wtorek, 2 grudnia 2014

Adwent - czas przyjścia


Już w listopadzie dzieciaki pytają o pieczenie pierniczków. Nasze wielka rodzinna tradycja. Nasz dar serca dla wszystkich, których spotykamy na swojej drodze.

Najpierw jest wielkie pieczenie. Wielkie, bo ciasta mamy całą dużą miednicę na pranie. W tym roku surowego ciasta było 14 kg! Dobrze, że miał kto pomagać w pieczeniu: cała ekipa wykrawaczy, obsługa do piekarnika, logistyka wyładowcza ciepłych ciastek z blachy na miejsce studzenia i później do pudełek.

Na zdjęciu pierwsza dziecięca ekipa wykrawaczy - w kilka minut 6 dużych blach było pełne. Entuzjazm powoli jednak zaczął opadać. Na polu bitwy został tata, mama i syn. Na szczęście wkrótce dotarło wsparcie dorosłych. Bez ich pomocy pewno pieklibyśmy jeszcze przez tydzień, a tak to w kilka godzin i w jeden dzień temat został ogarnięty.


W międzyczasie podjadanie. Jednak nie ma się co obawiać, że zabraknie. Takich ilości ciastek nie da się samemu zjeść, dlatego z dziką rozkoszą je rozdajemy, dzieląc się miłością. Właśnie dlatego pieczemy aż tak dużo!


A tak wygląda roboczy magazyn na jeszcze ciepłe pierniczki. Poniżej są już przygotowane pudełka na schłodzone ciastka. Tak, tak, wszystkie zostały zapełnione. Tylko siły i czasu do fotografowania już zabrakło. Logistyka sióstr zajęła się obsługą tak perfekcyjnie, że w tym roku matka nie miała za bardzo okazji do wykazania się swoim pedantyzmem. Nie było pudełeczek "tylko z gwiazdkami", czy "tylko z serduszkami". O przepraszam, było jedno gwiazdkowe - wykonane na specjalne zamówienie - wkrótce można będzie dokonać odbioru paczki, lub też dostarczymy.


Zapraszamy też na wspólne dekorowanie. Dzieci to uwielbiają, zresztą, co tam dzieci - ja to kocham! Tak więc planujemy dekorować już w najbliższą niedzielę. Będzie to czas wspólnej zabawy z dziećmi i odrobina przestrzeni na pogawędki rodzicielskie.

Udekorowane pierniczki trafią do ręcznie zdobionych słoiczków, a te już dalej do tych, których spotkamy w tym pięknym adwentowym czasie na naszej drodze. Są i tacy, o których zwyczajnie staramy się pamiętać. Są i tacy, którzy dają znać, by też dostać. Bo warto się troszczyć i o siebie i o drugiego.

ADWENT

Ale adwent to dla nas czas przede wszystkim duchowego przygotowania do przyjścia Pana. Ulubione zajęcie dzieci to uczestnictwo w roratach, które u nas w parafii odbywają się o godzinie 17-stej, co znacznie ułatwia dzieciom dotarcie. Ja też je uwielbiam, ponieważ jest to dla mnie czas i przestrzeń na spotkanie się w swoim sercu z tym, co dla mnie ważne. Jest to okazja do rozmyślań, do refleksji nad tym, co każdego dnia mnie spotyka i jak to się ma w stosunku do moich wartości i dla drugiego człowieka. Jest to też dla mnie świetna okazja, by zwyczajnie odpocząć, rzucić wszystko, co akurat robię, co jest też ważne, choć może nie najważniejsze, by złapać chwilę dla siebie.

Nawet kiedyś moje dziecko mi powiedziało: "mamusiu, chodź z nami, to sobie odpoczniesz". No i tak właśnie jest. Bo idę, by być z Panem, który "pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach", by nacieszyć się Jego Słowem i obecnością w Eucharystii. Dziękuję Ci Panie, że Jesteś ze mną, że mam Ciebie na wyciągnięcie ręki.

 KALENDARZ ADWENTOWY

Jeszcze podzielę się pomysłem na kalendarz adwentowy. Zrobiony z kopert. Wspólnie wykonany z córką, zarówno zewnętrzna część, jak i pomysły do środka, a wśród nich: wspólna zabawa z dziećmi, wspólne śpiewanie z nimi piosenek, wspólne wyjście np. na basen, czy do kina, robienie kartek bożonarodzeniowych. I pomysł, który spodobał się nam najbardziej:
każdego dnia modlimy się w innej intencji,która jest już wcześniej zapisana i włożona do koperty. Wczoraj był dzień modlitwy za naszego syna. Ale miał rogala na buzi, kiedy wyjął kartkę z koperty. Poczuł się zauważony, jego potrzeba bycia widzianym docenionym, akceptowanym i może jeszcze jakieś inne zostały tym jednym gestem zaspokojone. A moje: potrzeba troski o innych, potrzeba wyrażenia swoich wartości (że warto pamiętać o innych, też poprzez modlitwę), że w ten sposób pokazuję dzieciom,co dla mnie jest ważne (autentyczność)


COŚ DLA DUCHA

A oto moje tegoroczne odkrycie:

słuchowisko adwentowe "Plaster Miodu" POSŁUCHAJCIE: TUTAJ

Dzięki poleceniu przez Martę Be, której refleksje znajdziecie TUTAJ

Szczególnie zwróciła moją uwagę komentarz Marty: "Żywić się Jezusem to nie tylko być na Mszy Świętej i przyjmować Komunię Świętą. To czytać Go i rozważać, to godzić i na nowo się nawracać po każdym upadku, to poznawać Go i wcielać w życie Jego naukę, to naśladować Go, dążyć do całkowitego zjednoczenia z Nim, to kochać."

NAWRÓCENIE - co to dla mnie znaczy?

Na nowo się nawracać po każdym upadku - to takie bliskie Porozumieniu bez Przemocy, Rodzicielstwu Bliskości i Chrześcijaństwu. Przecież każdy z nas popełnia błędy i tylko refleksja na nimi i uświadomienie sobie, że teraz, kiedy już widzę swój błąd to wiem, że mogę to następnym razem zrobić inaczej. I nie chodzi o jakieś umartwianie się. Chodzi o to, by powiedzieć: ok, teraz już widzę, że mogę inaczej. A więc próbuję  inaczej, zmieniam się każdego dnia, nawet kilka razy dziennie "Idź i nie grzesz więcej". Mogę to powtarzać codziennie i nie ma w tym nic złego. Jezus nas zna i wie, że codziennie Go potrzebujemy, że nawracać się będziemy co chwilę, bo to jest proces, proces dochodzenia do świętości. I Boga to nie przeraża ani nie martwi. Martwi Go nasza ślepota, nasz sen, nasza duchowa śmierć i nieświadomość. Kiedy już jestem świadoma, to On się cieszy. Owszem, cierpiał, widząc moje zbłądzenie i jeśli ja czuję smutek i cierpienie, to dlatego, że mogę sobie uświadomić, jak bardzo Ten Ktoś-Bóg mnie kocha a ja zupełnie tego nie widziałam. Może mi być jedynie żal, że zraniłam Boga, że zraniłam drugiego człowieka. Tak jak matka widzi, że sprawiła zawód swojemu dziecku i jest jej żal, że dziecko cierpi, tak może mi być żal, że zraniłam Boga i widzę, że On cierpi. Pan nie chce naszego użalania się nad sobą. On chce naszej zmiany. Codziennej zmiany.

I w PbP też tak jest-nie chodzi o potępianie i użalanie się nad sobą, bo to prowadzić może do samokrytycyzmy i zniechęcania. PbP jest po to, by pokazać, że popełniało się błędy, bo nie umieliśmy inaczej, nie mieliśmy takiej wiedzy, czy świadomości. A teraz, kiedy już to wiesz, masz szanse się zmienić.

Tylko NADZIEJA i radość, że można inaczej, że Bóg mnie nie potępia, daje mi szansę do zmiany - codziennie, w każdej chwili mogę się nawracać. Nawrócić, znaczy zmienić swoje zachowanie, to wyuczone i krzywdzące na to wzbogacające. Mogę to robić (zmieniać się=NAWRACAĆ) w swojej codzienności: w relacji z mężem, z dziećmi, ze znajomymi z pracy, w relacji z człowiekiem, jakiego Pan stawia przede mną każdego dnia.

W nawróceniu, dla mnie, pomocne jest:

uświadomienie sobie, że popełniłam błąd, grzech, że zraniłam
znalezienie innej drogi
wdzięczność za to doświadczenie
chęć zmiany
i radość z tego, że dana jest mi nowa szansa
i ta RADOŚĆ i NADZIEJA jest wodą na młyn - bez niej ani rusz, po prostu się nie da. Siedzę i marudzę. Kiedy mam w sobie radość, mam i energię i chęć do zmiany.

Z Panem wszystko jest możliwe, bo to On mnie kocha i umacnia.


Adwent - czas przyjścia Boga, który przyjść może do mnie dziś w drugim człowieku: dziecku, mężu, koleżance, kimś obcym spotkanym na ulicy....w kim jeszcze???

Marana Tha - Przyjdź Panie, przyjdź
Marana tha (aram. Przyjdź, Panie Jezu! lub zapisane jako maran atha Nasz Pan przyszedł)
Obym umiała Go dostrzec, bo On przyszedł na pewno już dziś do mnie.Kim byl-moim dzieckiem, mężem.?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz