. Chcę jednak, by szedł ze mną i otwarcie mu o tym mówię:

"Wiesz widzę, że bardzo chcesz zostać. Ja chcę, żebyś szedł ze mną. Nie chcesz wracać z ciocią, a ja w tym momencie nie chcę znów po Ciebie przychodzić." Mam świadomość, że teraz nie chcę, choć być może zmienię zdanie i jednak po niego przyjdę za jakieś 1,5 godz. Chcę, żeby wiedział, że akurat teraz chcę z nim wracać. Moja intencja jest taka, że go nie zmuszam. Mam to w głowie-cały czas. Szanuję też swoje potrzeby i o nich mówię. Biorę pod uwagę potrzeby dziecka. Zakładam, że jeśli będę go pospieszać, to nic nie osiągnę. Uznaję więc, że ten czas negocjacji jest mi dany, by być z dzieckiem, by szukać kreatywnych rozwiązań z poszanowaniem rodzica i dziecka.

Nagle okazuje się, że mały idzie jednak ze mną. To, co mu dałam, to czas na rozmowę, na rozmyślanie "co tu zrobić", dialog w spokoju i szczerości o tym, czego potrzebuję ja sama. Było mi trudno, choć wierzyłam, że uda nam się znaleźć rozwiązanie.

Później był jeszcze trochę frustracji z powodu zamkniętego sklepiku, w którym dzieciak chciał sobie kupić soczek. No i powtórka z rozrywki. Znów uratowała mnie cierpliwość, skupienie się na potrzebach dziecka, potem moich i wyrzucenie z głowy zdania "co powiedzą inni". Liczył się tylko on i ja.
Znów okazało się, że poszedł. Ze smutkiem, ok, w końcu nie dostał tego, czego chciał a do najbliższego sklepu sporo pod górkę. Przyjmuję jego smutek. W głowie oczywiście szaleje chęć natychmiastowego "uchylenia nieba najukochańszemu dziecku" i pozbycie się uczucia niezadowolenia, mojego własnego, a może nawet złości, że nie umiem znaleźć w ekspresowym tempie super działającego, super środka na współdziałanie dziecka. Wiem jednak, że środek znam, że jest nim empatyczna relacja z moim synem, może zajmuje sporo czasu i energii, ale na pewno jest skuteczna! W końcu wrócił ze mną do domu i to w rewelacyjnym humorze, a ja znów poczułam, że żyję, że robię to, w co wierzę i że to działa!

Wracając napotkaliśmy jeszcze na kłopoty związane z ciężkim plecakiem. Płacz i żal. Błachy powód? Nie, myślę, że nie, że to coś więcej niż ciężar książek, to raczej ciężar nagromadzonych emocji, frustracji dziecięcych. Może trudny dzień w szkole, może nawet kilka dni, a może to efekt bomby ze spóźnionym zapłonem, czyli reakcja nie kilkudniowy brak mamy, która była w szpitalu. Może to strach i obawy przed tym co dzieje się z mamą i kiedy znowu wróci do nas do domu?

No więc idziemy i znów przeżywamy trudne emocje. Dziecko zmaga się ze swoją frustracją a mama ze swoją. Mama chce oczywiście być IDEALNA i znaleźć środek zaradczy, natychmiastowego działania, pozbyć się myśli, że znów daję plamę, bo młody człowiek płacze i jest mu ciężko, a ja matka nie wiem co robić! Uświadomienie sobie tego, że przyjmuję ten płacz, jako wyraz uczuć dziecka pomaga. Ono w tym momencie potrzebuje tylko, by drugi człowiek, najważniejszy w jego życiu, zobaczył i zaakceptował to, co się z nim dzieje. Pragnie się tylko przejrzeć w nas jak w lustrze. Ty mamo tylko zobacz i usłysz, ze jest mi ciężko i nic więcej, nie chcę Twoich rad, ani cudownych rozwiązań. Powiedz mi tylko, że widzisz i przytul mnie i chodźmy dalej. Pod sklepem zatrzymujemy się na chwilę, ciężki plecak leży na chodniku, a zmęczony podróżnik siedzi na kamykach. Dostaje od mamy małe ciastko i pojawia się na jej twarzy uśmiech. Serce rośnie i dziecka i mamy, bo udało się w duchu akceptacji i empatii przejść przez trudne emocji.

Cały czas w myślach powtarzałam sobie, że jest dobrze, że potrafię usłyszeć moje dzieci, że wiem co robić. Wyrzucałam też te stare, nawykowe myślenie tj.:

"ja już nie mogę"
"nie wiem co robić"
"zaraz stracę cierpliwość i krzyknę i rozkaże iść natychmiast do domu i to z uśmiechem na twarzy"

wyrzuciłam je na rzecz nowych:

"wiem co robić"
"jestem spokojna"
"jestem z siebie dumna, bo dogaduję się z dzieciakami, rozumiem i akceptuję"
"jestem cierpliwa i nie żałuję niczego co robię"

I to jest ta wiara i pozytywne nastawienie, o którym pisałam w dwóch poprzednich postach. Nie mówię, że jest łatwo, ale na pewno może być, jeśli tego mocno pragniemy i w to wierzymy.

Warto jednak pamiętać o tym, że to, co trudne, czyli złość, frustracja, rozczarowanie, bezsilność też potrzebuje ujścia i daje informację o potrzebach, które chcą być zaspokojone. Możemy znaleźć taki sposób, który przywróci nam spokój i zadowolenie, a nie pogrąży nas na długi czas.

Każdy ma swój sposób, może to jest:

rozmowa z przyjacielem
głębokie oddychanie
uświadamianie sobie swoich potrzeb (bez konieczności natychmiastowego ich zaspakajania)
pisanie bloga
bieganie
dbanie o siebie
bicie poduszkami
pisanie karteczek, które potem się niszczy
pisanie dziennika uczuć i świadome zgłębianie swojego JA

może jeszcze jakieś inne....



1 komentarz: