środa, 1 lipca 2015

Ty nie prosisz tylko rozkazujesz!

Skąd wiem, czy moje słowa to prośba, czy już żądanie?



Po pierwsze: po mojej reakcji na usłyszane NIE
Po drugie: po reakcji proszącego

Tak ostatnio mam pod górkę z samą sobą. Dużo chcę no i żądam, nie chcę słyszeć NIE, ZARAZ, ZA CHWILĘ, POTEM, NIE TERAZ. A kiedy żądam, to jest mi jeszcze trudniej, bo tym bardziej nie dostaję tego, czego potrzebuję i błędne koło się zamyka. Potrzebuję pomocy, współpracy, wspólnej troski o dom, o porządek, dbałości, czystości. Przy dużej rodzinie, taka potrzeba jak porządku, czystości i spokoju często jest niezaspokojona. Chcę o nią prosić, a nie żądać jej, bo zależy mi też na szacunku, jakim pragnę darzyć moje dzieci i męża. Bo zależy mi na życzliwości,trosce i wzajemnym braniu się pod uwagę.

No ale jak już pisałam wyżej, nie prosiłam a żądałam. Czuję to ostatnio dość często, a więc wyskakuje ze mnie rutyna, sięganie po wyuczone, automatyczne reakcje, trochę nieświadomie, co wcale mnie nie usprawiedliwia. W ogóle tego nie zauważyłam, że sama sobie w kolano strzelam, że to ja jestem nieszczęśliwa, że to ja chodzę sfrustrowana, że to mnie jest ciężko i nie mam pojęcia co się dzieje.

Na szczęście Bóg otworzył mi oczy i posłużył się do tego niespełna trzyletnią siostrzenicą. A historia była taka:

Sfrustrowana porozrzucanymi w przedpokoju butami krzyczę, udając, że proszę:

"Proszę tu przyjść i powkładać buty do szafki"

 Najstarsza latorośl, zajęta czymś, wychyla się z pokoju i mówi: "za chwilę tylko...."

Nie zdążyła dokończyć, kiedy rozwścieczona "matka wariatka" krzyczy: (na szczęście nie z całą mocą-albo tak jej się wydaje)

"nie za chwilę, tylko teraz" - toż to ewidentny rozkaz. Cud, albo wstyd, że przyszli to posprzątać! Przyszła też i ta trzylatka, która akurat była u nas z wizytą i do której ten komunikat nie był wysyłany, bo czasami, a może i zawsze, mam w sobie takie podejście, że gościom to butów nie będę rozkazywać sprzątać, ale własnym dzieciom to jak najbardziej. Aż wstyd o tym pisać! No i ten najmłodszy, zastraszony najwyraźniej uczestnik całej akcji, popatrzył na mnie przerażonymi oczami i włożył buciki do szafki. Już mnie zaczęło sumienie ruszać, że być może za ostro, że obciach straszny, bo wrzeszczę jak potrzepana, bo rozkazuję i w ogóle nie mam zamiaru prosić i niechby ktoś, to znaczy moje dzieci oczywiście, bo nikt inny, spróbuje powiedzieć NIE.

Nagle wchodzi z wizytą koleżanka córki i zdejmuje buty. Nasza bohaterka, trzylatka, zabiera buty koleżanki i mówi:

"tu nie. Siosia wrrrr" i na jej twarzy pojawia się mina złowrogiego lwa. Po czym buty koleżanki trafiają do szafki.

Nic dodać nic ująć. Podsumowała mnie kapitalnie i dzięki jej za to, bo teraz widzę dość jasno, że wcale nie prosiłam, a żądałam, a moje dzieci mają już tego serdecznie dość.

Nie przestanę prosić. Przestanę żądać. Zacznę wyrażać siebie, do znudzenia własnego, albo wpadnę na jakiś inne, kreatywny, szanujący sposób dialogowania. Coś czuję, że czeka mnie moc pracy, nad sobą, swoim mówieniem, wychowywaniem siebie - jak dostać to, czego potrzebuję, nie uciekając się do gróźb?

To, co już kiedyś działało: zmiana własnego myślenia! Dzieci nie robią mi na złość tymi butami. Zwyczajnie zapominają. Czasami tak jak ja, mają zajęte ręce i nie są w stanie włożyć od razu butów do szafki, a potem coś ich pochłania i buty zostają na podłodze. Czasami, tak jak ja, są zmęczeni i nie mają siły ich schować. Innym razem zwyczajnie się im nie chce - jak mnie. I tyle. i ja nie jestem idealna. I ja zapominam - wczoraj na przykład zapomniałam zabrać z podwórka swoich ubrań: bluzy, koszulki, rękawiczek ogrodowych.Wszystko na noc zostało na płocie. Na szczęście nie padał deszcz. Dzieci też zapominają, tyle, że im bym powiedział: "no jak zwykle, znowu zapomniałaś, no jak mogłaś, a jakby zmokło?" Dziś już tak nie mówię. Buduję w swojej głowie nowe zdania: "aha, no zdarzyło się i tyle" i nie mam do nich, ani siebie żalu, czy pretensji. To pokazuje mi, że ani oni, ani ja nie musimy być idealni. Możemy każdego dani stawać się lepszymi, rozwijać się, pracować nad sobą, zmieniać to co niszczy na to co buduje.

Nie mówię im przepraszam. Mówię:

"Hmm, kiedy tak wrzeszczałam o te buty, to było wam smutno, a może nawet się wściekaliście, bo chcecie bym zwyczajnie poprosiła i wzięła pod uwagę to,co akurat robicie, bym może poczekała, bym przypomniała, bo czasami się zapomina?"

"Nooo"

"No cóż, teraz to widzę i zależy mi na tym, by prosić tak, by was szanować. Czasami mi nie wychodzi."

Nic. Cisza. Robią swoje, a mnie jest na sercu lżej, bo z pokorą się czegoś nowego o sobie dowiedziałam i mam szansę na zmianę na lepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz