piątek, 12 kwietnia 2013

POTRZEBY

Rodzicielstwo bliskości jak i idea Porozumienia bez Przemocy Marshalla B. Rosenberga zakłada, że potrzeby wszystkich członków rodziny są ważne i zasługują na szacunek. To czy będą zaspokojone zależy od sposobów, strategii jakie wybierzmy, by osiągnąć to czego potrzebujemy my jako dorośli lub dzieci. Przy czym przy dzieciach sytuacja wygląda tak, że one z racji posiadanego doświadczenia i wiedzy, nie zawsze potrafią same zaspokoić swoje potrzeby i do tego potrzebują zwykle dorosłych, a na pewno warto im pomóc, nauczyć, dać dobry przykład.
No tak, tylko jak to zrobić, zwłaszcza z tym przykładem u mnie bywa różnie. Nie miałam szczęścia wychowywać się w dychy Porozumienia bez przemocy. Uczono mnie raczej, że należy ustępować, bo "jesteś starsza i mądrzejsza, bo tak należy" i takie tam, zapewne wielu z nas to słyszało będąc dzieckiem. Uczono mnie, że to czy tamto wypada, że tak ładnie, że starszym należy się szacunek, że muszę, powinnam. Zgadzam się, ludzi warto obdarzać szacunkiem i ofiarować im swoją pomoc, miłość, uwagę, empatię. Nie zgadzam się tylko ze słowami: muszę, powinnam, tak należy, wypada itp. Bo to, co dajemy z serca, z własnej nieprzymuszonej chęci jest dużo bardziej wartościowe niż to co wypada.
Lepiej odmówić niż robić coś na siłę.
W przypadku małych dzieci, niemowlaków odmowa jest zwyczajnie niemożliwa, gdyż one są całkowicie zależne od dorosłego. W takim wypadku świadomość tego, że dajemy dziecku coś najbardziej wartościowego na świecie, coś, bez czego jego życie byłoby niemożliwe lub poważnie zakłócone, daje nam siłę, by swoje potrzeby odłożyć na później, by zaspokoić najpierw potrzeby dziecka. Czasem takie odkładanie realizacji swoich potrzeb na później sprawia, że jesteśmy wyczerpani i zrozpaczeni. Jeśli to możliwe, to starajmy się szukać wsparcia i pomocy innych dorosłych, którzy mogliby nas wyręczyć, dać chwilę wytchnienia i odpoczynku.
Pamiętajmy, że potrzeby dorosłych też są ważne. Pamiętajmy, by nasze rodzicielstwo brało pod uwagę też potrzeby dorosłych, tak jak to zostało ujęte w Księdze Rodzicielstwa Bliskości:

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozszerzanie diety niemowląt

Jestem mamą już starszych dzieci, czasem jednak spotykam się z pytaniami mam, które mają niemowlęta, o to co i kiedy dzieciom wprowadzać. Pomyślałam więc, że polecę w tym poście coś, co może naprowadzić i pomóc w podjęciu decyzji. Oczywiście najważniejsze jest dietę dziecka rozszerzać małymi krokami. Wprowadzić jeden produkt i obserwować jak maluch zareaguje. Odczekać 2-3 dni i może znowy coś innego. Przeczytałam kiedyś, że warzywa i owoce gotowane (parowane) są łatwiej trawione niż te surowe.

Co, moim, zdaniem warto dodać do ulubionych i z czego ja sama korzystam:







Ponieważ na pomysł wpadłam dziś rano, więc nie ma tego zbyt dużo, zwłaszcza, że zamierzam za chwilę ugotować zupę z czerwonej soczewicy i czas mnie goni.

Tak więc z czasem będzie więcej :)

A od siebie polecam kaszę jaglaną, bezglutenową i bogatą w składniki odżywcze. Moja siedmioletnia córka zjada ją gotowaną na wodzie z dodatkiem soku owocowego własnej roboty i odrobiną mleka.

A to coś dla starszych, bo orzechy ciężkostrawne.
Ostatnio jadłam kaszę jaglaną ugotowaną na wodzie, z dodatkiem suszonych owoców i orzechów a pod koniec dolałam do niej świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. Można swoje potrawy oczywiście modyfikować według własnego uznania.

Przepis, przeze mnie odrobinę zmieniony, znajdziecie tutaj:


 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Karmienie piersią

20 minut. Czekam i by ten cenny czas wykorzystać czytam. Oto co:

http://dziecisawazne.pl/magda-karpienia-rozmowa-o-mleku-mamy-i-mleku-modyfikowanym/

Jestem pod wrażeniem.

Żałuję, że nie przeczytałam tego jak ja byłam mamą karmiącą. Byłoby to dla mnie na pewno nieocenione wsparcie.

Mogę! Chcę!

Chcę, się tym artykułem dzielić, może ktoś za jego pośrednictwem otrzyma potrzebne wsparcie i zrozumienie.

Kiedy moja pierwsza córeczka była mała karmiłam ją może jakieś 8/9 miesięcy. Wydawało mi się wtedy, że to i tak zbyt długo. Teraz wiem, że mogło być więcej. Wydawało mi się, a może dookoła panowała atmosfera nacisku? Nie ze strony męża. Media, społeczeństwo, nasza kultura i cywilizacja. Wszystko to tak mocno na nas wpływa, że zatracamy się a nasza intuicja jest zagłuszana. Już sami nie wiemy czy to, co robimy to wynik wpływu środowiska czy nasz wolny wybór, czy słuchamy swojej intuicji, czy ludzi obok. Trudno. Było minęło. Pozostał lekki żal. Dla pocieszenia samej siebie, pozostaje mi refleksja, że wspaniale, iż udało mi się dzieci karmić dłużej niż 3 miesiące, że w ogóle karmiłam.
Moja druga córeczka miała problemy z karieniem w pierwszych dobach po porodzie. W domu to w ogóle był dramat. Noc nieprzespana. Pierś pełna i obrzmiała a dziecko nie potrafi ssać. Trwarda jak kamień pierść stanowi blokadę dla małej istotki.
Nastał poranek. Mąż pojechał do apteki po ratunek i przywiózł nakładki silikonowe na pierś, dzięki którym stopniowo udało się małej odessać pokarm. Jeszcze tylko kilka razy to użyłam, a później nie było już problemów. Karmienie piersią było obustronną przyjemnością i wygodą.

Kiedy urodziłam syna, od początku nie było żadnych kłopotów. A jaka wygoda. Jadąc na wczasy, nie trzeba zabierać ze sobą żadnego mleka w pojemnikach, żadnych butelek, na podróż żadnych termosów z gorącą i letnią wodą, do przygotowania mieszanki, nic. Wszystko jest gotowe do podania, odpowiednia temperatura i skład. Nie kiśnie, nie psuje się nawet jeśli na zewnątrz jest temeratura 30 stopni Celcjusza. Można leżeć na plaży i nie brać ze sobą torby z wałówką dla niemowlaka, no może poza pieluchami i jedzeniem dla starszego rodzeństwa.

I, tak jak pisze w rozmowie z Magdą Karpienia, karmienie piersią zaspokaja wiele potrzeb dziecka i matki też. Potrzebę bliskości, potrzebę bezpieczeństwa i rozwoju i osobiście uważam, że również potrzebę wzbogacania życia drugiego człowieka, bo dzięki karmieniu piersią, życie naszego dziecka jest bogate w wielorakie doświadczenia.

Warto karmić piersią.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Więcej radości i zabawy

Od kilku dni jakoś sam uśmiech wskakuje mi na twarz i do serca. Żarty się mnie trzymają, co dzieci uwielbiają. Dzieci są jak lustro dla moich emocji.

Gdy chodzę smutna, moja 7-letnia córka pyta czemu się smucę, choć ja specjalnie tego nie okazuję, to ona i tak to czuje. Gdy się uśmiecham, ona też jest radosna. Gdy dzieciaki się śmieją, to i ja czasami mam ochotę się śmiać, choć nie zawsze, bo tak jakoś mnie ta moją dorosłość i poważność pochłania, że zapominam, a może i boję się uśmiechnąć.

Wspaniale, że to wiem, bo dzięki temu, dzięki tej mojej świadomości zmieniam to i coraz częściej się jednak śmieję. Choć nie tak często jakbym chciała. Dlaczego? Hmmm....strach, lenistwo? Nie wiem. Pomyślę.

Tak, radość płynąca z serca udziela się moim bliskim. Smutek też. Wolę jednak obdarzać ich radością. Czasem robić śmieszne miny, zrobić z siebie "głupka", poudawać niezdarę, zadawać pytania jak dziecko, nic nie wiedzieć tak, jak dzieci. Jakie to piękne. A jak dzieciom się to podoba!

Trafiłam kiedyś na książkę pt. "Rodzicielstwo poprzez zabawę" autorstwa Lawrence J. Cohen'a i pomyślałam, że to coś dla mnie. Nie dlatego, że uwielbiam się bawić z dziećmi ale dlatego, że czuję, że chciałabym czerpać więcej radości z zabawy z moimi pociechami. Ktoś z boku powie, że to nie prawda co piszę, że jestem magnezem, który przyciąga dzieci, że mam z nimi świetny kontakt i potrafię się z nimi bawić. Jest w tym trochę prawdy, choć mój wewnętrzny krytyk mówi: "nie, no co Ty! Ty lubisz bawić się z dziećmi? Nieeee. Raczej nie, a może tak ale na pewno nie tak dobrze jak inni". Tak więc na przekór mojemu krytykowi postanowiłam coś z tym zrobić i udowodnić, że może być inaczej. I rzeczywiście! Można czerpać wiele radości z zabawy z dziećmi. Wystarczy spróbować. A jak już się zacznie to robić, to nie zapominać o tym, co się czuło, o radości z bycia z dzieckiem, o bliskości, o byciu w świecie dziecka, o uśmiechu i wiezi jaka się tworzy między dzieckiem a opiekunem. A jak się czuje wtedy rodzic? Jeśli bawię się z chęcią a nie z przymusu, to czerpię z tej zabawy satysfakcję, radość i czuję się zrelaksowana i wypoczęta, choć czasem wysiłek fizyczny może być dość intensywny, jak np. przy zabawie w berka. Biegałam tak ostatnio wokół stołu w moim domu, bawiąc się z 9-letnią córką w berka. Śmiechu było co niemiara. Popłakałam się ze śmiechu. Dziecko miało energii na najbliższe 12 godzin, ja padłam po 10 minutach. Zrobiłysmy przerwę. Gotowość do współpracy po ofiarowaniu mojego czasu i mojej osoby córce była większa niż gdybym się z nią nie pobawiła. Wróciłam do swoich zajęć a ona się bawiła sama. Wróciłyśmy jeszcze tego dnia do tej zabawy. Czasem wystarczy kilka minut. Czasem w ciągu bycia ze sobą dziecka i dorosłego można zrobić z codziennych obowiązków zabawę. Wiosną można się pobawić w ogrodnika i razem z dzieckiem sadzić kalarepkę, zasiać marchewkę i groszek. Dzieci uwielbiają opiekować się roślinami, czasem zapominają, więc wtedy można dziecko wyręczyć i podlać kwiatka lub przypomnieć, że może warto by było zadbać o roślinkę. Można razem gotować, prać, sprzątać, prasować. To oczywiście dla dzieci starszych i z punktu widzenia mamy, choć i tata też zapewne miałby kilka pomysłów na wspólną zabawę z dzieckiem, wystarczy się otworzyć na potrzeby swoje i dziecka i znaleźć wspólnie jakieś rozwiązanie dogodne dla dziecka i dorosłego.

O tym jest ta książka. O wartości jaką ma w życiu dziecka zabawa, o wpływie na jego rozwój i o tym, że warto się bawić z dziećmi, bo korzyści są obopólne.
Zabawa może mieć charakter terapeutyczny, rozładowujący stres i frustrację. Autor książki mówi też o tym, że dziecko potrzebuje czasem ustalić swoje zasady gry i warto by rodzic na to przystał. Może to być okazja do odkrycia co dziecko trapi, z czym sobie nie radzi. Poprzez zabawę opiekun ma okazję dotrzeć do tego, czego dziecko nie potrafi z siebie wydobyć. Dlatego pozwolenie dziecku na zabawę według jego zasad jest tak potrzebne, bo to otwiera drogę do jego duszy.

To, co możemy dziecku ofiarować, to nasz czas, uwaga i otwartość.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Wyrażanie smutku

Ma 6 lat i siedzi na schodach ze spuszczoną głową, woła głośno: "mamo!!!". Idę.
"Widzę, że jesteś smutny". Mówi mama.
"Tak". Odpowiada chłopczyk, a po jego delikatnych policzkach spływają łzy.
"O, jesteś bardzo smutny", chcesz się przytulić?"
"Tak".
Zabieram syna na ręce i wchodzimy do pokoju, by w ciszy się poprzytulać i porozmawiać, przynajmniej tam mi się wydawało, myślałam, że syn chciał się wygadać. Ale nie, on chciał tylko się przytulić i usłyszeć ode mnie, że widzę, że jest smutny, że to jego uczucie jest w nim żywe i że może go wyrażać.
Jak tylko poczuł, że dla mnie to uczucie jest do zaakceptowania, zszedł z kolan i pobiegł się bawić.
Nie chiał przeprosin od osoby, która weszła z nim w relacje.
Nie był zły.
Był smutny. Otrzymał wsparcie i akceptacje i poczuł się lepiej.
A ja? Poczułam, że rodzicielstwo bliskości i komunikacja empatyczna ma ogromną moc, że to naturalne podejście się sprawdza.
Jesetm sobie sama wdzięczna, że idę tą drogą, że, choć czasem samotnie, to jednak warto.
Cieszę, się, że nie kazałam przestać płakać, że nie udawałam, że nie ma problemu, że nie mówiłam, iż nie ma o co płakać. Bo jeśli jest płacz i smutek, to jest potrzeba go wyrazić.

Kiedyś moja przyjaciółka dała mojej córce "Świerszczyk" i to był dla mnie ważny prezent. Było w nim o wyrażaniu smutku. Przydał się nam już nie raz. Kiedy byłyśmy w szpitalu ze złamaną ręką i kiedy na co dzień w domu zdarza się nam smucić. A było tam takie hasło, by "smuteczki wysmucić". I kiedy czasem, któremuś z nas jest smutno, a drugi "biegnie" by nas pocieszać, wtedy pada hasło: nich płacze, pozwólmy mu smuteczki wysmucić.

Jestem wdzięczna sobie samej za chęć poszukiwania, bo dzięki temu poznałam metodę porozumienia bez przemocy, która akceptuje każde uczucie.

Jestem wdzięczna Marschallowi B. Rosenbergowi, że zechciał się podzielić ze światem swoją metodą i że tak wielu ludzi ją szerzy.