Dziś na prawdę czuję mega energię, choć kaszel mi przeszkadza, to dusza się wyrywa.
Poranek był taki, jabym chciała by był codziennie. W bliskiej relacji z dzieciakami i mężem. Przytulanie, łagodna pobudka.
Kaszel zbudził mnie o 6:00, co mnie w sumie ucieszyło, bo wybieram to wcześniejsze wstawanie, gdyż dzięki temu mam czas na "zrobienie się na bóstwo ;) " przygotowanie II śniadanie do szkoły, pomoc 6-latkowi w ubieraniu. Ta pomoc nie jest konieczna, bo on i tak od dawna umie to świetnie zrobić sam. Robię to, bo chcę, bo jest to dla nas czas na bycie razem, na uśmiech, na przytulanie jego ciepłego ciałka, na uśmiech. Cenię sobnie te kilka porannych minut. Później wszystko jakoś gładko idzie. Byle by pamiętać o byciu uważnym rodzicem. Zwracać uwagę na swoje potrzeby i umieć je na chwilkę odłożyć, przynajmniej te które się da ;) i nie zapominać, ze dzieci nas potrzebują.
Trudne zadanie, bo rano czasu mało, pośpiech-zły doradca, już czyha za rogiem, by nas dopaść, by coś się wylało, by przypomnieć sobie o czymś ważnym, czego nie zrobiliśmy, by popaśćwe frustrację.
Jak trudno rano złapać oddech.
Jak przyjemnie gdy się to uda :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz