czwartek, 14 marca 2013

Lekcja życia. O złości

Dziś po południu moi mali nauczyciele dali mi kolejną lekcję życia.

Zdarzyło się Wam prowadzić samochód "pełen" dzieci. Mój taki jest. Jest ich troje i ja-kierowca. I na tylnich siedzeniach bitka. O co? A którz to pamięta? Nikt! Na szczęście tym razem samochód stał już pod domem.
A co w nas po tej akcji pozostało? Co jest w nas żywe? Żal, że można było postąpić inaczej, a może wyrzuty sumienia? Poczucie winy? Są! A jeśli są, to warto zapytać siebie samego, dlaczego. Jakie moje i dzieci potrzeby nie zostały zaspokojone, skoro się pojawiły trudne emocje. Złość.
Dziecko czuje się bezradne w obliczu ogromnej złości jaką nim targa.
W samochodzie mało miejsca a rodzeństwo pod ręką. Więc nie wiele myśląc, pras i gotowe. Ale cóż to, nagle mama wpada w złość. Jedni proszą: mamo uspokój się, inni się bezustannie biją, na to wszystko patrzy babcia, a więc w głowie mamy kołątają się już myśli: "o Boże co ona sobie o mnie pomyśli...???? Jak ja na to mogę pozwalać" Wiecie, to nie dzieje się przez 5 minut czy pół godziny. To są sekundy. Akcja-reakcja. Myśl, czyn, żal, wyrzuty sumienia. Znacie to! Pewno tak, bo życie rodzinne przeplata się to radością, to smutkiem, to złością itd, itd....
Potem przychodzi refleksja!
I dobrze, że przychodzi, bo dzięki niej możemy następnym razem być bardziej uważnym.

"Nigdy nie robimy niczego źle. Po prostu robimy rzeczy, których nie zrobilibyśmy, gdybyśmy wiedzieli to, czego właśnie się nauczyliśmy."
Marshall B. Rosenberg

No to czego się nauczyliśmy, mamo??? A no tego, że warto dziecko w złości przytulić. Otworzyć tylnie drzwi samochodu, wyjąć z niego dziecko. Ale uwaga, warto to zrobić delikatnie, nie mając w głowie myśli oceniających typu: "jakie to niegrzeczne dziecko, znowy bije brata/siostrę", nie martwiąc się co pomyślą inni, którzy na to patrzą. Najważniejsza jest intencja, o którą we frustracji trudno. Też tak macie, ze "wychodzicie z siebie"? Tak? No to wróćmy do siebie. Mnie się nie udało dziś, potem przerabiałam to z dziećmy w wersji "język serca". Uda się może następnym razem. Czasem się udaje, innym razem nie. Nie ma co się zamartwiać. Trzeba nawiązać ze sobą kontakt i próbować dalej budować z dziećmi bliskie relacje.
Ja dziecka nie przytuliłam. Zrobiła to jej siostra. Serce mi rośnie na myśl o tym, że to zrobiła i wstyd mnie ogarnia, że mnie na to nie było stać. Ale dość już narzekania. Naukę już wyciągłam na przyszłość. Kto jest chętny mi pomóc pamiętać? :) Przyjmę każdą pomocną dłoń.
Przyjmuję słowa: "mamo najpierw się uspokój", od męża: "to nie czas na takie rozmowy" Może lekko krytyczne, ale nie w tym rzecz! To mnie wyciąga z mojej skorupy złości, budzi mnie i przywraca do życia. Jest jak kubeł zimnej wody. No może nie zawsze działa. Cieszę się tym, że czasem działa i wiem, że będzie działać coraz częściej.

Kiedyś pamiętałam, tak po prostu, sama od siebie, by dziecko zamknięte w twierdzy złości przytulić. Czasem potwierdzić jego złość: "jesteś zły, bo ....?" "Chcesz by...?" i pomagało. I dumna byłam, że zadziałało. I wiecie co? Dzieci się od nas uczą. To, że siostra siostrę przytuliła, to może dlatego, że staram się tak właśnie zachowywać. Przytulić, nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy ogarnia dziecko złość. Jakie ono musi się czuć zagubione. Jest wściekłe, próbuje odreagować, robiąc to w sposób krzywdzący innych, a dorośli zamiast je bezpiecznie odseparować i nawiązać z nim relacje, to od razu karzą. Wpychają do wieży jeszcze więkzej złości, bezsilności i poczucia winy.

Jak nauczyć dziecko wyrażać złość w bezpieczny sposób? W sposób, który nie krzywdzi ani siebie samego ani innych? No cóż własnym przykładem. Wiecie, nie to co mówimy do dzieci, ale to co robimy zapada im w pamięć najgłębiej. A co jeśli sami nie potrafimy sobie ze złością poradzić? Uczmy się każdego dnia. Wyrzućmy złość do kosza. Ha, osobiście sobie tego nie wyobrażam.
Może poduszki? Bicie ich pięściami? Mnie też nie siada. Ale może Wam.
Co mnie pomaga. Jak czuję, że stres nadchodzi, choćby najmniejszy sygnał, to sama tego świadomość zapala czerwone światło. Uwaga powiedz głośno, że kiedy słyszę/widzę co się dzieje robię się zła, bo potrzebuję tego czy tamtego i proszę, pytam, czy ktoś nie zechciałby mi pomóc? Nie? Ok! To wychodzę, uspakajam sie i próbuję jeszcze raz. Trudne? Trudne! Pytanie czy warto. Uważam, że warto.

Ostatnio przeczytałam coś co sobie zapisałam w kalendarzu "Rok Dobrych Myśli" Beaty Pawlikowskiej, który też polecam, może być inspiracją do dbania o siebie i innych.
Oto co zapisałam:
"Jeśli jest coś, co chcielibyśmy zmienić w naszych dzieciach, powinnimśmy zbadać, czy nie jest to coś, co powinniśmy najpierw zmienić w sobie."
Carl Gustaw Jung

A teraz przyszło mi taka refleksja na myśl. Czy stać nas rodziców na to by kochać bezwarunkowo? Nie zmieniać, akceptować dzieci takimi jakie są, z wadami i zaletami, z uczuciami radosnymi i smutnymi i tymi trudnymi jak złość? Po prostu chcę pamiętać, że warto dzieciom mówić, że kochamy ich tak po prostu, bo są!
Uczmy dzieci na własnym przykładzie, zachowaujmy się tak, jakbyśmy chcieli, by dzieci się zachowywały. Szanujmy się i własne dzieci też. Mnie w tym pomaga taka myśl, by dzieci traktować tak jak swoich przyjaciół. To wiele zmienia w relacjach z własnym dzieckiem.

Warto też przeczytać książkę pt. "Szanujący rodzice, szanujące dzieci. Jak zmienić rodzinne konflikty we współdziałanie" autorstwa Sura Hart, Victoria Kindle Hodson.

3 komentarze:

  1. Złość to bardzo trudne uczucie, ale jeszcze trudniejsze bywa jej zahamowanie. Dzięki Twojej lekcji powinno mi się udać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dużo mi dały te słowa, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Lovespatient - A mnie Twój komentarz, bo odświeżyłam sobie pamięć.

    OdpowiedzUsuń