środa, 18 września 2013

Zabawa dobra na wszystko

No tak mi przyszło do głowy, że zabawa jest "lekiem na całe zło". Jednak po chwili zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno? No wiecie, mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony wierzę, że to idealny sposób na dotarcie do dziecka, a z drugiej znam też wiele innych dróg by zbudować silną więź z dzieckiem. Tak więc pozostanę przy ty, że kiedy nic innego "nie działa" warto pomyśleć o zabawie. Każdy jednak ma swoje sposoby.

Na początku warto jednak przyjrzeć się dziecku i spróbować odgadnąć w jakim stanie ono jest. Bo jeżeli się smuci, płacze, "zamyka w sobie", albo złości, czyli jest pod wpływem silnych emocji, to najpierw warto dotrzeć do tych emocji i pomóc dziecku je nazwać i poszukać razem z nim potrzeby. Dzieci czasem płaczą a nie do końca wiedzą o co im chodzi. Czasem jedna sprawa wywołuje u dziecka płacz, a tak na prawdę tych spraw nagromadzonych może być kilka i jak już płacze, to nagle te wszystkie sprawy się domagają wypowiedzenia, te wszystkie kłopoty chcę być wypłakane. Więc warto dać dziecku okazję i przestrzeń do płaczu, być obok, przytulić, zapytać "smutno Ci? I nic, po prostu na chwilę być, a potem pomóc zgadnąć skąd ten płacz, bo: "wczoraj mama się nie zgodziła bawić się z Julką i dziś też nie, a koleżanka ze szkolnej ławki popychała ją, inne się z tego śmieją, a jeszcze siostra nie chce się dzielić zabawkami, a brat wrzeszczy <nie ruszaj>, tak, przez to wszystko Ci smutno?"

Nie szukam od razy gotowego rozwiązania na płacz, smutek, złość. Czasami poszukanie przyczyny smutku, czyli jakieś dziecięcej niezaspokojonej potrzeby, wystarczy i nie jest powiedziane, że od razu mam je zaspakajać, chodzi o ich wypowiedzenie, a czasem dziecko samo znajduje sposób, by je zaspokoić. I nagle z wielkiego płaczu, przechodzi w śmiech, znacie to?

To dorosły jest potrzebny dziecku by pomóc mu poradzić sobie z intensywnymi emocjami. Kiedy dziecko jest "zalane" emocjami, nie myśli logicznie, działa z poziomu uczuć i czasem może np. kogoś uderzyć, bo w danym momencie nie znalazł innego sposobu wyrażenia tej emocji. To my rodzice, "pożyczamy" dzieciom nasz mózg. Pokazujemy co można zrobić, kiedy nas "roznosi". Można powiedzieć: "widzę, że jesteś strasznie zły, choć idziemy na coś skoczyć, albo walnijmy ręką o poduszę!" To co działa w jednej rodzinie może okazać się niewypałem u innych. Warto opracować swój sposób na rozładowanie emocji. Kiedy one opadną, wtedy zaczyna się prawdziwa, swobodna zabawa, w której nie ważne jak się wygląda i czy dzwoni telefon, wiem to trudne. Warto spróbować.


Patrzyłam ostatnio na moją siostrę, która na urodzinach rocznej siostrzenicy biegała z nią na rękach po ogrodzie i bawiła się z dziesięciolatką, ośmiolatką i ponad sześcioletnim siostrzeńcem. Wyglądali na zadowolonych. Na twarzy dzieci oczywisty uśmiech, a co ciekawe na twarzy siostry też, radosny i spontaniczny. Zazdrościłam im tej zabawy, tej chęci do biegania, tej spontaniczności. Wyszłam do nich, zrobiłam kilka zdjęć a potem pomyślała, że się dołączę. Oczywiście dzieci nie miały dość. Uszanowały jednak potrzebę odpoczynku cioci. Po przerwie bawiliśmy się już razem. Nie udawała, na prawdę nie potrafiłam ich znaleźć ani dogonić. Żałuję, że wtedy akurat ból w szyi przeszkadzał mi w zabawie.



Dodam, że zawsze zazdrościłam siostrze tego spontanicznego wejścia w świat dziecięcy. Tej więzi jaka ich łączy i tego ciepła i szacunku. To, że dorosła ciocia zakłada na buzię maskę kotka, schodzi na czworaka i udaje kota dla dzieci jest niesamowitą frajdą. To wejście w ich świat i schylenie się do ich poziomu. Wiecie jak wygląda świat z poziomy metra lub mniej??? Zniżcie się, zobaczycie, że jest inny niż nasz. A to, że jestem mamą swoich dzieci, bywa czasem największym utrudnieniem. Bo to ja mam być niby poważna i mówić co wolno a co nie. Nie lubię tego. Nie lubię tego mojego zaprogramowania, tego mojego wewnętrznego dysku twardego, który tak ciężko zrestartować. Jednak czasami się udaje i wtedy wolę się z nimi śmiać, żartować, podążać za śmiechem. Tak, uwielbiam się z nimi śmiać, nawet z tego co ich śmieszy najbardziej, a są to słowa: "siku", "kupa", "bąki" no i ukochane bekanie na żądanie. Śmieję się razem z nimi! Uwielbiam odbijać z nimi w piłkę i bawić się w piasku. Kocham się z nimi turlać po łóżku i siłować. Boskie są zabawy paluszkowe, masaże placów z rymowankami. A i jeszcze kocham z nimi śpiewać. W ogóle uwielbiam nucić piosenki i śpiewać razem z radiem. I oni też to robią! A i jestem ekspertem w teatrzyku pluszakowy! Dzięki tej zabawie przerabiamy wiele trudnych emocji. I dziś rano moja córka sama coś przerobiła. Miała do dyspozycji tylko swoje dłonie, które się kłóciły o czesanie włosów, o to, że czasem to boli, a mama chce by włosy były upięte, a dziecko woli rozpuszczone. Jedna dłoń to mama, druga to córka. Ja stoję obok i ją czeszę. Nic nie mówię, bo wiem, że w ten sposób ona oswaja się z tym, co jest dla niej trudne. Pozwalam jej powiedzieć wszystko, bo to dzieje się w świecie zabawy i nie wykracza poza jego granice. Pomaga natomiast oswoić się z rzeczywistością, przerobić to, co trudne, wypowiedzieć złość, ból, frustrację. Prawda, że lepsze to niż, gdyby wybuchła awantura, padły przykre słowa i krzyki? A tak, potraktowałam to z uśmiechem i akceptacją.

Jedynej rzeczy, której nie robię to nie gram w Farmę. Dzięki Farmie, mój syn znalazł bliski język z moją drugą ciocią. No nie wiem, czy kiedyś się przekonam do gier.

Zazdroszczę więc póki co kilku rzeczy tym, co mają ciepłe relacje z dziećmi poprzez to, co kochają robić:

poprzez granie na komputerze, czy innych sprzętach
poprzez wodne zabawy na materacu (no gdyby woda miała 36 stopni i dno widoczne jak w basenie, to kto wie)
poprzez bieganie bez końca w berka
poprzez gry planszowe (czasem nad chińczykiem zasypiam)
poprzez wspólne czytanie książek (tu też zasypiam, no góra 10 min daję radę)

Te wszystkie rzeczy otwierają drzwi do dziecięcego świata. Poprawiają relacje dorosły-dziecko. Pomagają dziecku zrozumieć świat.

Na warsztatach z Lawrence J. Cohenem usłyszałam, że dzieci się nie naśmiewają np. z niepełnosprawnych, bawiąc się i udają niepełnosprawnego. Oni w ten sposób pojmują świat, uczą się go, oswajają się z nim, biorą na siebie to co świat przynosi. Więc udają niepełnosprawną osobę, udają, że mówią w obcym języku, że są lekarzami, żołnierzami czy nauczycielami itp.To nam dorosłym wydaje się, że dziecko się naśmiewa a rzeczywistości ono zachowuje się zupełnie naturalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz