środa, 14 sierpnia 2013

Jak bycie prawdziwą pomaga mi w moich relacjach z dziećmi.

Zdarza mi się, że mówię do dzieci lub męża:
"Jestem bardzo zmęczona, potrzebuję odpocząć"
Po czym chodzę po domu, krzątam się, coś tam włożę do zmywarki, coś do pralki, a tu jeszcze jedzenie do lodówki, to podniosę, tamto schowam i tak czasem mija godzina lub dwie.

Odkładam swoją potrzebę odpoczynku na potem.
Na kiedy? Na niedzielę? Może...


  • Ostatnio jednak zupełnie nieoczekiwanie zdarzyło mi się, że padłam na twarz, dosłownie, choć niezbyt nisko, bo tylko na stół kuchenny. Oparłam moją głowę, w której nieustannie się coś kłębi, na ramieniu i nie mogłam się ruszyć.


Dzieci były w szoku.
"Mamo, jesteś zmęczona?"

Ja: "bardzo"

Nagle zaczęły jak ja, coś sprzątać, chować, poszły się same umyć i jeden do drugiego mówił: "cicho, mama potrzebuje odpocząć".

Usłyszały mnie, zobaczyły. Prawdziwą, zmęczoną, bez lukru, bez ściemy. No bo niby taka zmęczona a nadal sprząta zamiast odpocząć.

Innym razem położyłam się na łóżku w ubraniu. Pora była już późna i groziło zaśnięcie w opakowaniu, nie byłam w stanie nawet palcem kiwnąć.

Córka, 8-latka pyta:

"Mamo, co jesteś taka blada"

Ja: "a jestem zmęczona, a zjadłabym jeszcze kolację, tylko, że pomidory są w szklarni".

Po chwili pomidory były już w kuchni i czekała na mnie opowieść o tym, że w drodze powrotnej ze szklarni, razem z siostrą posprzątały na podwórku wszystkie rzeczy, które mogłyby od deszczu zamoknąć. Zrobiły to same od siebie. Nikt ich nie prosił. Za to często widzą, że robię to ja. Zdarza się, że proszę o pomoc i czasami ją dostaję a czasami nie i to też jest dla mnie ok. Bo nikt nie ma obowiązku nam pomagać zaspakajać nasze potrzeby a zwłaszcza dzieci. Jeśli drugi człowiek chce i robi to bo i jemu to sprawia przyjemność i zaspakaja jakieś jego potrzeb, to wówczas taka pomoc jest dla mnie do przyjęcia. Nie chcę pomocy na siłę. Szanuję to, że ktoś zamiast mi pomagać może potrzebować odpocząć, dokończyć swoją pracę, zabawę.

I jeszcze jeden wyraz autentyczności.

Dziś w moim sercu frustracja.
Mąż pyta: czemu jesteś zła, choć ani słowa nie zdążyłam powiedzieć. Starsza córka, pyta swojej młodszej siostry o co mama jest smutna. Oni czują, że coś jest nie tak. Ja też. Nikt nie wie co. Może warto się zastanowić, pomyśleć czego potrzebuję?

Powiedziałam, że potrzebuję posprzątać i będzie mi łatwiej to zrobić jeśli pobawią się na poddaszu. Poszli. Nagle wraca syn i mnie przytula. Poczułam więc, że potrzebuję bliskości i bycia zauważoną. Potem córka i mówi:
"mamo, wiem, że chcesz być sama, a ja chcę Ci pomóc. Mogę?"

Zgodziłam się, ucieszyłam, bo potrzebowałam współpracy i jednocześnie chciałam szanować to, że nie koniecznie muszą mi pomagać.

Potrzebowałam też pobyć sama i pomyśleć w ciszy a oni chcieli się bawić i śmiać. Zgodzili się pójść na górę. Potem poczuli potrzebę bycia ze mną, nawet w trudnej chwili.
sprzątanie poszło nam razem szybciej.

3 komentarze:

  1. Piękna historia Kasiu!!! Wspaniale, że masz tak dużo "widzących Ciebie" osób wokół siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wspaniale widzieć, że udało nam się nauczyć nasze dziecko czegoś dobrego. Twoja historia i to, co ostatnio przydarza mi się coraz częściej w relacjach z moim dzieckiem, to najlepszy dowód na to, jak dzieci uczą się na naszym przykładzie. I jeszcze na to, że to nie kary i nagrody, ale nasze zachowanie kształtuje ich postawy. Może i jest to powolna nauka, ale przynajmniej wiem, że tak uczę moje dziecko prawdziwej troski o innych i siebie, a nie tylko wypełniania poleceń (bo to przynosi korzyści).

    OdpowiedzUsuń
  3. Marzenko, dzięki, nawet czasem nie wiemy, że ich mamy :) i coś musi się wydarzyć, by to dostrzec.

    Zgadzam Się z Tobą Jolu i dziękuję za te słowa. Warto wolniej, bo efekty są takie jak chcemy.

    OdpowiedzUsuń