środa, 2 marca 2016

Wyjątkowa mama

Taki zwyczajny poranek. Jem śniadanie. Nie przepraszam, to chyba jednak nie było tak jak zazwyczaj. Dziś wyjątkowo przy śniadaniu przeglądałam książkę w poszukiwaniu konkretnego rozwiązania. Aż tu nagle, zupełnie niespodziewanie, ku mojemu głębokiemu wzruszeniu, odnalazłam małą, żółtą karteczkę, a na niej kilka słów od córki.

Z jednej strony podziękowania za to, że piorę jej ubrania, gotuję i jeżdżę z nią do szkoły i kościoła. Kartka sprzed kilku lat. Uśmiech na mojej twarzy i uczucie radości żywe właśnie dziś, tu i tera, też kiedy to piszę. Zwłaszcza, że wczoraj natknęłam się na podobny list, od tego samego dziecka, znaleziony podczas porządków w szafce pod umywalką. Tak po prostu, w łazience. Dlaczego tam? Może dostałam go właśnie podczas prac domowych i zabiegana wsunęłam do półki razem z klamerkami, by wczoraj go dostać ponownie. By znów się wzruszyć, poczuć radość i wdzięczność, nie tylko za zwyczajne prace domowe, ale także za wysiłek jaki włożyłam w swoją zmianę.

ZMIANA

Zmianę, która była też dla nich. Zmianę, która jest dla NAS, dla naszych pięknych, trwałych więzi i budowania codziennych prawdziwych relacji, w których każde uczucie jest ważne i dla każdej potrzeby znajdujemy czas, by chociażby się jej przyjrzeć i postarać się ją kiedyś spełnić.

Ta zmiana spowodowała, że nauczyłam się mówić dzieciom, że są wyjątkowe, niepowtarzalne i kochane za to, że po prostu są. Kiedyś myślałam, że wystarczy, iż ja to wiem, a dzieci będą to czuły. Może tak, a może warto to od czasu do czasu im to powiedzieć. Ja się ucieszyłam, kiedy ten list dostałam i dziś ponownie, gdy go w zakamarkach książki odnalazłam. Dlatego myślę, że i oni się cieszą, kiedy takie ode mnie dostają. Przechowują je jako cenne skarby w pudełkach, pamiętnikach, albo pod poduszką. Są więc dla nich dość wartościowe. Dodają sił, budują poczucie własnej wartości, cieszą, czy pocieszają w trudnych chwilach.

Jak dobrze, że wpadłam na pomysł pisania krótkich liścików do dzieci. Na kolorowych karteczkach, małych kwadratowych lub w kształcie serduszka, a czasami na kartce w kratkę.Już od dłuższego czasu nic nie napisałam. Może dziś to zrobię, by powiedzieć im co czuję.

Każda mama jest wyjątkowa i niepowtarzalna, tak jak każdy człowiek i to dlatego, że po prostu jest. Bez oceniania, bez wyliczania zasług, wad czy zalet.Wyjątkowa to nie znaczy lepsza, a po prostu inna, niepowtarzalna. Dla dziecka wieź z rodzicem jest nie do zastąpienia  i choć nasze zachowanie ma znaczenie to ten rodzaj miłości jest, warto by był, bezwarunkowy. To nie znaczy, że mam się na wszystko godzić i przymykać oczy na to, co mi się nie podoba. Wręcz przeciwnie. Otwieram oczy, przyglądam się temu,co się dzieje, rozmawiam, szukam drogi, po której mogę iść z przyjemnością zarówno ja jak i drugi człowiek



środa, 10 lutego 2016

Odbudować relacje

Czasami bywa tak, że rodzeństwo ma ze sobą nie po drodze. Kłócą się, sprzeczają, szturchają, obrażają, a możne nawet biją. Dla nas dorosłych staje się to uciążliwe, bo chcemy by między nimi była zgoda, by panowała harmonia i wzajemny szacunek, no przynajmniej tak w 80%. Zaczynamy się zastanawiać co się dzieje, co sprawia, że akurat teraz jest im trudniej się dogadać. Chcemy im pomóc odzyskać wzajemne bliskie relacje, obudować między nimi kontakt.



Nie, nie tak

Nawykowo więc sięgamy po upominanie, krytykowanie jednego czy drugiego, nakazujemy, by zachowywały się tak jak my chcemy, czyli jak to według nas powinno wyglądać. Cel zaczyna uświęcać środki.Zapominamy, że mamy do czynienia z człowiekiem i wrzucamy go w schemat niemądrego, niedoświadczonego dziecka, które nie wie jak się zachować, dlatego my mądrzejsi rodzice mu powiemy i wyegzekwujemy co trzeba. No i to nie działa. Dzieci kłócą się jeszcze bardziej i w dodatku tracą kontakt z rodzicami, zostają na polu bitwy same, niewysłuchane, niedostrzeżone, nieakceptowane, bezradne.

 
To jak?

Odpowiedź jest prosta i zaraz ją podam. Jednocześnie dodam, że dla mnie samej bywa trudna do zrealizowanie. Trudna, ale wykonalna. Wypróbowałam takie działanie wiele razy i za każdym razem pomogło, co oczywiście i niestety nie skasowało dziecięcych kłótni raz na zawsze. Szkoda! Takie życie - wymaga od rodziców nieustannej kreatywności, która możliwa jest tylko i wyłącznie wówczas, kiedy rodzic potrafi o siebie samego się troszczyć, dbać i nie odstawia siebie i swoich potrzeb na szary koniec.

A więc to, co nam pomaga to zwyczajne słuchanie każdego uczestnika konfliktu. Bycie mediatorem, albo cierpliwym słuchaczem tych awantur. Jasne, że wkraczam gdy dochodzi do rękoczynów. Rozdzielam z troską i miłością, a nie złością, bijące się rodzeństwo. Taki ideał - komu się uda, temu lżej na sercu. Trening czyni mistrza, ale mistrz nie może iść na emeryturę i zakończyć kariery. Nic z tego.

Rodzic mediator

Rodzic mediator powie:

"widzę, że macie jakiś problem. Co się dzieje?"
i słucha jak to jeden przez drugiego wykrzykuje swoje bóle, że:
  • on to zawsze...
  • a ona to nigdy...
  • bo on mnie nigdy nie słucha
  • a ona to zawsze mnie bije
  • to oni na mnie cały czas krzyczą i dlatego ja teraz nie podam jej tego plecaka itd, itp.
Czasami mediator/słuchacz dodaje:

  • aha, jesteś wściekły
  • jest Ci smutno, bo chcesz, żeby Ci pomagano
  • jesteś zły, bo chcesz, żeby mówiono do Ciebie spokojnie
Czekam i słucham, aż wyraźnie się dzieciaki rozluźnią. Zobaczę uchodzące z ciała napięcie, a nawet usłyszę "uff"czy dostrzegę ulgę, bo na przykład zaczną się uśmiechać.

Inny sposób

Zauważyłam, że bardzo pomocne w radzeniu sobie z rodzeństwem bywa wysłuchanie i danie empatii każdemu dziecku z osobna. Znajduję odpowiedni czas i miejsce zapewniające prywatność, by w 100% wsłuchać się w trudne emocje, jakie dzieciaki noszą w sobie i przeżywają w związku z relacjami z bratem czy siostrą. Bywa, że wtedy "wychodzą na jaw" i inne niełatwe sprawy związane na przykład ze szkołą, z kontaktami z kolegami czy inne. Takie wysłuchanie i pozwolenie dziecku na wypłynięcie jak z wulkanu nagromadzonych uczuć i spróbowanie poszukania potrzeb jakie za tymi emocjami są, bardzo wzmacnia dziecko, uspakaja je, daje siłę do pokonywania życiowych trudności. Wówczas kłótnie z rodzeństwem są jakby łagodniejsze. Może nie znikną od razu, ale nie chodzi o to, by zniknęły, choć jest to może marzenie niejednego rodzica, ale o to, by umieć je konstruktywnie rozwiązywać.

Tak więc, to co mogę dziecku dać to:
  1. empatia, słuchanie, akceptacja trudnych uczuć
  2. wspólne poszukanie potrzeb, znalezienie tego, o co dziecku chodzi (czy może chce umieć się z rodzeństwem dogadać, chce, by oni czasami go wysłuchali, pomagali mu itp.)
  3. zainspirowanie do znalezienia sposobu na otrzymanie tego, czego dziecko potrzebuje (no. pytając dziecko czy teraz ma jakiś pomysł co zrobić, a jeśli nie, to można zapytać "a co Ty na to, by ...." i tu dopiero zaproponować nasze rozwiązanie, pamiętając, że dziecko ma prawo go nie zrealizować
 Najważniejsza jest moja obecność i szczera chęć wysłuchania, nawet jeśli nie znajdziemy od razu rozwiązania, to dziecko wie, że jest dla mnie ważne ze wszystkim co czuje i czego potrzebuje. Samo dostrzeżenie jego przeżyć i potrzeb jest bardzo dla niego ważne. Na dany moment ważniejsze niż konkretne rozwiązanie. Na sposoby i strategie może przyjść czas ciut później.

piątek, 20 listopada 2015

"Enjoy the little things" Ciesz się małymi rzeczami/chwilami

Codziennie wieczorem spoglądam wstecz na miniony dzień. Patrzę na to, za co czuję wdzięczność. Im bardziej w to wchodzę, tym więcej rzeczy dostrzegam.

Uczę się nieustannie wyciągać wnioski i doszukiwać pozytywnych aspektów też z tych trudnych chwil. Nie są mi obce takie uczucia jak smutek, rozczarowanie, wstyd, strach, lęk, złość. Są po prostu częścią życia. Przyglądając się im bliżej dochodzę do punktu w którym mam okazję do rozwoju i do zmiany kierunku postępowania.

Dzięki temu mogę powiedzieć, że nawet to, co smutne, przykre i trudne może być jednocześnie okazją do powiedzenia "chyba wiem po co się to wydarzyło." Zaczęłam się zastanawiać, czy mogłabym tak powiedzieć, w tak tragicznej sytuacji jak śmierć kogoś bliskiego, na przykład dziecka. Wydaje się, że nie. Na pewno nie mogę na ten temat nic powiedzieć, ponieważ taka sytuacja mnie nie spotkała. Sama nie mogę sobie odpowiedzieć na pytanie "dlaczego moi rodzice tak szybko odeszli?"

Wczoraj wieczorem, kiedy przykrywałam syna, przypomniało mi się, jak robił to mój tata. Opowiedziałam mu to i zrobiłam tak samo. Syna zapytał: "mamo, a jak to jest nie mieć taty i mamy?" Jak byłam młodsza, to sobie myślałam, że to tylko sen. Później miałam taki pomysł, że tata żyje, tylko mieszka gdzieś daleko i że kiedyś go spotkam w sklepie. Myślałam sobie, że może kiedyś wróci i powie, że musiał wyjechać na tajną misję. Wszystko było dobre, ale tylko na chwilę, bo wiedziałam, że to są tylko moje marzenia, a życie toczy się dalej. Dlatego warto się skupiać na tym, co dzieje się tu i teraz i przyjmować to z wdzięcznością.



"Enjoy the little things" Ciesz się małymi rzeczami/chwilami

Taki napis widnieje na bluzce córki. Podoba mi się i tak się właśnie staram żyć.

Uśmiecham się w duchu, gdy myślę o tym, że wczoraj rano wstałam, by zrobić dzieciom śniadanie i kanapki do szkoły, by dać im buziaka przed wyjściem.
Cieszę się posprzątanym domem po śniadaniu, dobrym obiadem i tym, że mogłam go dzielić z dziećmi i  mężem.
Cudownie było poprzytulać małą siostrzenicę i jej jeszcze mniejszego braciszka.
Przyjemnie było posłuchać córki, opowiadającej jak to wczoraj szli do szkoły i co ich po drodze spotkało.
Dziękuję, że mogłam się wczoraj przytulić do męża.

To tylko kilka chwil. W pamięci mam więcej, choćby takich, o których zdarza mi się nie pamiętać, jak:
dziękuję, że mieszkam w kraju, gdzie nie ma wojny.
dziękuję, że nie brakuje nam chleba, że w zimie w domu jest ciepło.

Dziękuję, że dziś znowu rano się obudziłam i mogę być, z Bożą pomocą, dla drugiego człowieka.

sobota, 24 października 2015

Wdzięczność

Czuję wdzięczność za kilka rzeczy i o nich chcę dziś pamiętać.

Chcę pamiętać o tym, że dzieci chcą spędzać czas z rodzicami

Dzieciaki uwielbiają jeździć z nami na wycieczki. Ostatnio o tym właśnie ze sobą rozmawiali: ż najfajniej jest wtedy kiedy jedziemy razem z rodzicami na wycieczkę, chociażby taką rowerową, po okolicznych łąkach i lasach.

Osobiście moje najlepsze wspomnienia z własnego dzieciństwa to:

narty z tatą
wyjazd do Zakopanego z całą rodziną
spacer w objęciach taty
wigilja z mamą, tatą i siostrami
roześmiana twarz mamy i taty
wakacyjna wyprawa nad rzeka z radosną babcią
spacer po lasie z dziadkiem i zbieranie grzybów

 

O tym, że nastolatki potrzebują naszej bliskości, przytulania i nie ma co im mówić "a Ty to taki duży kawaler/panna i nadal się przytulasz". Ja już zaczynam tęsknić za nieustannym oblepianiu mnie przez dzieciaki, a konkretnie przez to najstarsze, więc tym bardziej cenię sobie te chwilę, kiedy przychodzi ono do mnie samo i spontanicznie się przytula. Czasami chce obok mnie posiedzieć, posłuchać o czym rozmawiam z kimś bliskim, obejrzeć razem film, poleżeć ze mną wieczorem w łóżku, porozmawiać o szkole, właściwie posłuchać jak to było za "moich czasów". Właśnie dziś był dla mnie ten cenny czas - dobry dzień. Najpierw uściski ofiarowane mi zupełnie mimochodem w kuchni. Później żarty, bo moja prawie 12-latka na bujanym koniu gdzieś galopowała, a ja tą moją księżniczkę pytałam gdzie tak pędzi. Bez krytyki, że niby za duża, za to z dużą dozą humoru, dosiadłszy się do niej pocwałowałyśmy w świat fantazji i radości. Na koniec dnia leżała w moim łóżku, podczas, gdy ja pisałam opowiadanie o rowerzyście i jego rozbitej głowie. Leżała i czytała, aż w końcu zasnęła. I za ten czas z nią - dziękuję.

O tym, że śmiech i humor bardzo jest potrzeby

Młodsza od kilku dni urządza nam domowe koncerty. Dziś pod prysznicem była kocia muzyka i całe mnóstwo innych stworów i potworów, a publiczność biła brawo i wykrzykiwała zachwyty,ochy i achy. A w łazience był tylko jeden człowiek. Za drzwiami, w pokoju obok: ja i jej brat, z życzliwym i serdecznym uśmiechem na twarzy komentowaliśmy, że nasza artystka ma udany koncert. Weszliśmy więc oboje na łazienkowe salony, by ją uściskać.

O tym, że czas płynie, że się zmieniamy

O tym, że jak się ma dzieci w wieku powyżej 8 lat, to dzikie harce z siostrzenicą-trzylatką mogą sprawić frajdę, że zabawa z takim maluchem, to jakby wspominanie czasów, kiedy nasze maluszki miały te 2, 3, 4 lata. Z nostalgią, ciepłem na sercu i chęcią zabawy rozkładam puzzle, zjadam obiad na niby, buduję domek. Z radością nastawiam plecy, by siostrzenica mogła na nie wskoczyć. Robię to i czuję jak wielką frajdę mi to sprawia, jak dobrze jest czuć się kochanym i dawać miłość i ciepło. Każdemu tak jak tego potrzebuje. Inaczej trzylatce, inaczej tym starszym.



Już, po trochu, zapominam jak to jest mieć maluszki w domu. Dlatego uwielbiam, kiedy pojawiają się w nim jakieś siostrzane. Wspomnienia zaczynają się odświeżać, pojawia się wdzięczność i okazja, by docenić ten przeszły czas, by powspominać i dostrzec jak ważne jest TU i TERAZ - by znów dać na maxa i w 100% swego serca. By być z tym drugim mniejszym człowiekiem w pełni, bez telefonu, bez innych zajęć, bez rozmów z innymi. Dziś nawet trzylatka zamykała mi usta,gdy chciałam coś powiedzieć jej mamie, bo chwilę wcześniej rozpoczęłyśmy wspólne malowanie i ta rozmowa mnie od zabawy zwyczajnie odciągała. To było dla mnie jasna prośbą "ciociu! Pobaw się teraz tylko ze mną".

piątek, 23 października 2015

Spontanicznie i z głębi serca na ratunek rowerzyście!



Chciałabym Wam opowiedzieć pewną poruszającą moje serce historię. Nie byłam jednak jej świadkiem, więc pewne szczegóły zapewne mi umknęły. Jednocześnie to, co wydaje mi się najważniejsze pozostało w pamięci. 

A więc: zapamiętałam opis jego oczu, które tak niesamowicie spoglądały na osobę niosącą pomoc. On tylko patrzył, ten wzrok był taki niesamowity. A ja sobie myślę, że to było spojrzenie Miłości, takiej życzliwości prosto z serca, z czułością i wzruszeniem, jakiego doznawał człowiek, mężczyzna, powalony na ziemię po zderzeniu z murem, leżący bezradnie, z rozciętą głową i łagodnie poddający się opiece młodej kobiety. Ona troskliwie opatrzyła jego ranę. Pobiegła do pobliskiej knajpki po czyste ręczniki papierowe. Zdezynfekowała rozbitą głowę, zakleiła plastrem, który zawsze przy sobie nosi, ponieważ, jak to sama o sobie mówi „mnie to zawsze się coś wydarzy, więc plaster zawsze mam w torebce”, a na koniec umyła zakrwawione ręce. 

Zaimponowała wszystkim dookoła: sparaliżowanym lekko koleżankom, zdziwionej obsłudze baru, do którego pobiegła po ręczniki i w końcu personelowi medycznemu, który błyskawicznie przyjechał na miejsce wypadku. Ratownicy byli jej pracą zachwyceni i nic nie poprawiali, co najwyżej podpięli choremu kroplówkę. Ale opatrzenie rany okazało się idealne! I to ta, co mówi o sobie „niezdara”. 

Sama opowiadała, że w ogóle się nie zastanawiała co ma robić. Po prostu wszystko szło odruchowo, z głębi serca, w wielkiej empatii i współczuciu. A i jeszcze pomyślała o rowerze tego mężczyzny. Zaprowadziła go do baru i poprosiła o przechowanie, do czasu aż rowerzysta będzie mógł sam go sobie odebrać. Dziewczyna pomyślała o wszystkim. Kelnerka bardzo się wzruszyła i mówiąc do dziewczyny, że jest kochana zapytała, czy może ją uściskać.

Dziewczyna, która spotyka na swojej drodze Miłość

Tyle Miłości! Od obcych, nieznajomych ludzi. Przypadkowy rowerzysta, kelnerka, ratownicy, no i w sumie znajome koleżanki – pełne zachwytu i podziwu dla spontanicznego niesienia pomocy. Jego oczy – patrzące na nią, podczas pośpiesznego zabiegania, by jak najmniej cierpiał, by zatamować krew.
Kelnerka, która chce ją przytulić, by w ten sposób okazać jej radość i poruszenie serca.  Ta sobie myślę, że to Miłość w ten dzień się zatroszczyła o tą dziewczynę, która na co dzień nie ma zbyt dużo okazji do bycia przytulaną, docenianą, zauważaną.

Co za wieczór! Jak cudownie było tego posłuchać. Dziękuję Ci kochana, że się tym ze mną podzieliłaś. Chciałabym to zachować w sercu i pamięci na długo i móc skorzystać z Twojego doświadczenia, w chwili, gdy przyjdzie mi spontanicznie reagować.