piątek, 21 czerwca 2013

Kłótnie o wychowywanie dzieci

Mama i tata, to dwoje zupełnie różnych i niepowtarzalnych ludzi, pochodzących czasem z różnych kultur, na pewno z różnych środowisk i domów. To ludzie, którzy mają różne życiowe doświadczenia, odebrali odmienne wychowanie i z tym wszystkich wchodzą w związek, który wpływa na ich dzieci. Czasem wydaje się nam, że mamy ten sam styl wychowywania naszych dzieci, no może bardzo podobny, a chwilami chcielibyśmy zrobić coś innego niż nasz parter lub partnerka.

Jak dojść do porozumienia? A może niech każdy robi swoje? Czy lepiej być zgodnym, czy różnorodność jest nieunikniona? Takie pytania czasem pojawiają się, a to w mojej głowie, a to gdzieś je słyszę. Kiedy w zaczyna się kłótnia, rozmowa o to co zrobić wtedy nie doradzam tylko najpierw słucham, czyli daję empatię. Tego się nauczyłam, nie zawsze tak było, ale teraz wiem, że się da i że warto być cierpliwym i uczyć się każdego dnia i za to jestem sobie wdzięczna.
Jeśli czegoś nie jestem pewna to zadaję pytania, upewniam się, czy to, co słyszę, to rzeczywiście to samo, co mój rozmówca chciał powiedzieć. Zgaduję i szukam potwierdzenia.

Dam przykład:

Jeden z rodziców mówi:
"Bo Ty zawsze stajesz po jego stronie"
Słucham i zastanawiam się co mój rozmówca miał na myśli. Na ten czas staram się odsunąć na bok moje myśli, uczucia i dać moje słuchające serce rozmówcy. Kiedy dam mu empatię, potem on usłyszy mnie.
Pytam:
JA: "Czy to jest tak, że chcesz żebym zauważyła, że w tej sytuacji jest też ktoś inny kto potrzebuje mojej uwagi?"
- "Nie, to nawet nie o to chodzi. chcę by on zrozumiał, że źle zrobił i powinien ponieść konsekwencje"
JA: "Nie podoba Ci się to, że ktoś jest skrzywdzony?"
-"On czuje się słabszy i nie bije, ale wychodzi obrażony i wtedy jest zły i krzywdzi samego siebie, jest agresywny wobec siebie".
JA: "Tak, zauważyłam, że on nie uderzy rodzeństwa, ale za to jest bardzo smutny i zły, nawet obrażony, trudno do niego dotrzeć i też potrzebuję go z tego wyrwać, bo chcę by był bezpieczny i taka agresja do środka, do siebie samego jest gorsza niż ta na zewnątrz. Może warto by było go nauczyć tą agresję wyładowywać w bezpieczny sposób. Zastanawiam się, czy masz jakiś pomysł jak tą sytuację rozwiązać?"
-"Nie, Ty coś wymyśl"
JA" "Nie chcę Ci doradzać, bo nie mam patentu na to, czy to co robię, Tobie będzie odpowiadało, czy się sprawdzi. Mogę jedynie powiedzieć jak ja sobie radzę z trudnymi sytuacjami. Mogę też powiedzieć, że chyba wiem skąd się one biorą, jak ja czuję. A i jeszcze dodam, że wiem co zwykle u mnie działa, czasem, dopóki się nie "spierze", dopóki nie trzeba wymyślić czegoś nowego."

Każda sytuacja jest inna i jej uczestnicy są niepowtarzalni. To co działa u jednych u drugich może okazać się klapą.

To, o czym warto pamiętać i działa zawsze, to:

1. Zanim cokolwiek się powie, warto ochłonąć, wyjść i się uspokoić, pooddychać i wrócić do siebie. Pozwolić emocjom opaść, zwłaszcza jeśli sytuacja dotyczy relacji z dzieckiem. Dzieci zawsze obwiniają siebie za zaistniały problem, czy to błahy, czy poważny a w relacji rodzić-dziecko, to dorosły odpowiada za ich jakość.
2. Pozbyć się oceniających i osądzających myśli typu: "bo on jest złośliwy", "bo zrobił to specjalnie i jeszcze teraz kłamie", "bo to on zawsze zaczyna i bije a młodszy/słabszy/grzeczniejszy się wycofuje""bo mnie nie słucha, specjalnie to robi, na złość". POZBYĆ SIĘ KRYTYKI.
3. Zastanowić się, co tym "złym" lub "dobrym" zachowaniem dziecko próbuje powiedzieć, pokazać a dokładnie czego potrzebuje. Jaka kryje się za tym potrzeba, którą dziecko próbuje w tak zawiły dla nas dorosłych sposób zaspokoić.  Tak, to jest trudne, nawet bardzo, tyle, że tak już jest i jedynie co nam pozostaje to zapamiętać, że tak jest i nauczyć się reagować inaczej. To raczej my dorośli potrzebujemy się czegoś nauczyć i jeśli to się nie udaje to znaczy, że najwyraźniej nam nauka z trudem przychodzi.
4. Pomóc dziecku tą potrzebę zaspokoić, bo dorośli potrafią swoje potrzeby zaspokajać sami. Przy małych dzieciach od razu, bo one nie są zdolne zrobić tego same. Przy starszych można powiedzieć, czego my w danej chwili potrzebujemy i spróbować się dogadać. To czy się uda zależy od wielu czynników. Pamiętajmy, że to jednak my dorośli, a mam wrażenie, że zwłaszcza kobiety, potrafimy odstawiać na bok swoje potrzeby, dzieci nie.W tym wszystkim najważniejsze jest być prawdziwym.

Taki przykład na prawdziwość. Co wieczór mówię moim dzieciom, że jestem zmęczona i potrzebuję odpocząć, po czym widzą mnie jak chodzę i sprzątam talerze do zmywarki, jedzenie do lodówki i jeszcze inne sprawy załatwiam przez godzinę. I tak codziennie od roku. Wczoraj padłam. Siedzę w kuchni, łokcie na stole i nagle poczułam, że muszę to zrobić, że muszę położyć głowę na stół, na tą moją rękę, na łokieć.Położyłam Weszła córka i mówi: "mamo Ty leżysz na tym stole tak jak my czasami, jak jesteśmy zmęczeni". No byłam w szoku. Pomyślałam, no tak, w końcu widzą, że naprawdę jestem skonana. Po czym na jedną moją prośbę, samodzielnie pochowali i te talerze, i jedzenie, i jeszcze pralkę załadowali.

2 komentarze:

  1. To łatwo zawsze w teorii :) w praktyce człowiek wpadnie we wściekłość i tyle. Coś takiego o rodzicach mi się przypomina: klik

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to trudne, rutynowo krzyczę, ogarnia mnie złość, emocje mnie zalewają. Jak trudno wtedy pamiętać o ochłonięciu! Dzięki za link, przeczytałam, zabieram z niego dbanie o swoje granice, zamiast ich wyznaczanie. Jeśli pokazuję innym, gdzie są moje granice, to nie muszę ich wyznaczać, choć czasami warto je codziennie pokazywać, by być prawdziwym, by dziecko nauczyło się kim są ludzie. A i dziecko uczy nas, gdzie są jego granice i tego, kim jest dziecko. Człowiekiem, kompletnym i kompetentnym, choć z mniejszym doświadczeniem.

    OdpowiedzUsuń