środa, 11 lutego 2015

Skaczę z radości

Czuję dziś radość, bo moja potrzeba kontaktu z rodziną jest zaspokojona. To niewiele mówi, a że mam jeszcze niezaspokojoną potrzebę świętowania i dzielenia się tą radością, to opowiem coś więcej, bo to właśnie z Wami chcę się podzielić.

Otóż odkąd są ferie, to w naszym domu są zmiany. Takie zwykłe, naturalne: dzieci są w domu, a więc jest i głośniej, jest wrzawa, więcej zabawek, rzeczy, garów, szklane, talerzyków, mokrych ubrań po śniegu, suchych i brudnych też sporo i takie tam - życie w rozgardiaszu. A!!! I zapomniałabym o kłótniach, których co dziennie z mężem słuchamy (nawet jak słuchać nie chcemy), czasami o bójkach i takie tam - tam, gdzie dzieci więcej niż jedno, to tak to bywa. No więc było nam trudno, mi i mężowi. No bo nasza potrzeba ciszy, efektywnej pracy i sprawczości nie zaspokojona (tak - oboje pracujemy w domu). Na dokładkę potrzeba troski o kłócące się dzieci, bycia usłyszanym, brania ich i nas pod uwagę - no cóż, ciężko. Coś z tym trzeba zrobić! Tylko CO???

Otóż 4 kroki Porozumienia bez Przemocy

przykład:

Dzieci wychodzą z domu. Dwoje i tata już gotowe. Trzecie siedzi, gra, nie ubrane i wcale nie zamierza skończyć grać. Siostra mówi, eeee co tam, krzyczy:

"hej kończ już to WYCHODZIMY!!!"

Brat zero reakcji. Ja siedzę przy komputerze i słyszę. Domyślam się jak to się skończy. Siostra będzie coraz bardziej krzyczeć, a brat nie będzie słuchał. Może będzie płacz (bezsilność) może agresja (za którą kryje się potrzeba ochrony własnych granic). Ja chcę widzieć, że oni się szanują i biorą się pod uwagę. Potrzebuję, by zostało to załatwione efektywnie i sensownie. Dziś akurat im pomogę.

"Kiedy tak mówisz do brata, to chcesz się zatroszczyć o niego i o resztę, chcesz zdążyć na czas?"
"Tak"
"Ja też tego chcę, pomóc Ci"
"Tak"
"OK. Jest 15:04, a zaczynacie zajęcia o 15:15. Widzę, że grasz, chcesz dokończyć, ja jednocześnie chcę, żebyście zdążyli. Tata i siostry już wyszło. Jak Ci pomóc, żebyś już wyszedł?"
"ok, to ja już kończę. Podasz mi kurtkę?" I wyszedł. Mam nadzieję, że dotarli na czas.

A ja mam w sobie wdzięczność i uznanie dla siebie samej, bo podjęłam wysiłek zauważenia potrzeb moich dzieci i swoich własnych też. Znalazłam sposób, by się o nas wszystkich zatroszczyć i on się dziś sprawdził.

Dziś już wiem, że jak coś nie działa to poszukam innej drogi i SPRAWDZĘ jak się z tym będę miała ja i ludzie obok mnie. Teraz mam w sobie zaufanie, że cokolwiek, by się nie działo, to sobie poradzę.

Wieczorem, kładąc się spać w domu, który wyglądał jakby przez niego przeszło tornado, pomyślałam:

"jak ja chcę sobie poradzić z tym bałaganem, czego ja potrzebuję, jak ja chcę ich prosić o pomoc?"

Przyszła odpowiedź:

"Z zaufaniem, że oni chcą pomagać, współpracować, sprawiać, że bierzemy się pod uwagę i jesteśmy dla siebie ważni"

Rano wstałam i też tą myśl miałam. Moje prośby kierowane do domowników były słyszane i brane pod uwagę. Ja skupiłam się na pracy i zaufałam, że oni dadzą radę w drobnostkach tj: zrobienie sobie kanapki, pozbieranie swoich ubrań, umycie umazanego farbami stołu, obranie jajek itp. I co się okazało?
Nie tyle zrobili o co prosiłam, ale nawet więcej - w kuchni na stole czekał na mnie i męża talerz z zupą. Jasne, dzieci mają już 8, 9 i pół i ponad 11 lat, zupę ugotowałam ja, ale jajka to już wysiłek córki, a współpraca w nalewaniu? Syn stoi i podaje talerz, pierworodna nalewa, młodsza podaje na stół. I łyżki też były. Tylko krzesła trzeba było sobie znaleźć i przytaszczyć do kuchni, bo się po domu rozpierzchły.

No radość w sercu, a wystarczyło tylko w nim pogrzebać, doszukać się swoich uczuć, potrzeb, pomyśleć o zaufaniu i wiary w to, że I JA I ONI DADZĄ RADĘ. Tyle, albo aż tyle. I nie myślcie, że to przyszło od tak. Nie to jest ciężka praca, moja własne zmiana i rozwój. I nadal się uczę, dosłownie: czytam, chodzę na szkolenia, sama prowadzę warsztaty, do których się solidnie przygotowuję i tym samym się uczę. Robię coś i widzę, że czasami nie tędy droga, czasami płaczę,chcę tym rzucić, dostaję wsparcie i empatię, czasami kopa w cztery litery i znów się zbieram w sobie, łapię energię i znów szukam lepszych strategii. To nie jest łatwa praca. Nie widzę jednak innej drogi jak poprzez własną zmianę. A żeby nie brzmiało to tak strasznie, to ten post jest właśnie po to, by cieszyć się sukcesami. I ich też jest mnóstwo, maleńkich i tych większych. I dziś chcę się cieszyć i to robię. Dlatego piszę, że serce mi radość wypełnia. Aż chce się skakać!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz