czwartek, 7 maja 2015

Nie mów PRZEPRASZAM

Czasami zdarza się tak, że popsuję relacje z moimi bliskimi i wypadałoby powiedzieć PRZEPRASZAM, nie chciałam i zacząć się może tłumaczyć w stylu: "no wiesz, ale ja, mamusia....". Tyle, że to nikomu nie służy. Ja pozostaję w poczuciu winy, podłym nastroju, z żalem i smutkiem. Dziecko zaczyna czuć się winne i w dodatku matkę nie obchodzi co ono czuje, bo i tak nadaje cały czas o sobie, jaka to ona biedna, bo zmęczona itd. Jasne, że zmęczona itd., nie przeczę, tylko czy dziecko jest w stanie zaradzić naszemu zmęczeniu, jest w stanie unieść moje trudne emocje, problemy - czo ono jest od tego? No według mnie raczej nie. 

To dość duży kaliber emocji, by obarczać nim dziecko. Poza tym nie warto nim obarczać nikogo, bo nikt nie jest odpowiedzialny za moje uczucia poza mną samą. Dlatego staram się skupiać na sobie i szukać odpowiedzi na pytanie czego to ja właściwie chcę, kiedy czuję ten smutek, żal czy kiedy pojawia się poczucie winy.

Jeśli chodzi o relacje z dzieckiem, które zostały zerwane (za każde relacje), to wiem, że ja jestem odpowiedzialna za ich jakość i formę. A mnie zależy na więzi, bliskości i przejrzystości tej relacji. W gruncie rzeczy chcę tworzyć RELACJE, a nie upierać się na swojej RACJI. Porzucam więc racje, na rzecz relacji.

Kiedy więc zdarzy się, że ta bliskość z dzieckiem zostaje zerwana, nadszarpnięta i wypadałoby powiedzieć przepraszam to, po pierwsze, uświadamiam sobie to, że mnie zależy właśnie na byciu w bliskiej, szanującej i odpowiedzialnej relacji. Po drugie to ja wychodzę do niego pierwsza i mówię:

www.wstrefiemamy.blogspot.com
 

"wiesz...widzę, że, kiedy krzyknęłam, to chyba się wystraszyłeś, tak?"

pada ciche TAK

"i jest Ci teraz smutno, a może się nawet boisz?"

"smutno mi"

"bo bardzo chcesz mi coś powiedzieć?"



"tak"





"Aha. I prosisz bym Cię posłuchała?"

 "tak"

"mi też zależy na tym, by z Tobą porozmawiać, a przed chwilą się to nie udało"


Właśnie o to mi chodzi, by nawet pod wpływem trudnych emocji i stresu nie wybierać drogi na skróty. Zamiast krzyczeć, zrywać relacje, upominać, manipulować wolę zapytać siebie czego chcę i to wyrazić w pełni:

"Wiesz co... trochę się niepokoję, bo chcę dopisać ten artykuł i kiedy coś do mnie mówisz, to Cię nie słyszę, i nie potrafię się skupić na pracy. Chcę to dokończyć, poczekasz 5 minut?"

Jasne, że dziecko może nie chcieć odejść i bardzo mu zależy, by ze mną porozmawiać. Wtedy łapię oddech i myślę: ok to może ja mu dam 5 minut, mnie jest łatwiej, ja już to potrafię, a on się dopiero uczy. Po prostu sprawdzam, czy mogę przerwać na jakiś czas.

W przepraszaniu chodzi o to, by skupić się na uczuciach: swoich i drugiej osoby. 

"Wiesz, ta rozmowa nie potoczyła się tak jakbym chciałam. Teraz zrobiłabym inaczej. Zastanawiam się nad tym, jak Ty się masz? Może się zdziwiłeś moją reakcją, nie wiedziałeś o co mi tak na prawdę chodzi, tak?"

środa, 29 kwietnia 2015

Nikt mnie nie lubi

Rodzice chcą wspierać u dzieci ich poczucie własnej wartości i wiarę w siebie. Przychodzi taki moment, kiedy zostajemy postawieni niejako pod murem, gdy dziecko mówi: "nikt mnie nie lubi". Co wtedy mówić? Może opowiem co ja mówię. Czy to działa? Hmm, nie wiem. Dowiem się za jakiś czas. Póki co widzę, że moje słowa zbliżają mnie do dziecka, że ono, po prostu, chce ze mną rozmawiać, że darzy mnie zaufaniem.

Pierwszy krok jaki robię, to jestem z dzieckiem w 100%. Odkładam wszystko: książkę, telefon, telewizor, sprzątanie, rozmowę z innymi (mówię do rozmówcy: "wiesz, to co A. do mnie mówi, jest dla mnie ważne, chcę z nią teraz być. Proszę poczekaj, przyjdę do Ciebie, kiedy skończę.")

Drugi krok: słucham, słucham, słucham. Najlepiej nic nie mówić, ewentualnie: "aha, hmmm". Daję przestrzeń do mówienie tak, jak dziecko chce, łącznie z płaczek, frustracją czy złością i tak by ono i inni byli bezpieczni. Staram się nie oceniać. Jasne, że w głowie pojawiają się różne myśli, interpretacje, rady, pomysły, gotowe rozwiązania jak dziecku pomóc itp. Zostawiam to tam, gdzie jest i nie pozwalam, by wyszło poza myśli. Po prostu daję dziecku czas i możliwość, by powiedziało to swoimi słowami, więc skupiam się na tym, co ono mówi. Przytulam, podaję chusteczki, jestem.

Kiedy dziecko już troszkę ochłonie próbuję ubrać w słowa jego uczucia i potrzeby. I mówię coś w rodzaju:

- "Kiedy mówisz, że nikt Cię lubi, to czy to znaczy, że chciałabyś mieć kogoś kto zawsze będzie blisko, kogo Ty lubisz i on Ciebie?"

- "Tak,chcę mieć taką koleżankę, która zawsze się będzie ze mną bawić"

- "Aha, chcesz wiedzieć, że możesz na nią liczyć"

- "Bo ja czasami coś mówię, a oni mnie nie słuchają i odchodzą"

- "Aha, chcesz, żeby poczekali i posłuchali?"

- "Tak....."

Jeśli taka rozmowa trwa dłużej a dziecko na pytanie "jak myślisz co możesz zrobić" nie ma żadnego pomysłu to warto spróbować coś zasugerować, ale dopiero po tym, jak ono wyrazi swoje uczucia.

- "Aha słyszę, że zależy Ci na dobrych kontaktach ze swoimi przyjaciółmi i kolegami. Mam pewien pomysł. Chcesz usłyszeć?"

- "Tak"

- "A jakby to dla Ciebie było, gdybyś usłyszała, że oni Cię lubią i jednocześnie czasami chcą robić coś innego, z kimś innym, albo może zwyczajnie nie wiedzą co im proponujesz. Może spróbujesz im powiedzieć, że chcesz z nimi iść, chcę o coś zapytać?"

- "Pytam czy mogę się bawić z jedną osobą, a ona mówi, że musi zapytać tą drugą i obie mówią że nie wiedzą"

- "Aha i Ty sama już nie wiesz co robić"

- "No właśnie"

- "A gdybyś powiedziała im tak: to zobaczmy jak nam będzie razem, sprawdzimy-dobra? Jak będziecie chciały pogadać same to mi powiecie-ok?"

- "No może..."

A więc widzę, że to jest dla mojego dziecka trudne. Nowe wyzwania, bywają owiane obawą i nie chodzi o to by się nie bać, lecz by pomimo lęku działać.

No to mówię dalej:

"Wiesz, ja czasami tak mam, że sobie coś myślę, a potem okazuje się, że w rzeczywistości jest inaczej. Wydaje mi się, że warto je zapytać, co chcą robić i czy mogłabyś się przyłączyć i nie wierzyć swoim myślom, zwłaszcza takim jak na przykład, że moje koleżanki mnie nie lubią."

Czasami dzieci zaczynają wierzyć swoim myślom, nie pytają, nie wychodzą z inicjatywą. Co tam dzieci, ja też tak miewam, że nie podejmuję mnóstwa wyzwań, bo lepiej nie ryzykować, nie narażać się na odrzucenie, bo z góry to zakładam. A gdybym założyła, że z ciekawością zapytam: jeśli ktoś zechce spełnić moją prośbę to super, jeśli nie to znajdę inny sposób na poradzenie sobie.

MOTYWOWANIE DO DZIAŁANIA

Mogę jeszcze dodać:

 "Widzę, że to Cię bardzo smuci, bo bardzo chcesz się z nimi przyjaźnić. Wiesz, warto próbować z uśmiechem do nich wychodzić, starać się się pytać co one chcą i wierzyć, że albo one się z Tobą zaprzyjaźnią albo poradzisz sobie i znajdziesz inny sposób na świetną zabawę. Najwięcej zależy właśnie od Ciebie! Sprawdź jak to dla Ciebie będzie. Chętnie z Tobą o tym znowu porozmawiam."


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

BYĆ, USŁYSZEĆ i NIC NIE MÓWIĆ

Tuż przed warsztatami, które poprowadziłam w Łodzi, wydarzyło się u mnie w domu coś, co bardzo pomogło mi pokazaniu uczestnikom czym jest empatia. 

Codziennych konfliktów w rodzeństwie jest całkiem sporo. Czasami zdarza się płacz z niewiadomej przyczyny. Kiedy moje dziecko biegnie z lamentem, to idę i pytam co takiego się stało. Słucham, czekam, dodaję hmmm, aha i znów słucham - tyle ile dziecko potrzebuje. Bywa tak, że jedno z dzieci w ogóle nie chce słyszeć nawet tego krótkiego "aha" i zaczyna chować się pod kołdrą. Wtedy pytam, czy chce bym przy nim była. Odpowiedzi są różne: tak, nie, nie wiem. Zostaję więc i czekam obok, dając przestrzeń i czas na decyzję. Po chwili spod kołdry wystaje dłoń, która zaczyna szukać kontaktu.



Jeśli w czasie całego tego zdarzenia, mam coś do zrobienia i bardzo chcę się jednocześnie o to zatroszczyć, to mówię:

"Widzę, że jest Ci z czymś trudno. Wiesz, chcę teraz coś dokończyć., więc idę do kuchni. Jeśli będziesz mnie potrzebować, to jestem obok."

Wychodzę z założenia, że szanuję to, iż być może dziecko potrzebuje pobyć samo. Może czuć smutek, płakać, odczuwać złość, frustrację, niezadowolenie, niepokój, zdziwienie. Nie chodzi mi przecież o to, bym poczuła się lepiej, już teraz, natychmiast, za wszelką cenę dążąc do tego, by dziecko się uśmiechnęło. Ono w moim domu ma przestrzeń na wszystkie uczucia.

Czasami dzieci wolą bym była obok i ich intencje,oceny, myśli, frustracje, złość, smutek, rozpacz tłumaczyła na język potrzeb, bym wypowiadała te wszystkie uczucia, które się pojawiają.

Więc staram się prowadzić z nimi taki dialog:

Mama-  aha, bo chciałaś to zrobić sama
O -  tak, a te gałęzie mnie drapały i nikt mi nie chciał pomóc, a potem jeszcze przepadłam i wszyscy się śmiali
Mama - hmm śmiali się.I się zawstydziłaś?
O - tak i poszłam sobie
Mama - aha, i pewno zrobiło Ci się bardzo smutno, bo potrzebowałaś, by ktoś zauważył, że przepadłaś i coś Cię boli?
O - tak (płacz)
Mama - i nadal Ci smutno, bo bardzo potrzebujesz, by ktoś się o ciebie zatroszczył

Od samego początku jest obok mnie 2,5 latka, która przykłada swój policzek do płaczącej 10-latki. Naturalna empatia-bez słów.

W międzyczasie przychodzi dwoje dzieci, biorących udział w całej akcji i mówi, że pomogli zrobić, to, co ona chciała.

Córka na to, że ona chciała to zrobić sama i teraz to już tam nie pójdzie.

Chłopaki się bronią.

Mama - Aha Ty mówisz, że oni się śmiali. Wy mówicie, że nie. Widzę, że O. jest smutno, bo chyba chce powiedzieć, że kiedy się potknęła, to ją to bolało i przeszkodziło w dokończeniu pomysłu, na którym jej zależało.Ona to bardzo chciała zrobić sama, bo wierzy, że sobie poradzi.

O - tak śmiali się
K - ja się nie śmiałem
O - śmiał się M
Mama - aha
K - M. się nie śmiał, tylko mruknął
O - śmiałą się babcia
Mama - aha i bardzo Ci się zrobiło smutno?
O - tak!

Brat próbuje przytulić siostrę. Ona nie jest jeszcze na to gotowa. Zauważając jego uczucia mówię: "widzę, że chyba jest Ci smutno, tak?" a on tylko przytaknął głową. Po chwili mówi, że zrobił coś dla niej, ona nie chce go słuchać, mówi, że chciała sama to zrobić. Pytam: "smutno Ci nadal, bo chciałaś to zrobić sama?" Mówi, że tak, chowa buzię w poduszkę. Chłopaki zachęcają ją do pójścia na podwórko. Dodaję:
"Słyszę, chłopaki, że chcecie, by O. poszła z Wami, tak? Troszczycie się o nią?" po czym zwracam się do córki: "Czy teraz, kiedy widzisz, że oni się o Ciebie troszczą, to jest Ci ciut lepiej?" Ona na to, że nie wie, więc mówię: "O. przyjdzie na podwórko, kiedy będzie gotowa. Co Wy na to?" i chłopaki pobiegli na podwórko a córka po ok. 10 minutach do nich dołączyła.

Sytuacja miała miejsce przed łódzkimi warsztatami o konfliktach. Przytoczyłam ją na spotkaniu, jako przykład empatycznego słuchania. Post pisałam w dniu zdarzenia, choć go nie dokończyłam i nie opublikowałam z powodu zmęczenia. Dziś mam więcej energii, więc go dopisuję i publikuję z nadzieją, że posłuży komuś jako przykład bliskiego kontaktu z dziećmi, będącymi w konflikcie i pod wpływem emocji.

Dodam, że czasami wystarczy BYĆ, USŁYSZEĆ i NIC NIE MÓWIĆ, no i PRZYTULIĆ. A w tym wszystkim nadal pozostaję sobą - nie rozpaczam z dzieckiem, nie złoszczę się z nim, ani nawet nie płaczę - ja tylko jestem i staram się go usłyszeć, na chwilę pozostawiając siebie.

Taką samą empatią warto obdarzać siebie samego!!!  Z troską i życzliwością posłuchaj swojego smutku, żalu, złości, a nawet radości.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Mamo, gdzie jest moja bluzka, skarpetki i spodnie i ......

Temat trudnych emocji, a w tym głównie uczucia złości, budzi spore zainteresowanie.

Kiedy pojawia się we mnie uczucie złości, to staram się zatrzymać. Nic więcej nie robić, nie mówić, no może wyjść do drugiego pokoju, by tam pomyśleć, pooddychać. Czasami mówię, że bardzo się zdenerwowałam i potrzebuję się uspokoić. Mam wtedy na myśli to, że chcę ze sobą pobyć, poszukać oceniających myśli, które wywołały złość i zastanowić się, czego ja tak na prawdę chcę, jak ważna potrzeba doprasza się spełnienia???

Dla przykładu opowiem, jak wyglądał ten proces w praktyce.

Poranek przed wyjściem do szkoły.
Nastolatek pyta, gdzie jest jego bluzka, spodnie, skarpety. Na 365 dni w roku, takich dni przypada 300. Działając z automaty albo mówię, gdzie jest jeśli wiem, albo się wściekam, bo myślę sobie, że to już chyba najwyższy czas, by się nauczył dbać o swoje rzeczy, przygotowywać je wcześniej, albo zwyczajnie poszukać i nie zawracać głowy innym. Jeśli się nie zatrzymam, to myśli wprawię w czyn i już mam po dniu, a dziecko zapewne też radosne do szkoły nie wyjdzie.

Zatrzymuję się więc. Łapię oddech i pytam się o co mi właściwie chodzi. I poza zwyczajnym spokojem, łatwością i skutecznością działania, czuję, że coś tam jeszcze jest. No to kopię dalej. To w zamian za te niepokój, frustrację, zamieszanie, to ja chcę, by ten młody człowiek był zwyczajnie SZCZĘŚLIWY.

I to jest to. I zapewne on też tego chce. Dodatkowo to, co już wcześniej mówiłam: potrzebuję spokoju i łatwości w przygotowywaniu się do wyjścia z domu (ja i jednocześnie dziecko też). I nagle otwierają mi szuflady z pomysłami jak to osiągnąć. A zanim to nastąpiło, poczułam smutek (króciutko), bo trudno mi znaleźć taki sposób, by zadowolić i siebie i drugą stronę. Potem nadzieja i radość, bo nagle do głowy weszła POTRZEBA SPRAWIENIA PRZYJEMNOŚCI i sobie i dziecku.

Pierwszy krok był taki, że w swoim sercu pozwoliłam sobie na złość. W myślach przyglądałam się ocenom i pozwoliłam im swobodnie płynąć, choć nie pozwałam się im wciągnąć.

Drugi krok szukałam potrzeby - O CO MI CHODZI, tak długo aż znalazłam, nie spieszyłam się. ZWOLNIŁAM

Trzeci krok znalazłam sposób, sam przyszedł do głowy

Czwarty krok nawiązałam z nastolatkiem relację. "aha, nie masz pojęcia, gdzie wczoraj zostawiłaś tą bluzkę i się niepokoisz, że nie zdążysz, a zależy Ci być na czas"

Ona już sama szukała rozwiązań, ja z głębi serca i dzikiej radości pomagałam znaleźć bluzkę. Nie znalazłyśmy jej w domu. Wsiadając do samochodu okazało się, że właśnie tam została. Ani ja, ani on o tym, zupełnie nie pamiętałyśmy. I to mi pokazało,że ja dorosła nie jestem idealna, że zapominam, więc nie warto oczekiwać od siebie perfekcjonizmu, co ułatwi nam szanowanie nie-idealności innych.

I właśnie o tym, po części, będę mówić na warsztatach w Rybniku. Taką relację z nastolatkiem spróbujemy przełożyć na kontakt z dzieckiem w każdym wieku, a nawet z dorosłym. To-czyli empatia, kontakt ze swoimi uczuciami i potrzebami, działa za każdym razem: z dwulatkiem, pięciolatkiem czy czterdziestolatkiem. Zapraszam Was serdecznie, chętnie przekażę Wam to, co do tej pory udało mi się wypracować, nauczyć i doświadczyć, by i Wasze życie płynęło w pełni i szczęściu.


środa, 15 kwietnia 2015

Dobry Poród



Kolejny pokaz odbędzie się 25 kwietnia 2015. 

Projekcja filmu Poród w harmonii z naturą w Bielsku-Białej godz. 13.00-15.00 

Mój Wymiar. Braffiting 

ul. 11 Listopada 70.


Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Rodziców i Położnych „Dobrze Urodzeni” zaprasza do uczestnictwa w bezpłatnych pokazach filmowych pod hasłem  „Dobry poród na ekranie”. Jest to 7 miesięczny cykl w czasie, którego będzie zaprezentowanych 7 filmów (każdy film w każdym mieście):
  • Poród w harmonii z naturą,
  • Poród w ekstazie,
  • Uwolnić poród,
  • Oblicze porodu,
  • MICROBIRTH.Poród w skali micro,
  • Narodziny jakie znamy 
  • Doula!
Pokazy odbędą w następujących miastach: Sosnowiec, Katowice, Pszczyna, Bielsko-Biała, Jastrzębie Zdrój i Szczecin. Inicjatywa skierowana jest do wszystkich osób zainteresowanych tematyką okołoporodową. Zapraszamy szczególnie kobiety planujące ciążę, kobiety w ciąży lub już te, które stały się mamami, a chcą włączyć się do akcji. Zachęcamy by zabrać ze sobą również partnerów, koleżanki czy znajomych. Zapraszamy również personel medyczny, doule, nauczycieli, pedagogów, psychologów oraz wszystkie osoby, dla których poród jest ważnym tematem. Celem projektu jest zmiana opieki okołoporodowej w Polsce.



 Więcej informacji tutaj: Dobrze Urodzeni

Oraz na Facebooku