Szpital, ból, strach, niepewność, z dala od rodziny, od bliskich - czy z takich rzeczy można się cieszyć, czy można czuć wdzięczność i radość???
No może nie tak od razu, no może nie w chwili bólu, bo wtedy to człowiek się zastanawia jak długo jeszcze będzie boleć, kiedy i czy w ogóle zaczną działać leki przeciwbólowe. Kłębią się w głowie myśli "dlaczego mnie to spotyka", "dlaczego znowu".
Ból sprawia, że tchu brakuje, a sił na rozmowę zwyczajnie nie ma. Ja, żywa, energiczna, "Zosia Samosia" nie ma siły ust otworzyć. Trochę łzy do oczy się cisną, trochę ból zniewala. Więc nie mówię, bo łzy ściskają gardło. I zdarza się coś, co nagle sprawia, że radość wypełnia serce.
Jedno pytanie:
"smutno Ci?"
"yhy" i łzy i czujesz, że możesz sobie popłakać, że kogoś to obchodzi, że ten ktoś przyjmuje Twój smutek, łzy i ból, a Ty możesz być prawdziwa i autentyczna. Nie musisz udawać twardzielki, która doskonale znosi ból, niczego się nie boi i w ogóle jest bezproblemową, super pacjentką, która tylko zasługuje na pochwały.
Na prawdę nie musisz, nie rób tego. Warto wybrać prawdziwość, być autentyczną, pozwolić sobie na to, co czujesz.
Chcesz, by ktoś Cię odwiedził, pomimo, że musi do Ciebie jechać ponad 2 godziny-powiedz to sobie samej w sercu, pozwól sobie a Oni sami przyjdą, wyczują, że Ty tego chcesz, zapytają czy przyjechać. Więc kiedy będą pytać, powiedz to, co czujesz, czego chcesz i nie myśl, czy oni mają czas, czy to nie za daleko. Ty jesteś tego warta, by Cię kochać i się o Ciebie troszczyć. To poprzez drugiego człowieka sam Bóg się o Mnie troszczy-pozwalam mu na to zapraszam Go do swojego życia.
Czuję więc wdzięczność za wszystko, co mnie spotyka: za radość, a także za smutek i ból. Dzięki tym uczuciom i doświadczeniom bardziej poznaję siebie samą i widzę, że to JA stwarzam świat wokół mnie. Widzę, że miewałam błędne wyobrażenia na różne sprawy i to ode mnie zależy czy zechcę coś zobaczyć, czegoś się nauczyć, coś zmienić, obudzić się i zacząć żyć.
I znowu człowiek się czegoś uczy. Poprzez to doświadczenie widzę, że o miłość warto dbać: pozwolić sobie samej i drugiemu człowiekowi wejść w to, co trudne, tak w pełni, bez udawania, bez oszczędzania siebie i innych. Czasami nie chce się robić przykrości czy "dodawać zmartwień" i nie mówi się wszystkiego tym, którym się kocha. Tym samym otaczamy swoje serce szczelnym murem, do którego nie mają dostępu ani nasi bliscy ani my sami.
A jeśli chodzi o dzieci, to właśnie one potrzebują najbardziej naszej autentyczności. Potrzebują widzieć nasz ból, cierpienie, łzy, radość, zadowolenie, szczęście, bo tylko w ten sposób uczą się siebie samych.
Zgoda na autentyczność daje uczucie spokoju. Ten wewnętrzny pokój serca towarzyszy mi już od kilku dni. Ta zgoda na wszystko, czego doświadczam i chęć zobaczenia w tym głębi pozwala mi na zobaczenie siebie w prawdzie, co daje mi ufność i wewnętrzny
spokój.
środa, 22 października 2014
środa, 8 października 2014
Granice - jak je wyznaczać?
Granice - jak je wyznaczać?
W Strefie Mamy - Granice |
Nie ma potrzeby ich wyznaczać. One po prostu już są. Każdy z nas je ma. Rodzic je ma i dziecko po prostu każdy człowiek. To, co warto robić, to je pokazywać, dbać o nie, szanować je i przede wszystkim wiedzieć gdzie są, jakie są, co lubię, na czym mi zależy, z czym jest mi dobrze, dlaczego to, czy tamto jest dla mnie tak ważne, CZEGO POTRZEBUJĘ.
Rozmowa i wyjaśnienie co czuję i czego potrzebuję zamiast sztywnych zasad.
Nie wchodzimy do domu w butach. ZASADA
Którą łatwo obalić i która nie ma miejsca u mnie w domu w ciepłe i suche dni, bo wówczas ja sama wchodzę w butach.
Wolę więc wyjaśnić, że kiedy pada deszcz, śnieg, chcę (prośba) by bytu były zdejmowane, bo troszczę się o porządek w domu i zależy mi na czystości (potrzeba porządku i troski o dom), a mokre buty zostawiają wodę, błoto, śnieg, na drewnianej podłodze, która się od tego niszczy.
Mogą mojej prośby nie uszanować, wówczas konieczne będzie sprzątanie, może nie koniecznie przeze mnie, może ktoś kto naniósł błoto z chęcią to po sobie posprząta (jeśli nie usłyszy z mojej strony narzekań i żądań a raczej zrozumienie, że może zrobił to niechcący)
Jeśli czuję niepokój, bo moje dziecko krzyczy, piszczy, rzuca do mnie zabawką, ciągnie mnie za rękaw w czasie, kiedy ja rozmawiam z drugim człowiekiem, to warto uświadomić sobie, że coś się ze mną dzieje, tak fizycznie, w ciele i skąd się to bierze. Może czuję ścisk w żołądku, może czuję jak krew szybciej mi bije, a może pojawiają się jakieś oceniające myśli typu: "to nie wypada, by dziecko przerywało rozmowę". Cokolwiek się pojawi, warto się o to zatroszczyć, nie ignorować, nie czekać, aż miarka się przebierze.
To może mi przeszkadzać i to zupełnie normalna rzecz. Ja potrzebuję, czego? Np. spokoju i ciszy podczas rozmowy.Mogę o tym powiedzieć. "Synuś potrzebuje ciszy, chcę porozmawiać, możesz poczekać?"
Mówię od razu, nie czekam 10 minut, bo później to już wybucham.
Dla mnie w tej relacji ważny jest każdy: JA, moje DZIECKO i mój ROZMÓWCA
W określaniu (pokazywaniu, czy wyznaczaniu) granic skłonna byłabym powiedzieć, że istotne bardzo jest szanowanie granic dziecka. Jeśli ja będę go słuchać, szanować jego odmowę, poprzez chęć usłyszenia NIE i zastanowienia się co za tym stoi, to wówczas moje dziecko nauczy się szanować moje NIE.To nie znaczy, że ja mam się na wszystko zgadzać, czy moje NIE wobec dziecka to jest takie "NIE i KONIEC". To "NIE" to jest zaproszeniem do rozmowy, do dialogu, do zbudowania relacji. Ja biorę tą odmowę pod uwagę, przyjmuję trudne uczucia, jakie wiążą się z odmową.
Mówię mojemu dziecku, że chcę już jechać do domu, choć ono świetnie się bawi i mówi mi "NIE". Mówię, że widzę, że ono chce zostać i się jeszcze pobawić. Ja jednocześnie chcę już jechać, odpocząć w domu, iść spać. Mogę zaproponować zabawę w drodze do domu lub jeszcze inne rozwiązanie. Dziecko może powiedzieć NIE a ja mogę powiedzieć "chcę jechać". Bo to ja jestem rodzicem i wiem, że dziecko też potrzebuje np. odpocząć, czy ja potrzebuje zdążyć do pracy. Więc akceptując uczucia dziecka, np. złość, biorę je ze sobą i wychodzę, z empatią, ze zrozumieniem uczuć. "Tak wiem, że czujesz złość." "Jest Ci smutno, chcesz zostać?" Zgadzam się nawet na to, że dziecko płacze. Może mi jednocześnie to bardzo przeszkadzać, mogę potrzebować spokoju i mogę o niego poprosić (poprosić, znaczy tyle, że jeśli mały będzie nadal głośno płakał, no to trudno, znajdę iny sposób, by sobie z tym poradzić), mogę pomyśleć, ok płacz, czujesz smutek i potrzebujesz go wyrazić, to jest dla mnie zupełnie OK! Ja jednocześnie chcę już wrócić do domu. To jest ta moja GRANICA i tak o nią dbam, dbając jednocześnie i szanując granice dziecka. Zabieram je do domu choć ono chce się nadal bawić, bo to ja jestem rodzicem i wiem, że dziecko potrzebuje odpoczynku i wiem, że jak nie wyjdziemy za 10 minut to moje granice wytrzymałości pójdą w zapomnienie, a wówczas będzie już tylko gorzej. Szanuję dziecko w ten sposób, że akceptuję jego uczucia powstałe na wskutek przerwania zabawy. Pokazuję mu jak sobie z nimi radzić. Pokazuję, że smutek jest ok i możesz go wyrazić płacząc. Z czasem gdy dziecko staje się starsze i jest w stanie brać nas pod uwagę, nasze potrzeby, jest mu łatwiej, płacz jest łagodniejszy, może nie ma go wcale, bo był kiedyś, kiedy miało rok, czy dwa lata i wówczas był akceptowany.
czwartek, 31 lipca 2014
Warto bym dbała o....
Prowadziłam wczoraj warsztaty dla mam w Klubie Matki i Dziecka w Ostrem niedaleko Lipowej. Klub ten działa już od kilku lat i wspierany jest przez Stowarzyszenie Ziemi Lipowskiej, o czym można poczytać tutaj
Cieszę się, że mogłam się spotkać z mami i porozmawiać o relacjach rodzinnych i ogólnie ludzkich. Takie spotkanie są dla mnie okazję do osobistego rozwoju, na których dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem i jednocześnie sama wiele dostaję. Jest to czas dzielenie się swoimi osobistymi doświadczeniami w relacjach z dziećmi i dorosłymi. Te doświadczenia innych osób wiele mnie uczą, pomagają w rozwoju. Sama jednocześnie mówiąc o tym jak ja buduję relację z dziećmi, uczę się, przypominam sobie o tym, co dla mnie ważne, co buduje kontakt z drugim człowiekiem a co go burzy.
I tak wczoraj utrwaliłam sobie i przypomniałam JAK warto być z dzieckiem. Znalazłam czas na spojrzenie na swoje relacje z boku, na złapanie dystansu, na usłyszenie co jest dla mnie samej ważne i o co w moich relacjach warto dbać.
Tak więc o co warto dbać?
Przykład:
Jeśli co wieczór dziecko prosi o przyjście do pokoju i oświecenie nocnej lampki, zamknięcie szafy i przykrycie kołdrą, to wcale nami nie manipuluje, nie jest leniwe, nie wysługuje się nami. A może ktoś sobie myśli że ono już takie duże i może to robić już samo. Być może. Powstaje więc pytanie, czego my w takim momencie potrzebujemy - odpoczynku, chwili dla siebie i męża? Ok, to może być taka potrzeba i to jest zupełnie naturalne. Drugie pytanie, to czego potrzebuje dziecko? Zgadując: może bliskości? Bo przez cały dzień mama nie miała okazji się z dzieckiem poprzytulać, pobawić, porozmawiać. Może już się to dziecko nauczyło, że to jest jedyny moment, kiedy może dostać to, czego bardzo potrzebuje? Chcecie to zmienić? A może by tak w ciągu dnia znaleźć odrobinę przestrzeni na bycie z tym dzieckiem - tak w pełni i tylko z nim?
Co zrobić by zatroszczyć się o siebie i dziecko? Być może wystarczy coś co pomoże na tu i teraz albo przeciwnie - jest to okazja do głębszej zmiany w sobie, w dorosłym, a za tym rozwojem przyjdzie i zmiana w relacjach z dzieckiem.
To dorosły jest odpowiedzialny za relacje z dzieckiem.
Jeśli się nam coś nie podoba w zachowaniu dziecka i chcemy to zmienić, to warto zacząć od zmiany SIEBIE SAMEGO, warto się zastanowić, co mogę zmienić w sobie.
Jeśli moje dzieciaki częściej niż zwykle zaczynają się kłócić i trudno im ze sobą, a to wywołuje u mnie uczucie niepokoju czy nawet złości, to winne nie są dzieci i ich kłótnie. To moja potrzeba jest niezaspokojona. Mogę sobie ją uświadomić i się o nią zatroszczyć. I nagle, po głębszym poszukiwaniu potrzeb okazuje się, że chodzi mi o troskę o dzieci, o ich dobre relacje i o mój wewnętrzny spokój i co więcej, zaczynam dostrzegać, że każde z tych dzieci potrzebuje mojej bliskości, wsparcia i usłyszenia. Daję to więc temu dziecku, które najbardziej tego w danym momencie potrzebuje:
Jestem, przytulam mówię, że czasami chyba trudno jest mieć rodzeństwo, że fajnie czasami byłoby być tylko z mamą-sam na sam. Widzę, że emocje opadają i pojawią się na twarzy ulga. Bo ktoś to dziecko usłyszał i to ktoś dla niego ważny-mama i ona wcale nie udaje, że jest łatwo i nie każe mi kochać brata czy siostrę na siłę, bo tak wypada.
Po chwili zaczynamy się śmiać, bujać razem na huśtawce pod orzechem. Odchodzę, wracam do swoich zajęć, a dziecko wraca radosne do zabawy z rodzeństwem.
Nie boję się przyznać moim dzieciom, że to chyba czasami musi być trudne mieć rodzeństwo. Przecież tak jest-czasami. Jednocześnie bywają chwile, że "wskoczyli by za sobą w ogień". Nie ma co udawać. Warto BYĆ PRAWDZIWYM i warto by dzieci to widziały.
Cieszę się, że mogłam się spotkać z mami i porozmawiać o relacjach rodzinnych i ogólnie ludzkich. Takie spotkanie są dla mnie okazję do osobistego rozwoju, na których dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem i jednocześnie sama wiele dostaję. Jest to czas dzielenie się swoimi osobistymi doświadczeniami w relacjach z dziećmi i dorosłymi. Te doświadczenia innych osób wiele mnie uczą, pomagają w rozwoju. Sama jednocześnie mówiąc o tym jak ja buduję relację z dziećmi, uczę się, przypominam sobie o tym, co dla mnie ważne, co buduje kontakt z drugim człowiekiem a co go burzy.
I tak wczoraj utrwaliłam sobie i przypomniałam JAK warto być z dzieckiem. Znalazłam czas na spojrzenie na swoje relacje z boku, na złapanie dystansu, na usłyszenie co jest dla mnie samej ważne i o co w moich relacjach warto dbać.
Tak więc o co warto dbać?
- O siebie samą, czyli zwracać uwagę na uczucia, które po prostu są i informują nas o tym, czego potrzebujemy i w konsekwencji zaspakajać te potrzeby
- O drugiego człowieka: o relacje z mężem
- O dziećmi wieczorny czas na rozmowę i przytulanie się z dziećmi
- O zabawę z dziećmi
- O czas spędzony tylko z jednym dzieckiem, jeśli ma się ich więcej
- O poważne traktowanie dzieci, czyli jeśli mówią, że się czegoś boją lub coś j cieszy, to uczestniczyć w tym, akceptując to, co mówią a nie umniejszać czy to strach, czy radość
Przykład:
Jeśli co wieczór dziecko prosi o przyjście do pokoju i oświecenie nocnej lampki, zamknięcie szafy i przykrycie kołdrą, to wcale nami nie manipuluje, nie jest leniwe, nie wysługuje się nami. A może ktoś sobie myśli że ono już takie duże i może to robić już samo. Być może. Powstaje więc pytanie, czego my w takim momencie potrzebujemy - odpoczynku, chwili dla siebie i męża? Ok, to może być taka potrzeba i to jest zupełnie naturalne. Drugie pytanie, to czego potrzebuje dziecko? Zgadując: może bliskości? Bo przez cały dzień mama nie miała okazji się z dzieckiem poprzytulać, pobawić, porozmawiać. Może już się to dziecko nauczyło, że to jest jedyny moment, kiedy może dostać to, czego bardzo potrzebuje? Chcecie to zmienić? A może by tak w ciągu dnia znaleźć odrobinę przestrzeni na bycie z tym dzieckiem - tak w pełni i tylko z nim?
Co zrobić by zatroszczyć się o siebie i dziecko? Być może wystarczy coś co pomoże na tu i teraz albo przeciwnie - jest to okazja do głębszej zmiany w sobie, w dorosłym, a za tym rozwojem przyjdzie i zmiana w relacjach z dzieckiem.
To dorosły jest odpowiedzialny za relacje z dzieckiem.
Jeśli się nam coś nie podoba w zachowaniu dziecka i chcemy to zmienić, to warto zacząć od zmiany SIEBIE SAMEGO, warto się zastanowić, co mogę zmienić w sobie.
Jeśli moje dzieciaki częściej niż zwykle zaczynają się kłócić i trudno im ze sobą, a to wywołuje u mnie uczucie niepokoju czy nawet złości, to winne nie są dzieci i ich kłótnie. To moja potrzeba jest niezaspokojona. Mogę sobie ją uświadomić i się o nią zatroszczyć. I nagle, po głębszym poszukiwaniu potrzeb okazuje się, że chodzi mi o troskę o dzieci, o ich dobre relacje i o mój wewnętrzny spokój i co więcej, zaczynam dostrzegać, że każde z tych dzieci potrzebuje mojej bliskości, wsparcia i usłyszenia. Daję to więc temu dziecku, które najbardziej tego w danym momencie potrzebuje:
Jestem, przytulam mówię, że czasami chyba trudno jest mieć rodzeństwo, że fajnie czasami byłoby być tylko z mamą-sam na sam. Widzę, że emocje opadają i pojawią się na twarzy ulga. Bo ktoś to dziecko usłyszał i to ktoś dla niego ważny-mama i ona wcale nie udaje, że jest łatwo i nie każe mi kochać brata czy siostrę na siłę, bo tak wypada.
Po chwili zaczynamy się śmiać, bujać razem na huśtawce pod orzechem. Odchodzę, wracam do swoich zajęć, a dziecko wraca radosne do zabawy z rodzeństwem.
Nie boję się przyznać moim dzieciom, że to chyba czasami musi być trudne mieć rodzeństwo. Przecież tak jest-czasami. Jednocześnie bywają chwile, że "wskoczyli by za sobą w ogień". Nie ma co udawać. Warto BYĆ PRAWDZIWYM i warto by dzieci to widziały.
czwartek, 24 lipca 2014
O porządkach, bałaganie i zabawie
Uwielbiam domy, w których....jest codzienny bałagan, tu zabawka na podłodze, tu talerzyk po kanapkach i filiżanka po kawie, tu bluza dziecięca, a tam skarpetki męża i sukienka żony. Uwielbiam, bo to oznacza, że się uwolniłam. Uwolniłam się od pedantyzmy wpojonego mi w dzieciństwie. Dziś rzadko wycieram kurze, nie sprzątam co sobotę (nie do pomyślenia w moim domu rodzinnym), podłogę myję wtedy, kiedy lepi się od rozlanego soku, no i teraz latem częściej zamiatam, bo śmieci przyklejają mi się do stóp, gdyż uwielbiam chodzić boso po zimnych kuchennych płytkach. Bo wybieram spośród swoich potrzeb: czasami coś innego niż porządek, na przykład zabawę z dziećmi, czas spędzony z bliskimi, wyjście na spacer. To nie znaczy, że żyjemy w totalnym bałaganie, a dzieci nam wchodzą na
głowę i stosujemy bezstresowe wychowanie. Nie! Mówimy i rozmawiamy o
swoich potrzebach, także o takiej jak współpraca i wspólne dbanie o nasz
dom i dzieci wtedy wiedzą o co chodzi z tymi porządkami i po co nam to
wszystko. Czasami więc sprzątamy a innym razem się bawimy, bo nie żyjemy
w sztywnych ramach.
W końcu mam dom, a nie muzeum. Mam dom, w którym bawią się i bałaganią dzieci, a ja ich nie zmuszam do robienia porządków.
ZABAWA...
W zamian za to bawię się z nimi, szyję im rybki, które łowią na niby. Dzwonimy do siebie na niby, a ja realizuję ich zamówienia np. kupuję na niby śledzie i dorsze. Jest cudnie, bo jestem wolna od przymusów mojej podświadomości i od oczekiwań różnych osób. Bo oczekiwania stają się oczekiwaniami, tylko wtedy, kiedy my sobie na nie we własnym sercu i głowie pozwalamy-czasami nieświadomie.
Kiedy jestem świadoma - jestem staję się wolna, mam wybór i to nie tylko w kwestii sprzątania.
ps. fajnie było się dziś spotkać z mamą, która była zupełnie naturalna, jej dom pełen życia - a nie muzeum, z jej otwartością i zwyczajnie super się nam gadało, choć pierwszy raz twarzą w twarz. Jakbyśmy się latami znały, a właściwie dziś był pierwszy raz!
A jak już idę drogą wdzięczności, to fajnie, że Bóg dał nam takie ciała, które po chorobie dochodzą do siebie i wraca zdrowie. Dzięki Ci Panie Boże :)
W końcu mam dom, a nie muzeum. Mam dom, w którym bawią się i bałaganią dzieci, a ja ich nie zmuszam do robienia porządków.
ZABAWA...
W zamian za to bawię się z nimi, szyję im rybki, które łowią na niby. Dzwonimy do siebie na niby, a ja realizuję ich zamówienia np. kupuję na niby śledzie i dorsze. Jest cudnie, bo jestem wolna od przymusów mojej podświadomości i od oczekiwań różnych osób. Bo oczekiwania stają się oczekiwaniami, tylko wtedy, kiedy my sobie na nie we własnym sercu i głowie pozwalamy-czasami nieświadomie.
Kiedy jestem świadoma - jestem staję się wolna, mam wybór i to nie tylko w kwestii sprzątania.
ps. fajnie było się dziś spotkać z mamą, która była zupełnie naturalna, jej dom pełen życia - a nie muzeum, z jej otwartością i zwyczajnie super się nam gadało, choć pierwszy raz twarzą w twarz. Jakbyśmy się latami znały, a właściwie dziś był pierwszy raz!
A jak już idę drogą wdzięczności, to fajnie, że Bóg dał nam takie ciała, które po chorobie dochodzą do siebie i wraca zdrowie. Dzięki Ci Panie Boże :)
Nadal czasami lubię pobyć w posprzątanym domu. Jednocześnie lubię teraz inne rzeczy, nawet odrobinę bałaganu, bo on świadczy o tym, że czasami mam inne potrzeby, że potrafię wybierać, że znam swoją hierarchię potrzeb i nią się kieruję. Posprzątany i lśniący dom to u mnie dziś nie jest priorytet!
środa, 18 czerwca 2014
Pokochać siebie
Jeszcze całkiem niedawno wiele rzeczy w sobie zwyczajnie nie lubiłam. Dostrzegałam je i za wszelką cenę chciałam zmienić, począwszy od swojego wyglądu zewnętrznego, aż po swój sposób zachowywania się, reagowania na pojawiające się w moim życiu emocje, traktowania bliskich i siebie samej. No i teraz mogę powiedzieć, że to moje nielubienie pchnęło mnie do zmiany, do rozwoju. Najbardziej nie lubiłam się za to, że krzyczałam na dzieci. To był motor moich zmian. Z okazji wszelakich świąt słyszałam życzenia kierowane do mnie: "życzę Ci więcej cierpliwości". O Boże! Jak ciężko było mi przyjąć te życzenia. W mojej głowie pojawiała się ocena, osąd, że jestem beznadziejną matką, której brakuje cierpliwości. Choć tak bardzo byłam tego świadoma, to w chwilach trudnych, a jak się ma troje malutkich dzieci i masę "muszę i powinnam" w głowie, to wcale nie jest to takie łatwe, by ten stan rzeczy zmienić. Próbuje się, a nie wychodzi.
W końcu jednak wyszło! Nastąpiła zmiana, rozwój i samopoznanie. Teraz potrafię się wsłuchać w to, co czuję i szukać swoich potrzeb. Dziś potrafię zobaczyć w człowieku jego uczucia i potrzeby. Wcześniej też widziałam, ale jakby za mgłą tego, co wypada, co się powinno, jak należy się zachowywać. Było trudniej dotrzeć do swojego serca, a kiedy nie wiem co jest w moim sercu, ciężko usłyszeć drugiego. Pokochałam swoje uczucia: każde! One są mi potrzebne jak woda, chleb i powietrze. Pokochałam to, czego do życia mi potrzeba. Kocham życie, a więc i siebie i innych, tak po prostu bo życie jest. ŻYCIE JEST we mnie, w Tobie, w Dzieciach.
Wszystko zawsze zależy tylko ode mnie. To jest moje życie, ja jestem za nie w 100% odpowiedzialna. Mogę choć każdego dnia znajduję przy najmniej kilka wymówek, by iść starymi utartymi i dobrze znanymi ścieżkami i nawet wiem, dokąd one mnie doprowadzą i co będę czuła na końcu tej drogi. Czasami to robię, bo zwyczajnie wybieram bezpieczeństwo i to też jest OK. Jednocześnie czuję smutek, bo kilka innych ważnych potrzeb nie jest zaspokojonych. I to też jest OK. To jest nam po prostu potrzebne, to uczucie smutku, żalu, niezadowolenia, frustracji czy złości.
Po co??? Dla mnie po to, by je dostrzec i pójść za nimi. Idę za złością w sposób konstruktywny uświadamiając ją sobie. Ok, czasami się powściekam, ponarzekam, przy okazji wysprzątam pół domu. To jednak daje mi czas do namysłu, do refleksji nad tym co się dzieje i właściwie o co mi chodzi. A tak a pro po, by zbytnio nie przynudzać, to właśnie pojawiło się w mojej głowie takie zdanie, które czasami żony słyszą od mężów: "ale o co właściwe kobieto Ci chodzi?". No dokładnie, na prawdę czasami za cholerę nie wiem o co mi chodzi! Czasami idę sobie z tą niewiedzą spać. Innym razem rozmyślam i zgaduję i wpadam na genialne odkrycia, znajduję potrzebę rozwoju i kiedy za nią biegnę, czuję radość, bo coś się dzieje, bo jest lepiej, bo w końcu potrafię samą SIEBIE POKOCHAĆ.
Czasami warto otworzyć swoje uszy i serce na to, co ma do powiedzenia drugi człowiek: mąż, dzieci, rodzice, rodzeństwo, teściowie, znajomi, przyjaciele. Nie chodzi o to, by od razu iść za nimi. Chodzi o to, by słuchać, zastanawiać się jak się to ma dla mnie, czy to mnie wzbogaci, może czasami wypróbować, albo zwyczajnie jednak iść za głosem serca.
No więc jak POKOCHAĆ SIEBIE?
Stać się świadomym tego, że:
każde UCZUCIE po prostu JEST (nie ma negatywnych czy pozytywnych). Jest nam dane po to, by życie trwało, by się rozwijało i wzbogacało człowieka i cały świat
każdy działa kierowany POTRZEBAMI, które są identyczne dla wszystkich i małych i dużych i to jest OK, bo to tak samo jak potrzeby jest zupełnie naturalny proces wspierający życie
każdy ma INNE SPOSOBY (STRATEGIE) na zaspakajanie potrzeb i nie warto ich oceniać, tylko WARTO WYBIERAĆ TAKIE, które WSPIERAJĄ ŻYCIE moje własne i ludzi obok mnie
NIE MA POCZUCIA WINY jest tylko OBECNA ŚWIADOMOŚĆ tego, że moje działanie wspiera moje życie i jest bezpieczne, konstruktywne i nie raniące, ani mnie, ani drugiego człowieka
WYRZUTY SUMIENIA???? Powiedziałabym raczej, że jest SMUTEK, ŻAL, bo odkrywam, że moje dawne działanie nie wzbogacało, nie podtrzymywało życia, było raniące dla mnie samej i moich bliskich. BYŁO, bo nie potrafiłam postępować inaczej, bo nie byłam świadoma, nie miałam takiej wiedzy i doświadczenia, jakie mam teraz. Jeśli ten smutek jest nadal, to być może POTRZEBUJĘ ODŻAŁOWAĆ to, co się stało, pogadać z kimś, zastanowić się nad tym w swoim sercu, pomyśleć, jak mogłabym coś zrobić inaczej, tak by na przyszłość już być przygotowaną. Co mogę zrobić teraz? Teraz już wiem, że mogę inaczej, wiem co wybrać i następnym razem to zrobię. Jeśli znów coś nie wyjdzie, to jestem spokojna, bo wiem, że na pewno znajdę inne rozwiązanie, bo mam ŚWIADOMOŚĆ, że jest MILION SPOSOBÓW na to, by zaspokoić swoje potrzeby, by O SIEBIE ZADBAĆ. Wiem, że dbając o siebie samą - dbam o drugiego człowieka.
Będąc odpowiedzialną za swoje uczucia i potrzeby nie mówię:
to Twoja wina
bo Ty zawsze
Ty znowu
bo przez Ciebie
Będąc odpowiedzialną za swoje uczucia i potrzeby MÓWIĘ do siebie
Czuję żal, bo ja czegoś potrzebuję. Mogę poprosić Cię o pomoc lub poszukać innego rozwiązania.
OK czasami wpadam w panikę, bo wydaje mi się, że sama sobie nie poradzę, bo potrzebuję widzieć nadzieję i mieć pewność, że się uda, że są te sposoby, że dam radę. Są chwile, kiedy robię coś sama, są chwile, kiedy proszę o pomoc.
DBAM O SIEBIE:
Obdarzam siebie samą zaufanie, pozwalam sobie na to, by drugi człowiek wszedł do mojego życia i mi pomógł, by zobaczył moje uczucia, moje serce, czasami strach, bezsilność innym razem entuzjazm i radość.
Dbam o siebie, kiedy obdarzam drugiego zaufaniem. Kiedy wierzę, że i on może zrobić coś za mnie, dla mnie, może zupełnie inaczej niż ja, a jednocześnie będzie to wzbogacające, będzie mi i jemu dzięki temu żyło się lepiej. To wymaga ode mnie zaufania do siebie samej, że dam radę zmierzyć się być może z jakimś rozczarowaniem, smutkiem, a może z ogromną radością, wdzięcznością. Mam odwagę przyjąć każde uczucie. To wymaga ode mnie zaufania do drugiego. Wydaje mi się jednak, że to zaufanie to i tak dotyczy mnie samej, czyli tego co ja zrobię z tą pomocą od drugiego, jak ta pomoc się na mnie odbije, jakie uczucia wywoła i czy ja chcę się z nim zmierzyć, czy ma siłę, czy mam do siebie zaufanie? A jeśli nie, to też OK, to być może jeszcze to nie jest ten czas.
WSZYSTKO CO ROBIĘ wynika z troski i odpowiedzialności za siebie samego. I w każdej chwili mogę wybierać co i jak chcę robić.
Zawsze mam wybór. Zawsze jest mnóstwo sposobów, czasami warto zaczekać, ochłonąć, przespać się, pomyśleć: "ok, teraz nie widzę rozwiązania i jednocześnie wierzę, że wkrótce na nie wpadnę. Może wtedy, gdy będę gotowa!"
I mam prawo:
odpocząć i bezmyślnie pogapić się w telewizor
nie chcieć dziś gotować obiadu (albo w ogóle tego nie robić)
chcieć czasami pobyć w samotności (choć 2 dni w SPA, tylko JA)
pogadać spokojnie przez telefon (nie słysząc obok "mamo, mamo")
wyjść na imprezę i świetni się bawić
spać do 10-tej
mieć nieposprzątany dom już od kilku miesięcy : D
spędzić weekend tylko z mężem
bronić swoich wartości
słuchać tylko siebie
i jednocześnie mam prawo:
pomagać innym z pełni serca
dbać o porządek w domu
codziennie gotować obiady
troszczyć się o rodzinę
słuchać rad
pomagać dzieciakom
robić kanapki do szkoły
bawić się z dziećmi
przytulać
Mam prawo wyboru. Jestem WOLNA.
W końcu jednak wyszło! Nastąpiła zmiana, rozwój i samopoznanie. Teraz potrafię się wsłuchać w to, co czuję i szukać swoich potrzeb. Dziś potrafię zobaczyć w człowieku jego uczucia i potrzeby. Wcześniej też widziałam, ale jakby za mgłą tego, co wypada, co się powinno, jak należy się zachowywać. Było trudniej dotrzeć do swojego serca, a kiedy nie wiem co jest w moim sercu, ciężko usłyszeć drugiego. Pokochałam swoje uczucia: każde! One są mi potrzebne jak woda, chleb i powietrze. Pokochałam to, czego do życia mi potrzeba. Kocham życie, a więc i siebie i innych, tak po prostu bo życie jest. ŻYCIE JEST we mnie, w Tobie, w Dzieciach.
Wszystko zawsze zależy tylko ode mnie. To jest moje życie, ja jestem za nie w 100% odpowiedzialna. Mogę choć każdego dnia znajduję przy najmniej kilka wymówek, by iść starymi utartymi i dobrze znanymi ścieżkami i nawet wiem, dokąd one mnie doprowadzą i co będę czuła na końcu tej drogi. Czasami to robię, bo zwyczajnie wybieram bezpieczeństwo i to też jest OK. Jednocześnie czuję smutek, bo kilka innych ważnych potrzeb nie jest zaspokojonych. I to też jest OK. To jest nam po prostu potrzebne, to uczucie smutku, żalu, niezadowolenia, frustracji czy złości.
Po co??? Dla mnie po to, by je dostrzec i pójść za nimi. Idę za złością w sposób konstruktywny uświadamiając ją sobie. Ok, czasami się powściekam, ponarzekam, przy okazji wysprzątam pół domu. To jednak daje mi czas do namysłu, do refleksji nad tym co się dzieje i właściwie o co mi chodzi. A tak a pro po, by zbytnio nie przynudzać, to właśnie pojawiło się w mojej głowie takie zdanie, które czasami żony słyszą od mężów: "ale o co właściwe kobieto Ci chodzi?". No dokładnie, na prawdę czasami za cholerę nie wiem o co mi chodzi! Czasami idę sobie z tą niewiedzą spać. Innym razem rozmyślam i zgaduję i wpadam na genialne odkrycia, znajduję potrzebę rozwoju i kiedy za nią biegnę, czuję radość, bo coś się dzieje, bo jest lepiej, bo w końcu potrafię samą SIEBIE POKOCHAĆ.
Czasami warto otworzyć swoje uszy i serce na to, co ma do powiedzenia drugi człowiek: mąż, dzieci, rodzice, rodzeństwo, teściowie, znajomi, przyjaciele. Nie chodzi o to, by od razu iść za nimi. Chodzi o to, by słuchać, zastanawiać się jak się to ma dla mnie, czy to mnie wzbogaci, może czasami wypróbować, albo zwyczajnie jednak iść za głosem serca.
No więc jak POKOCHAĆ SIEBIE?
Stać się świadomym tego, że:
każde UCZUCIE po prostu JEST (nie ma negatywnych czy pozytywnych). Jest nam dane po to, by życie trwało, by się rozwijało i wzbogacało człowieka i cały świat
każdy działa kierowany POTRZEBAMI, które są identyczne dla wszystkich i małych i dużych i to jest OK, bo to tak samo jak potrzeby jest zupełnie naturalny proces wspierający życie
każdy ma INNE SPOSOBY (STRATEGIE) na zaspakajanie potrzeb i nie warto ich oceniać, tylko WARTO WYBIERAĆ TAKIE, które WSPIERAJĄ ŻYCIE moje własne i ludzi obok mnie
NIE MA POCZUCIA WINY jest tylko OBECNA ŚWIADOMOŚĆ tego, że moje działanie wspiera moje życie i jest bezpieczne, konstruktywne i nie raniące, ani mnie, ani drugiego człowieka
WYRZUTY SUMIENIA???? Powiedziałabym raczej, że jest SMUTEK, ŻAL, bo odkrywam, że moje dawne działanie nie wzbogacało, nie podtrzymywało życia, było raniące dla mnie samej i moich bliskich. BYŁO, bo nie potrafiłam postępować inaczej, bo nie byłam świadoma, nie miałam takiej wiedzy i doświadczenia, jakie mam teraz. Jeśli ten smutek jest nadal, to być może POTRZEBUJĘ ODŻAŁOWAĆ to, co się stało, pogadać z kimś, zastanowić się nad tym w swoim sercu, pomyśleć, jak mogłabym coś zrobić inaczej, tak by na przyszłość już być przygotowaną. Co mogę zrobić teraz? Teraz już wiem, że mogę inaczej, wiem co wybrać i następnym razem to zrobię. Jeśli znów coś nie wyjdzie, to jestem spokojna, bo wiem, że na pewno znajdę inne rozwiązanie, bo mam ŚWIADOMOŚĆ, że jest MILION SPOSOBÓW na to, by zaspokoić swoje potrzeby, by O SIEBIE ZADBAĆ. Wiem, że dbając o siebie samą - dbam o drugiego człowieka.
Będąc odpowiedzialną za swoje uczucia i potrzeby nie mówię:
to Twoja wina
bo Ty zawsze
Ty znowu
bo przez Ciebie
Będąc odpowiedzialną za swoje uczucia i potrzeby MÓWIĘ do siebie
Czuję żal, bo ja czegoś potrzebuję. Mogę poprosić Cię o pomoc lub poszukać innego rozwiązania.
OK czasami wpadam w panikę, bo wydaje mi się, że sama sobie nie poradzę, bo potrzebuję widzieć nadzieję i mieć pewność, że się uda, że są te sposoby, że dam radę. Są chwile, kiedy robię coś sama, są chwile, kiedy proszę o pomoc.
DBAM O SIEBIE:
Obdarzam siebie samą zaufanie, pozwalam sobie na to, by drugi człowiek wszedł do mojego życia i mi pomógł, by zobaczył moje uczucia, moje serce, czasami strach, bezsilność innym razem entuzjazm i radość.
Dbam o siebie, kiedy obdarzam drugiego zaufaniem. Kiedy wierzę, że i on może zrobić coś za mnie, dla mnie, może zupełnie inaczej niż ja, a jednocześnie będzie to wzbogacające, będzie mi i jemu dzięki temu żyło się lepiej. To wymaga ode mnie zaufania do siebie samej, że dam radę zmierzyć się być może z jakimś rozczarowaniem, smutkiem, a może z ogromną radością, wdzięcznością. Mam odwagę przyjąć każde uczucie. To wymaga ode mnie zaufania do drugiego. Wydaje mi się jednak, że to zaufanie to i tak dotyczy mnie samej, czyli tego co ja zrobię z tą pomocą od drugiego, jak ta pomoc się na mnie odbije, jakie uczucia wywoła i czy ja chcę się z nim zmierzyć, czy ma siłę, czy mam do siebie zaufanie? A jeśli nie, to też OK, to być może jeszcze to nie jest ten czas.
WSZYSTKO CO ROBIĘ wynika z troski i odpowiedzialności za siebie samego. I w każdej chwili mogę wybierać co i jak chcę robić.
Zawsze mam wybór. Zawsze jest mnóstwo sposobów, czasami warto zaczekać, ochłonąć, przespać się, pomyśleć: "ok, teraz nie widzę rozwiązania i jednocześnie wierzę, że wkrótce na nie wpadnę. Może wtedy, gdy będę gotowa!"
I mam prawo:
odpocząć i bezmyślnie pogapić się w telewizor
nie chcieć dziś gotować obiadu (albo w ogóle tego nie robić)
chcieć czasami pobyć w samotności (choć 2 dni w SPA, tylko JA)
pogadać spokojnie przez telefon (nie słysząc obok "mamo, mamo")
wyjść na imprezę i świetni się bawić
spać do 10-tej
mieć nieposprzątany dom już od kilku miesięcy : D
spędzić weekend tylko z mężem
bronić swoich wartości
słuchać tylko siebie
i jednocześnie mam prawo:
pomagać innym z pełni serca
dbać o porządek w domu
codziennie gotować obiady
troszczyć się o rodzinę
słuchać rad
pomagać dzieciakom
robić kanapki do szkoły
bawić się z dziećmi
przytulać
Mam prawo wyboru. Jestem WOLNA.
Subskrybuj:
Posty (Atom)