środa, 14 października 2015

Pomoc dla Wiktorii

Monikę poznałam na zajęciach w Studium Teologii Rodziny. Rozmawiałyśmy chwilę na przerwie między wykładami, na różne tematy: o dzieciach, o codzienności no i o niecodziennej chorobie jej bratanicy, o nowotworze, o tym jak mała sobie z tym radzi, o potrzebie znalezienia dla niej pomocy, o potrzebie wsparcia, zrozumienia, empatii. Chciałabym jej pomóc również w rozsyłaniu prośby o pomoc, dlatego piszę ten post. Z Moniką zobaczę się znowu w listopadzie. Wiem, że już dziś działa i zbiera fundusze na chemię dla Wiktorii. Wiem, że są osoby, które wsparcia udzielają i wierzę, że tak będzie nadal, każdego dnia, aż do osiągnięcia celu. Mocno jej kibicuję, wspieram i mam nadzieję, że uda mi się jej pomóc.

Na zdjęciu jest Wiktoria. Poniżej dane jej cioci, która zbiera fundusze na leczenie. Jeśli ktoś ma ochotę pomóc to proszę o kontakt z Moniką mc.brenna@poczta.onet.pl lub ze mną kasia@czarnota.eu.

Jeśli możecie i macie ochotę, to poślijcie proszę tą informację dalej.


Mamo. Nie lubię, kiedy...

Czasami warto sobie przypomnieć wartości, którymi chcę żyć. Wydaje mi się, że kiedy dzień zacznę od takiego nastawienia się na otwartość, życzliwość, bycie darem dla drugiego, na odpowiedzialną miłość to potem jest mi łatwiej, no przynajmniej na kilka chwil, godzinę, dwie, może nawet cały dzień. Takie ładowanie baterii konieczne jest nawet kilka razy w ciągu dnia. Bywa, że coś przeczytam lub usłyszę, co właśnie mi przypomina, o tym co jest dla mnie ważne i czym się chcę kierować.
Wówczas....

UCZĘ SIĘ POKORY

Czyli otwartości na usłyszenie, zobaczenie własnej słabości i gotowości do podjęcia zmiany na lepsze - małymi krokami.

Jeśli więc coś nie idzie, np. relacje z dziećmi czy mężem się nie układają tak jakbym chciała, to szukam odpowiedzi na pytanie o co chodzi. Czytam, serfuję, słucham różnych konferencji, pytam innych jak sobie radzą. To mnie otwiera na różne strategie i później łatwiej jest mi usłyszeć, na przykład ośmioletniego chłopca, którego jestem mamą.

A usłyszałam od niego:

"Mamo, nie lubię, kiedy tak do mnie mówisz"

Odpowiedziałam mu:

"Dzięki, że mi to mówisz. Czasami się zapominam i robię coś, czego wcale robić nie chcę" 

(to znacznie lepsze niż zwykłe przepraszam, albo, co gorsza, upomnienie dziecka, że tak nie wolno się do mamy zwracać)

Wracam wtedy rutynowo do działania z autopilota: bez namysłu, bez świadomości, z łatwością sięgając po to, co pierwsze się podpowiada. Są to rzeczy narosłe we mnie przez lata. Zachowania, które skupiają się na udowadnianiu RACJI, a nie budowaniu RELACJI. Bo budowanie relacji wymaga ode mnie czasami wysiłku, choć nie zawsze. Są we mnie też takie rutyny, które te relacje doskonale budują, których zdążyłam się nauczyć, choć stosuję je od nie dawna. To, co nowe, wymaga powtarzania, cierpliwości i życzliwości.

O RODZICIELSKICH KAZANIACH

Dlatego jestem wdzięczna, za to, co usłyszałam od syna. To bardzo mi pomaga hamować się w narzekaniu, marudzeniu, upominaniu. Czasami wystarczy też mina dziecka, któremu, w dobrej przecież wierze, prawię kazanie. Jak trudno jest się powstrzymać. Dzięki, że jest mowa ciała, które bez słów mówi:

"Mamo, nie lubię, kiedy tak mówisz"

Jako dziecko bardzo tych kazań nie lubiłam i nadal za nimi nie przepadam, choć teraz sobie z nimi radzę. Jeśli więc mam ochotę prawić kazani i nawet jestem w trakcie, to dziś już potrafię się zatrzymać, przestać gadać a zacząć myśleć co zrobić, by było mi i im łatwiej. Co ja mogę zrobić, jak zmienić daną sytuację, a nie drugiego człowieka. Jak ja mogę zmienić swoje zachowanie? Jak wzbogacić relację z drugim: z mężem czy z dzieckiem. Co zrobić takiego, co mi da radość i wzbogaci drugiego?

POD GÓRKĘ



Bywa jakby pod górkę - ciężko i męcząco. Dobrze, że choć widok z góry może być imponujący. Dlatego próbuję....Czasami popełniam błędy i znów coś modyfikuję, poszukuję i znów próbuję. Coś działa dzień, dwa, czy tydzień i zaczyna się wszystkim nudzić, więc znów poszukuję i próbuję, starając się przy tym cieszyć tym, co mnie spotyka, lub przynajmniej przyjmować to, co trudne, by wyciągnąć z tego maksimum korzyści. Bo warto i już.

poniedziałek, 21 września 2015

Poszukiwania

Tak wiele się dzieje, że sił brakuje na pisanie. A może to nie brak sił, a brak gotowości? Tak, to chyba to drugie. Warto się do tego przyznać przed samą sobą. Jakoś tak czuję, że nie jestem gotowa, by doradzać, bo coraz częściej doświadczam tego, że się mylę, że nie wiem tylu rzeczy, że widzę świat i relacje ludzkie przez swój własny pryzmat doświadczeń. Nie będzie inaczej. Chyba zawsze, to co napiszę, będzie przesiane przez moje życie i to jak ja je odbieram. Tylko tym się mogę dzielić, prosząc czytających, by nie brali za pewnik tego, co piszę, ponieważ to zawsze będzie tylko z mojego punktu widzenia. Jednocześnie wydaje mi się, że właśnie na tym ktoś może skorzystać i wzbogacić swoje życie i jeśli tak jest, to chwała Bogu i właśnie Jego proszę, by uczynił mnie swoim narzędziem. To właśnie Jego szukam, czasami wydaje mi się, że już znalazłam, że jest blisko. Innym razem nie mam pewności i proszę o jakiś znak, jak we mgle, po omacku i z nadzieją, że On jest Bogiem wiernym i jeśli obiecał, że da się znaleźć to tak będzie, bo przecież powiedział:

"I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie a otworzą wam" Łk. 11, 9

Szukam go w relacjach z drugim człowiekiem. Od kilku lat intensywnie przypatrując się moim własnym relacjom z dziećmi, próbując je naprawiać, a właściwie naprawiać siebie samą, zmieniać, a właściwie rozwijać się i próbując dać się Bogu prowadzić i właśnie o to Go prosić. I to On pokazuje mi drogę, jaką jest relacja z moim mężem, nad którą pragnę pracować: troszczyć się o nią, rozwijać się, wkładać wysiłek każdego dnia, a czasem zupełnie bez wysiłku, z czystej przyjemności, z głębi serca. To właśnie ta relacja jest, zaraz po Bogu najważniejsza. Bardzo przemawiają do mnie słowa, mówiące o tym, by Bóg był na pierwszym miejscu, ja sama na drugim, mąż na trzecim, dzieci na czwartym, wszyscy bliscy na piątym itd.

ODPOWIEDZIALNA MIŁOŚĆ

Od Boga chcę się jej uczyć.
Siebie samą chcę taką odpowiedzialną miłością obdarzać.
I taką miłością chcę kochać męża, dzieci, bliskich i zupełnie nieznajomych.

Jak?

Szlachetnych wspierać, a potrzebujących pomocy "upominać". Trudne to dla mnie słowo "upominać". Wolę raczej powiedzieć: inspirować, zachęcać do zmiany, życiem i przykładem pokazywać, że można inaczej. Czasami pozwolić na bolesne konsekwencje, dzięki którym człowiek ma szansę na zmianę swojego życia i postępowania. Trudne to dla mnie jest: zgoda na bolesne konsekwencje, bo tak bardzo chcę się naszych bliskich od nich uchronić. Widzę jednocześnie, że nie jest to ani możliwe, ani korzystne dla nich, ani  dla mnie samej.

Jeszcze jakoś łatwiej upomnieć dziecko, bo wydaje mi się, że muszę, by dobrze je wychować. Czasami to upomnienie bywa, tak bardzo u mnie niechcianą i krzywdzącą krytyką, która wcale nie inspiruje do zmiany, a raczej zachęca do odwetu. Bywa, że żartem zachęcam do czegoś, co moim zdaniem jest najlepsze, choć nadal, pozostaje to tylko moje zdanie. Jednocześnie przecież nie mogę, nie chcę i nie potrafię godzić się na wszystko, bo tego wymaga odpowiedzialna miłość i świadome rodzicielstwo. Chodzi raczej o to, by to upominanie pochodziło z troski, miłości, z głębi serca i w takiej formie było przeze mnie przekazane. Łatwiej jest mi wówczas, kiedy wierzę, że drugi potrafi się zmieniać i rozwijać, jeśli tylko chce i jest już do tego gotowy. Dlatego uczę się cierpliwości - małymi kroczkami, bo sama wiem, jak ciężko jest się mi zmieniać.

Jednocześnie się nie poddaję. Coraz częściej widzę, że sama rady nie dam, że potrzebuję pomocy. Dlatego SZUKAM wsparcia na Najwyższym Szczeblu, bo wierzę, że On mi pomoże i jak będzie chciał to pośle mi odpowiednich dla mnie ludzi.

Psalm 28(27), 7
"Pan moją mocą i tarczą!
Moje serce Jemu zaufało:
Doznałem pomocy, więc moje serce się cieszy
i pieśnią moją Go sławię" 


poniedziałek, 6 lipca 2015

Słuchać sercem

Wieczorny powrót do domu.

Samochód podjeżdża pod dom. Wychodzimy a tu taaaka "niespodzianka". Wcale nie miła!

"Hał hał auł bam bam ciuch ciuch"

tłumaczę:

Piesek ugryzł piłkę z ciuchcią.

Smutek, potrzeba bycia usłyszaną, potrzeba podzielenia się tym,czego zostało się świadkiem, potrzeba odżałowania straty i nic więcej. Wszystkie one zostały spełnione poprzez towarzyszenie temu dziecku. Ono mówiło, my dorosłe osoby słuchałyśmy, parafrazowałyśmy, nie dodając oceny, dodając i nazywając uczucia:



"aha, piesek ugryzł piłkę z ciuchcią i piłka jest zepsuta. Aha smutno Ci, tak?"
"Nio...hał, hał auł bam bam"
"aha"
"Nie la la"
"aha"

i wychodzimy z domu, a na podwórku czeka niczego nie świadomy pies. Dzieciątko podchodzi do niego, a przez moją głowę, w błyskawicznym tempie, przewija się obraz ataku na psa, uderzenia go, jako winowajcy. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy pokrzywdzony malec podszedł do psa i go....przytulił!!!

I tak sobie myślę: jasne: dziecku jest smutno, mega smutno, no bo w końcu ulubione piłka jest zniszczona, co jednocześnie wcale nie oznacza, że przestaje się lubić i kochać....psa!

Jakież to było piękne, zupełnie naturalne, no bo przecież pies nie jest winowajcą, choć większość, ja poniekąd również, pomyśli, że to właśnie przez psa dziecko płacze. Otóż NIE! Pies i jego zachowanie to tylko bodziec, który wywołał uczucie, które jednak pochodzi z potrzeby. W tym wypadku chodzi chyba o potrzebę troski o swoje ulubione rzeczy, o to by były z nami jak najdłużej, byśmy dzięki nim nadal mogli się bawić i rozwijać.A więc nie pies jest przyczyną smutku. Bo gdyby dziecko tej piłeczki nie lubiło, gdyby nie była jego zabawką, to smutku by w ogóle nie było.




środa, 1 lipca 2015

Ty nie prosisz tylko rozkazujesz!

Skąd wiem, czy moje słowa to prośba, czy już żądanie?



Po pierwsze: po mojej reakcji na usłyszane NIE
Po drugie: po reakcji proszącego

Tak ostatnio mam pod górkę z samą sobą. Dużo chcę no i żądam, nie chcę słyszeć NIE, ZARAZ, ZA CHWILĘ, POTEM, NIE TERAZ. A kiedy żądam, to jest mi jeszcze trudniej, bo tym bardziej nie dostaję tego, czego potrzebuję i błędne koło się zamyka. Potrzebuję pomocy, współpracy, wspólnej troski o dom, o porządek, dbałości, czystości. Przy dużej rodzinie, taka potrzeba jak porządku, czystości i spokoju często jest niezaspokojona. Chcę o nią prosić, a nie żądać jej, bo zależy mi też na szacunku, jakim pragnę darzyć moje dzieci i męża. Bo zależy mi na życzliwości,trosce i wzajemnym braniu się pod uwagę.

No ale jak już pisałam wyżej, nie prosiłam a żądałam. Czuję to ostatnio dość często, a więc wyskakuje ze mnie rutyna, sięganie po wyuczone, automatyczne reakcje, trochę nieświadomie, co wcale mnie nie usprawiedliwia. W ogóle tego nie zauważyłam, że sama sobie w kolano strzelam, że to ja jestem nieszczęśliwa, że to ja chodzę sfrustrowana, że to mnie jest ciężko i nie mam pojęcia co się dzieje.

Na szczęście Bóg otworzył mi oczy i posłużył się do tego niespełna trzyletnią siostrzenicą. A historia była taka:

Sfrustrowana porozrzucanymi w przedpokoju butami krzyczę, udając, że proszę:

"Proszę tu przyjść i powkładać buty do szafki"

 Najstarsza latorośl, zajęta czymś, wychyla się z pokoju i mówi: "za chwilę tylko...."

Nie zdążyła dokończyć, kiedy rozwścieczona "matka wariatka" krzyczy: (na szczęście nie z całą mocą-albo tak jej się wydaje)

"nie za chwilę, tylko teraz" - toż to ewidentny rozkaz. Cud, albo wstyd, że przyszli to posprzątać! Przyszła też i ta trzylatka, która akurat była u nas z wizytą i do której ten komunikat nie był wysyłany, bo czasami, a może i zawsze, mam w sobie takie podejście, że gościom to butów nie będę rozkazywać sprzątać, ale własnym dzieciom to jak najbardziej. Aż wstyd o tym pisać! No i ten najmłodszy, zastraszony najwyraźniej uczestnik całej akcji, popatrzył na mnie przerażonymi oczami i włożył buciki do szafki. Już mnie zaczęło sumienie ruszać, że być może za ostro, że obciach straszny, bo wrzeszczę jak potrzepana, bo rozkazuję i w ogóle nie mam zamiaru prosić i niechby ktoś, to znaczy moje dzieci oczywiście, bo nikt inny, spróbuje powiedzieć NIE.

Nagle wchodzi z wizytą koleżanka córki i zdejmuje buty. Nasza bohaterka, trzylatka, zabiera buty koleżanki i mówi:

"tu nie. Siosia wrrrr" i na jej twarzy pojawia się mina złowrogiego lwa. Po czym buty koleżanki trafiają do szafki.

Nic dodać nic ująć. Podsumowała mnie kapitalnie i dzięki jej za to, bo teraz widzę dość jasno, że wcale nie prosiłam, a żądałam, a moje dzieci mają już tego serdecznie dość.

Nie przestanę prosić. Przestanę żądać. Zacznę wyrażać siebie, do znudzenia własnego, albo wpadnę na jakiś inne, kreatywny, szanujący sposób dialogowania. Coś czuję, że czeka mnie moc pracy, nad sobą, swoim mówieniem, wychowywaniem siebie - jak dostać to, czego potrzebuję, nie uciekając się do gróźb?

To, co już kiedyś działało: zmiana własnego myślenia! Dzieci nie robią mi na złość tymi butami. Zwyczajnie zapominają. Czasami tak jak ja, mają zajęte ręce i nie są w stanie włożyć od razu butów do szafki, a potem coś ich pochłania i buty zostają na podłodze. Czasami, tak jak ja, są zmęczeni i nie mają siły ich schować. Innym razem zwyczajnie się im nie chce - jak mnie. I tyle. i ja nie jestem idealna. I ja zapominam - wczoraj na przykład zapomniałam zabrać z podwórka swoich ubrań: bluzy, koszulki, rękawiczek ogrodowych.Wszystko na noc zostało na płocie. Na szczęście nie padał deszcz. Dzieci też zapominają, tyle, że im bym powiedział: "no jak zwykle, znowu zapomniałaś, no jak mogłaś, a jakby zmokło?" Dziś już tak nie mówię. Buduję w swojej głowie nowe zdania: "aha, no zdarzyło się i tyle" i nie mam do nich, ani siebie żalu, czy pretensji. To pokazuje mi, że ani oni, ani ja nie musimy być idealni. Możemy każdego dani stawać się lepszymi, rozwijać się, pracować nad sobą, zmieniać to co niszczy na to co buduje.

Nie mówię im przepraszam. Mówię:

"Hmm, kiedy tak wrzeszczałam o te buty, to było wam smutno, a może nawet się wściekaliście, bo chcecie bym zwyczajnie poprosiła i wzięła pod uwagę to,co akurat robicie, bym może poczekała, bym przypomniała, bo czasami się zapomina?"

"Nooo"

"No cóż, teraz to widzę i zależy mi na tym, by prosić tak, by was szanować. Czasami mi nie wychodzi."

Nic. Cisza. Robią swoje, a mnie jest na sercu lżej, bo z pokorą się czegoś nowego o sobie dowiedziałam i mam szansę na zmianę na lepsze.