czwartek, 28 marca 2013

Polubić siebie

Dziś trafiłam na wywiad z Karsten Schacht-Petersenem

http://www.medigo.pl/psychologia-odchudzanie-diety/polubic-siebie-i-schudnac

Jak ważne jest to z czym spotykamy się w dzieciństwie. Jak niewiele trzeba by poradzić sobie z demonami. Być wysłuchanym, otrzymać porcję empatii, zrzucić z siebie balast frustracji, stresu, trudnych emocji czy nawet podzielić się radością i szczęściem. Patrzyłam dziś na moją córkę i jej ulubioną koleżankę, które podskakiwały z radości, kiedy usłyszały, że zabiorę Olę do domu za pół godziny, czyli mają dla siebie jeszcze odrobinę czasu na zabawę. Pomyślałam: jak to wspaniale umieć się tak cieszyć. Szkoda, że jak stajemy się dorośli, to czasem nam tej spontaniczności brakuje.

Mam takie życzenie, by pamiętać i ćwiczyć się w radości i codziennym uśmiechaniu się, żartowaniu, w rodzicielstwie przez zabawę. Od dwóch dni nawet chwilami nieźle mi to wychodzi. Chcę więcej. Jak o tym pamiętać? Trening czyni mistrza? Może karteczkę na lodówkę zawieszę. Swego czasu widziałam takie karteczki-buźki z hasłami uśmiechnij się itp. na szkolnej świetlicy. Może i u mnie w domu by się przydały.

JAK PRZYJĄĆ TRUDNE UCZUCIA DZIECKA

Dla kontrastu napiszę, że przyszło nam, mojej rodzinie, zaakceptować trudne emocje syna, który płakał i krzyczał: "wyjdź". Z nikim nie chciał rozmawiać. Zamknął się w swojej skorupce. "Zapukałam" do niego i powiedziałam, że jeżeli będzie chciał bym go przytuliła, to jestem obok. Choć z całego serca pragnęłam go przytulić, to jednak pozwoliłam jemu zadecydować, kiedy to nastąpi. I poprosił mnie o to, może po 5 minutach, choć dla mnie te 5 minut ciągało się w wieczność.

AKCEPTACJA

Kiedyś zanim poznałam metodę porozumienia bez przemocy powiedziałabym, by się uspokoił. Dziś wybieram akceptację też tych trudnych emocji. One też, tak jak radość, są w nas żywe i nie mam zamiaru im zaprzeczać. Cieszę się, że poczekałam, że pozwoliłam mojemu dziecku samemu zadecydować kiedy i jak chce przeżywać to co czuje. Oczywiście zatroszczyłam się o to, by był bezpieczny i on i rodzeństwo. A ja byłam tuż obok, dałam mu przestrzeń i czas, której chyba wtedy potrzebował. Krzyś "wysmucił smuteczki, wyzłościł złości" i przyszedł czas na przytulanie. Siedzieliśmy tak razem na kanapie chyba z 15 minut.
Przyjemnie, ciepło i bezpiecznie.

Nie mówię, że to było łatwe, jednocześnie wydaje mi się, że chyba warto było. Wszyscy chcieliśmy mu natychmiast pomóc. Tata, ja, dwie siostry. On wolał się pozłościć sam, i jasno i wyraźnie, a nawet głośno wyznaczył swoje granice. Nic na siłę :)

2 komentarze:

  1. Twoje słowa dodają mi otuchy, że tak się da i że warto się uczyć:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci za te komentarze, dzięki nim przeczytałam ponownie swoje posty i wróciłam do tego, co dla mnie ważne. Karteczki na lodówce wówczas nie powiesiłam,ok, może nie miałam tak silnej potrzeby. Teraz mam potrzebę i inspirację. Już ją robię....Mam, zrobiłam nawet więcej! Będzie w poście.

    OdpowiedzUsuń